10

5.9K 235 10
                                    

Siedzieliśmy razem z Blaisem na czarnej, skórzanej kanapie w pokoju Ślizgonów. On przeglądał Proroka, a ja udawałam, że jestem zaczytana w podręczniku do transmutacji. Co jakiś czas spoglądałam na zegarek, a potem na niego. Chłopak był wyjątkowo elegancko ubrany: bordowa koszula z długim rękawem, wsadzona w czarne spodnie. Za którymś razem przyłapał mnie na tym spoglądaniu i uśmiechnął się krzywo. Myślał, że zapomniałam o jego urodzinach. Nic bardziej mylnego. Nie chciałam go już dłużej męczyć.

- Chcesz odwiedzić Platyniaka w Skrzydle Szpitalnym? - zapytałam, śmiało odkładając podręcznik na stolik, który stał obok.

- A mamy coś innego do roboty? - odpowiedział mi pytaniem retorycznym. Zrobiłam kwaśną minę.

- Pójdę się tylko przebrać.

Gdy weszłam do pokoju, czekała tam już na mnie czarna, prosta sukienka i podłużny kartonik owinięty wstążką. Zanim opuściłam pokój, rzuciłam jeszcze okiem na lustro - świetnie! Jestem gotowa. Zbiegłam po schodach, trzymając lewą rękę za plecami.

- Chodź, Diable! - zakrzyknęłam rozpromieniona i chwyciłam go pod ramię, wyprowadzając za drzwi. Był w totalnym szoku. Nie miał pojęcia o co mi chodzi.

- Czemu tak mnie nazwałaś?

- Oj, to nic takiego. Spodobało mi się jak Twój tato tak Cię nazwał, gdy się z nim poznawałam na peronie. Mam tak na Ciebie nie mówić? - zapytałam zakłopotana.

- Nie, nie, w porządku, po prostu mnie zaskoczyłaś.

Staliśmy już przed drzwiami. Popchnęłam go lekko, aby wszedł jako pierwszy.

- Wszystkiego najlepszego!!! - krzyknęło jednocześnie kilkanaście osób otaczających łóżko, na którym leżał poturbowany Draco. On sam opierał się na łokciach i uśmiechał w stronę kumpla.

- Spełnienia marzeń, mój drogi. - szepnęłam do niego, obejmując go od tyłu i jednocześnie wręczając mu podłużny pakunek.

- Ale jak to?! Ja myślałem, że Wy...

- Zapomnieliśmy? Oszalałeś! - jego mina była bezbłędna. Rozglądał się z otwartą buzią po całym pomieszczeniu. Poprosiliśmy wcześniej panią Pomfrey, aby pozwoliła nam nieco przyozdobić salę.

- Jesteście cudowni! Ty jesteś cudowna! - posłał mi najszczerszy uśmiech, jaki w życiu widziałam. Zarumieniłam się, a on zaczął rozpakowaywać prezenty, począwszy od mojego. Gdy podniósł wieczko, oczy mu się zaświeciły. Delikatnie wyjął czarny krawat z zaczepioną srebrną przypinką prezentującą pożerające się dwa węże. - Idealne! - podbiegł do mnie i uniósł mnie na rękach i ucałował w czoło. - Nie musiałaś... - szepnął.

Puściłam oczko do Malfoya, bo to on pomógł mi wybrać ten prezent.

***

- Cześć, Mayeczko! - nie musiałam się odwracać, po głosie od razu rozpoznałem, że to Andrew.

- No witam, witam, Mikkelsen!

- Jestem w szoku, że jesteś sama. Gdzie Twój chłopak, Eva albo Natalie? - kiedy mówił o Zabinim, dało się wyczuć nutkę irytacji w jego głosie.

- Och, przestań. Do toalety to chyba mogę chodzić sama, co? A poza tym, nie jestem sama, przecież Ty ze mną idziesz. - zaśmiałam się, ale o dziwo, on nie. - Co jest? Nie jesteś w humorze? Przecież zaraz eliksiry, chyba każdy Gryfon cieszy się na myśl o lekcji ze Snapem, czyż nie? - poklepałam go po ramieniu.

- Sama sobie odpowiedziałaś na pytanie. - zakpił. - Ale wyjątkowo nie o to chodzi...

- No to gadaj!

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now