15,5. Pomoc medyczna

6.9K 495 70
                                    

Wróciłam do domu i zdziwiona stwierdziłam, że Pani Lavoie wciąż u nas była.

- Dzień dobry, nie spodziewałam się, że jeszcze Pani będzie - przywitałam się.

Rzadko widywałyśmy się z kobietą, bo często po prostu się mijałyśmy.

- Cześć Maeve, właśnie się zbierałam. Mówiłam waszemu ojcu, ale wspomnę jeszcze Tobie. Pobrałam dzisiaj Mikey'emu krew, jutro powinny być wyniki.

- Źle się czuł? - spytałam zaniepokojona, a kobieta smutno skinęła głową w potwierdzeniu. Zamknęłam oczy i wzięłam głębszy wdech. Na spokojnie.

- Dobrze, spróbuję je jutro odebrać i wyślę od razu też do Doktora Nathana.

Mimowolnie zaczęłam się stresować. Wiedziałam już, ze nie zjem dzisiaj kolacji przez ściśnięty żołądek, a jutro będę myślała głównie o tych wynikach. Tym bardziej, że poprzednie nie były tak dobre, jak wszyscy oczekiwali.

Wtorek:

Standardowo, jak co wtorek, byłam w domu Reynolds'ów. Wchodziłam tu już prawie jak do siebie. U żadnego ucznia nie bywałam tak często jak tutaj, ale nie przeszkadzało mi to. W tym domu była taka atmosfera, że każdy by się czuł tu dobrze.

- Witaj Maeve, moglibyście odbyć dzisiaj zajęcia na górze w pokoju u Bena? Mam zaraz spotkanie online w jadalni i tylko bym wam przeszkadzała - przywitała się Pani Grimms, jednocześnie krzątając się między jadalnią, kuchnią i salonem.

- Jasne, nie ma sprawy - skinęłam głową na zgodę i udałam się od razu w kierunku schodów. Zaczęłam po nich wchodzić, gdy zza balustrady u góry wychylił się Ben.

- Hej Maeve, muszę znaleźć jeszcze zadania, które miałem wydrukować. Zaczekasz? - spytał, gdy ja akurat weszłam na piętro i stanęłam obok niego.

- Jasne młody, podejdę akurat do starego - uśmiechnęłam się wskazując ręką na pokój Fane'a. Po ostatniej wizycie już dobrze wiedziałam, który to był.

Ben uśmiechnął się do mnie i wyglądał jakby chciał coś jeszcze dodać, ale chyba dał sobie spokój. Pobiegł do swojego pokoju, a ja weszłam przez próg uchylonych drzwi.

- Cześć - przywitałam się.

Fane nie wyglądał na zaskoczonego, pewnie słyszał moją rozmowę z Benem na korytarzu. Siedział rozwalony na krześle obrotowym, ale nie wnikałam czy uczył się, czy robił coś innego.

- Cześć - rzucił, nie odwracając się w moją stronę.

- Nie było cię dzisiaj w szkole - zauważyłam. Nie żebym go szukała czy jakoś specjalnie się rozglądała. Po prostu sytuacja z wczoraj była na językach uczniów i nie trudno było zdobyć te u formacje.

- Tęskniłaś? - zaczął się droczyć.

- W głowę się walnąłeś?

- Teoretycznie tak - mrugnął do mnie zdrowym okiem.

Odwrócił się w końcu przodem do mnie. W pierwszej chwili nie potrafiłam zidentyfikować, co właściwie miał na buzi, dlatego podeszłam bliżej. Przyjrzałam się uważnie łukowi brwiowemu. Przecinało go zszyte rozcięcie, na środku widać było spory strup zaschniętej krwi. Wokół skóra była zasiniona, fioletowy odcień wchodził na powiekę, była też mała opuchlizna.

- Nie wygląda tak źle, nawet nie spuchło jakoś bardzo - orzekłam w końcu po swoich oględzinach.

- To w końcu tylko rozcięcie - wzruszył ramionami, jakby nic mu nie było, ale nie widział jak źle to wyglądało wczoraj.

bladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz