24. Skrawek normalności

9.2K 626 155
                                    

Fane był pierwszą osobą, przy której pozwoliłam sobie na okazanie bezsilności. Rozpłakałam się z nadmiaru emocji i poczucia frustracji, opadłam na ziemię i niemal zgięłam się w pół, a on ani na moment nie poluzował uścisku.

Trwał przy mnie do momentu, aż nie zaczęłam się uspokajać. Niesamowite było to, że w zaledwie parę godzin dosłownie zamieniliśmy się miejscami. Jeśli moje wsparcie dawało mu tyle, ile jego teraz mi, byłam niesamowicie szczęśliwa, że ja też przy nim trwałam.

To, że ojciec nie zorientował się, że kogoś przeprowadziłam było istnym cudem. Chyba los dał mi chwilę wytchnienia, bo dodatkowo na moje konto wpłynęła wypłata z ubezpieczenia.

Ojciec nie miał zwyczaju sprawdzać wyciągu z mojej karty, więc istniały spore szanse, że i teraz tego nie zrobi. Wiedział, że zarobione pieniądze dostaję w gotówce i to na nie się czaił.

Wszystko wydawało się wrócić do normy, poza tym, że on już teraz wiedział.

Miałam prowadzić pierwsze zajęcia na lodowisku po przerwie. W tym tygodniu miałam też więcej korepetycji i byłam raczej dobrej myśli odnośnie odpracowania pieniędzy, których nie zarobiłam przez ostatnie dwa tygodnie.

Inną sprawą było to, że Mikey rzekomo miał dofinansowanie czy cokolwiek, o czym wspomniał doktor Reynolds. Nie zamierzałam pytać go wprost. Nie byłam aż taką samobójczynią, ale nie miałam też zamiaru dłużej zasilać portfela własnego rodzica.

Po ostatniej lekcji poszłam na lodowisko z zamiarem złapania któregoś z rodzeństwa Evans. Chciałam ustalić grafik zajęć z dziećmi w szkółce ich rodziców na najbliższy tydzień.

Przez cały dzień coś mi nie pasowało w szkole. Niby ten sam budynek i co sami ludzie, ale coś się zmieniło.

Weszłam na halę dolnym wejściem. Nie tym wychodzącym od razu na trybuny, tylko koło szatni. Drzwi do męskiej jak zwykle były uchylone jak zwykle, ale nie dochodziły z niej krzyki ani hałasy, a jedynie ciche rozmowy. Chcąc nie chcąc, usłyszałam kawałek z niej.

- Stary, może wystarczy - powiedział męski głos.

- To już końcówka sezonu - szepnął drugi.

- Jak wpadniesz to wiesz że będzie koniec. Ona cię zabiję - wyraźnie zniechęcał go ten pierwszy.

- Dlatego się nie dowie ona ani nikt inny. Bo jak ja wpadnę to ty też - syknął drugi.

Co jest do cholery? Wyobraźnia mi się rozpędziła czy to brzmiało jak rozmowa o narkotykach? Wydawało mi się, że w naszej szkole nie ma z tym raczej problemu. Trener White był bardzo przeczulony na ich obecność, a już na pewno w drużynie.

Pomyślałam, że to nie moja sprawa, więc ruszyłam dalej. Z lodowiska dochodziły jakieś krzyki. Dotarłam do bandy i zorientowałam się, że Samantha wściekała się na Fane'a.

Krzyczała i wymachiwała rękoma, chwilę potem stuknęła go wskazującym palcem w pierś i syknęła pod nosem coś, co tylko oni dwoje mogli usłyszeć.

Od razu podeszłam do centrum zamieszania i mina mi zrzedła, gdy zobaczyłam obok Hugo z rozciętą wargą. No nie...

- Co się stało?! - spanikowałam.

- Zapytaj się Reynolds'a - warknęłam Sam wyraźnie wzburzona.

- Nie uderzyłeś go... - pokręciłam głową patrząc na szatyna, który zaciskał i rozluźniał pięści.

- Ej, co tu się dzieje? - wyszedł z zaplecza trener White, najwyraźniej ściągnięty zamieszaniem.

- Nic, trenerze - rzucił Fane.

bladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz