14

4.5K 206 17
                                    

- Eva, proszę Cię, jeśli jutro sama nie wstanę przed śniadaniem, bądź taka miła i obudź mnie, dobrze? Koniecznie muszę być na zielarstwie i oddać zaległe wypracowanie... Powoli zbliża się koniec roku, więc powinnam wszystko doprowadzić do całkiem przyzwoitości. - poprosiłam przyjaciółkę, kładąc się do łóżka, bo cały dzień strasznie mnie bolała głową i bałam się, że moje ciało zbyt dobrze będzie się czuło w tak błogiej sielance snu, gdzie nie czuję bólu i odmówi posłuszeństwa w postaci wstania na czas.

- Pewnie, Mayka! Masz to jak w banku! - skrzywiłam się z bólu, słysząc jej wycie. - Oj, przepraszam, głowa. Zapomniałam. Dobranoc i nie obawiaj się, obudzę Cię, możesz na mnie liczyć.

- Nic nie szkodzi i dzięki wielkie. Ratujesz mi życie... Profesor Sprout jest przemiła, ale tylko dla Puchonów i dla kilku swoich wybrańców. - powiedziałam i schowałam się pod kołdrą, aby w spokoju zasnąć.

Obudziłam się wolna od bólu - ulga, ale coś mi nie pasowało... Dziewczyn nie było w pokoju! Spojrzałam na zegarek - za pół godziny jest obiad! Na Stwórcę! Zielarstwo już było!

- JUŻ NIE ŻYJESZ, SHAWN!!! - wrzasnęłam na cały pokój. Byłam w szale. Spróbowałam się trochę uspokoić pod szybkim prysznicem. Ubrałam się w to co zawsze - dżinsowe rurki, czarna koszulka z logo zespołu, narzucona koszula i trampki. O mało nie zapomniałam o szacie z wyszytym herbem Domu Węża (nie wiem dlaczego dyrektor chce, abyśmy podczas wspólnych posiłków je nosili, ale już dobra - przeżyję). Gotowa udałam się w stronę WS. Gdy tylko przekroczyłam próg zobaczyłam w najlepsze śmiejącą się Evę.

- Ty chyba sobie żartujesz!!! - krzyknęłam na całą salę, ale morderczy wzrok skierowałam tylko na Shawn. Jak zobaczyła z czyjej buzi wydobywa się tak słodka muzyka dla uszu, zatrzęsła się i zaczęła się wpatrywać w swój talerz jakby jego zawartość była najważniejszą rzeczą w jej życiu (tak w sumie, to trochę racja).

- Ten talerz Cię nie uratuję, Owieczko! - zaczęłam się powoli zbliżać do miejsca, które zajmowała. Wszyscy obecni w sali z lekkim przerażeniem obserwowali całe zdarzenie. - Nawet rzeź będzie przyjemniejszą rzeczą, niż to co zamierzam Ci zrobić! - Naczynia, które znajdowały się w moim zasięgu, zaczęły się trząść. Nie wiem co się działo, ale wiem, że jak mnie ktoś zaraz nie uspokoi, to stanie się coś złego. - Tłumacz się! Tylko nie próbuj kłamać!

- J...Ja...Ja... No ten, gdybyś oddała tę pracę dostała byś Wybitny na koniec roku - (tak, Johny to świetny nauczyciel) - tak jak ja, a przecież to ja jestem lepsza z zielarstwa! - Nie wierzyłam, że to słyszę! Nie obudziła mnie specjalnie! Z czystej złośliwości i zazdrości! Co za małpa! Zaczęłam właśnie wyciągnąć ręce z kieszeni (wsadziłam je tam zaraz po otworzeniu drzwi do Wielkiej Sali, bo wiedziałam, że inaczej skorzystają ze swojej swobody) i usłyszałam, że kilkanaście osób na sali w mgnieniu oka wyciąga swoje różdżki w gotowości do użycia. Zakładam, że chcieli mnie rozbroić.

- Idioci, chcę jej przyłożyć, a nie rzucić na nią urok! - widownia przestraszyła się jeszcze bardziej. Zirytowało mnie to. Parę kielichów wyleciało w powietrze. Wiedziałam już, że to moja sprawka. Straciłam nad sobą kontrolę... Gdyby nie silne, pewne ramiona, które odciągały mnie w stronę wyjścia, to moja pięść znalazłaby się na tej parszywej buźce Evy. Jak byłam już za drzwiami usłyszałam:

- Nie pogarszaj swojej sytuacji, mała. - Odwróciłam się, to był Flo. Byłam totalnie w szoku. A co jeśli chce się odegrać? Spięłam mięśnie. Wyczuł to, bo cały czas trzymał mnie za ramiona jakby się bał, że jemu też mam ochotę przywalić.

- Dlaczego Ty mi...

- ...pomagasz? - dokończył za mnie. - Jest kilka powodów.

- Słucham.

- Ciekawska jesteś. - zaśmiał się. Normalnie zrobiłabym to samo, ale nadal byłam totalnie wkurzona. - No na przykład nie chcę, żeby nasz dom stracił przez Ciebie punkty albo dlatego, że coś czuję, że lepiej nie mieć w Tobie wroga. - wyjaśnił.

- Zgodziłam się. A teraz wybacz, muszę gdzieś pójść coś rozwalić... - nie czekałam na jego reakcję, pobiegłam w stronę schodów.

- Siódme piętro! Serio?! Głupie ruchome schody! - chciałam pójść na pierwsze... Do Łazienki Jęczącej Marty. Tam mogłam bez problemu coś rozwalić, prawie nikt tam nie chodził, więc nikt by niczego nie zauważył... Ale nie, te głupie schody zabrały mnie w kosmos. Zdenerwowana szłam szybkim krokiem po długim pustym korytarzu. Już chciałam kopnąć jakąś pobliską wazę, ale w ostatniej chwili zobaczyłam jak przede mną pojawiają się ozdobne wrota. - Co na Merlina się dzieje?! - podeszłam, tym razem powoli, i odważnie popchnęłam jedno skrzydło drzwi. To co zobaczyłam zatkało mnie; w pomieszczenie było wielkie, jedyną rzeczą jaka się tam znajdowała był lewitujący worek treningowy (kojarzyłam to, dzięki Mike'owi Tysonowi, mugolskiemu bokserowi) i rękawice bokserskie? - O co tu chodzi? - zapytałam sama siebie. Zastanawiając się nad tym dziwnym zdarzeniu, podeszłam bliżej i zrobiłam, to co podpowiadał mi instynkt. Ubrałam rękawice i zaczęłam naparzać pięściami w worek. Powoli się uspokajałam, a moje uderzenia stawały się coraz lżejsze. Minęła godzina od kiedy weszłam do tego tajemnego pomieszczenia. Strasznie się zmęczyłam i przypomniałam sobie, że od wczorajszej kolacji nic nie jadłam. Głośno zaburczało mi w brzuchu, więc postanowiłam, że koniec tego wyżywania się... Po raz kolejny dzisiaj udałam się w stronę WS.

Na moje szczęście okazało się, że nie było mnie znacznie dłużej niż godzinę, więc gdy dotarłam do Wielkiej Sali, nie musiałam długo czekać na kolację.

- Maya? Gdzie Ty byłaś? Jest okej? - dopytywał się mnie Simon, jak tylko mnie zobaczył.

- Tsaaa - pokiwałam głową. - Głównie na siódmym piętrze.

- A co Ty? Ćwiczyła świat zaklęcia w sali Filtwicka, czy chowałaś się w pokoju wspólnym Gryfonów? - zaśmiał się. - Przecież tam nie ma niczego ciekawego. - I nagle mnie olśniło, tata mi kiedyś opowiadał o...Hm... Jak to się nazywało?

- ...Pokój Życzeń... - szepnęłam. No pewnie. Jak mogłam na to wcześniej nie wpaść? Dave się skrzywił.

- Możesz powtórzyć i mówić głośniej? Nie słyszę co mówisz...

- Nieważne Simon. - Nie chciałam nikomu zdradzić mojego nowego "sekretu" - Czy odjeli Slytherinowi punkty za mój...Eh, no...

- Wybryk? Drakę? Niekontrolowany napad złości? - uniosłam znacząco brwi. - Dobra, sorki. Nie, nie. Dumbledore kazał się wszystkim uspokoić i wezwał Evę i panią Sprout do siebie przed kolacją, czyli już nie musisz się martwić o swoje wypracowanie.

- Super. - mruknęłam.

***

W ciągu kolejnych dwóch tygodni, Shawn unikała mnie jak tylko mogła; i dobrze, jak tylko ją widziałam gotowało się we mnie.
Ważniejsze, że wczoraj wieczorem był kolejny atak. Tym razem celem ataku była Hermiona, która uniknęła śmierci, dzięki jakiemuś lusterku. Odwołano mecze quidditcha, zastanawiano się, czy nie powinno się zamknąć szkoły. Aresztowana gajowego, Hagrida...

- Hej. - powiedziałam sucho do Harry'ego i Rona, którzy siedzieli przy spetryfikowanej Hermionie. Przyszłam zobaczyć Andrew... no i szczerze to chciałam też zobaczyć co z Granger. Mijając ich, przyjrzałam się dokładnie dziewczynie i zauważyłam coś dziwnego. - Co ona ma w ręce? - zapytałam. Oni spojrzeli na mnie zaskoczeni, a potem na rękę Hermiony.

- To jakaś kartka! - powiedział Harry, po czym ją rozłożył. - Rury. Tu jest napisane tylko rury.

- Wąż. - rzekłam automatycznie. W sumie nie wiem dlaczego mi się to skojarzyło. Chłopcy przez chwilę na mnie patrzyli zdziwieni, milcząc. W końcu Potter podskoczył, jakby coś mu zaświtało w głowie.

- No tak! Wąż! Jesteś genialna! - powiedział, i, ciągnąc ze sobą Weasley'a, wybiegł ze Skrzydła Szpitalnego. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę przyjaciela.

Heavy // with Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz