2. Aktywność dodatkowa

13.4K 472 92
                                    

Małe miasteczka mają jedną zaletę, wszędzie jest blisko. Jako, że moim jedynym środkiem transportu były własne nogi, było mi to na rękę. Minęło tylko kilka minut, zanim dotarłam do rynku, na którym było lodowisko i gdzie było miejsce mojej drugiej pracy.

- Maeve! - usłyszałam znajomy, męski głos, gdy zbliżałam się do miejsca, w którym spędzałam większość weekendów - Herbatka, chodź - rozpromienił się mężczyzna.

- Cześć Andrew - przywitałam się i podeszłam pod daszek drewnianej budki z ciepłymi napojami, za której ladą stał uroczy staruszek. Spędzał tu każdy dzień, niezależnie od pogody, samopoczucia czy dnia tygodnia.

- Proszę - podał mi kubek z gorącym napojem, z nad którego unosiła się para - Jak zawsze na koszt firmy, dla mojej ulubienicy! - zaśmiał się głośno, a ja nie mogłam odmówić, bo ten człowiek był zbyt kochany.

Andrew miał około siedemdziesięciu lat, ale trzymał się świetnie. To on zarządzał lodowiskiem, dbał o nie, czyścił i wygładzał każdego wieczoru. W ciągu dnia stał za ladą budki z ciepłymi napojami i przekąskami. Obserwował wszystko i wszystkich czujnym okiem, plotkował dosłownie z każdym i wprowadzał cudowną atmosferę. Był poczciwy i bardzo lubiany, w tym również przeze mnie. Mieliśmy ze sobą dobry kontakt. Zawsze byłam dla niego miła i uważał, że jestem nadzieją nowego pokolenia. Widział, że zawsze stawiałam się w pracy na czas, byłam odpowiedzialna i całkiem rozsądna.

Często zostawaliśmy wieczorami sami. Ja zamykałam szkółkę, a on siadał za kółkiem rolby i polerował lód. Kiedy miałam ochotę pojeździć na łyżwach tylko sama, gdy nikogo już nie było, wchodziłam na lodowisko równolegle z maszyną. Omijałam wygładzone ślady i jeździłam do momentu, aż całe lodowisko było gotowe na kolejny dzień.

- Masz coś dla mnie? - spytałam, chociaż znałam odpowiedź.

Andrew rozejrzał się dookoła, czy nikt nas nie obserwuje i przesunął po ladzie małą paczuszkę. Wzięłam ją i schowałam do torby na później.

- Umrzesz na raka płuc dzieciaku - mruknął, niby to z dezaprobatą w głosie, jednak ciepły wyraz jego twarzy wyrażał sympatię.

- Na coś będę musiała - zaśmiałam się. - Widziałeś się z Panią Lavoie?

- Ah, ta kobieta ma tyle zajęć, że nie sposób ją złapać - westchnął.

- Myślę, że szuka wymówek, aby cię spławić Andrew...

- Żartujesz? Myślisz, że oparła by się mojemu urokowi osobistemu? - wskazał na siebie rękoma, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- Absolutnie, temu nikt nie jest w stanie się oprzeć!

Zostawiłam staruszka za sobą i udałam się w stronę budki przy lodowisku. To tam mieściła się szkółka, w której prowadziłam zajęcia dla dzieci.

Obeszłam lodowisko dookoła i weszłam do drewnianego domku, który był siedzibą szkółki. Przywitałam się ze wszystkimi, schowałam na zapleczu torbę i usiadłam na ławce, aby założyć swoje łyżwy.

- O stara, ale mnie dzisiaj wymęczyły te bachory... - westchnęła Leah, która opadła całym ciężarem ciała na ławeczkę, na której siedziałam, szturchając mnie przy tym ramieniem.

- A czy ty przypadkiem nie miałaś dzisiaj dopiero pierwszych zajęć? - uniosłam brew i spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Byłam niemal pewna, że obie byłyśmy dzisiaj na drugiej zmianie.

- No miałam, ale dali mi jakieś stado niewyżytych bawołów. Nie mogłam za nimi nadążyć, a to podobno początkująca grupa... - marudziła, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

bladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz