21. Wschody słońca w Calgary

8K 530 234
                                    

Nie ma rozdziału 20,5. Jeśli poprzedni, który czytaliście to 20, wszystko się zgadza <3

-----

Rozchyliłam usta z zaskoczenia. Patrzyłam na Fane'a z niedowierzaniem i szukałam jakichkolwiek oznak, że jego prośba była żartem. Niczego takiego się jednak nie doszukałam.

Chłopak cierpliwie czekał na mój ruch.

Serce mi waliło, bo bardzo chciałam to zrobić. Ale zawahałam się. I ten moment zwłoki trwał o sekundę za długo, bo nagle mój telefon zadzwonił.

Kiedy usłyszałam ten cholerny dźwięk, mając świadomość, że nie zrobiłam absolutnie nic, by uświadomić Reynolds'a, że chce go przy sobie i sama chce być przy nim, wiedziałam, ze zaprzepaściłam swoją ostatnią szansę.

Najbardziej zabolało mnie to, że nie widziałam powodów, żeby dostać kolejną. 

Fane stał nieruchomo i obserwował każdy mój najdrobniejszy ruch. Czekał cierpliwie jak drapieżnik. Tylko, że on nie miał zamiaru kolejny raz się przede mną uginać, prawda?

Piłka była po mojej stronie i ode mnie zależało to, jak potoczą się kolejne sekundy.

Odebrałam telefon.

- Maeve, gdzie jesteś? Czekamy przed głównym wejściem - rozległ się głos Owena w słuchawce.

- Już idę - wymamrotałam, nie odrywając wzroku od chłopaka stojącego przede mną.

Przymknął oczy i pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. A potem odszedł. Znowu.

Odwrócił się ode mnie po raz kolejny, bo nie potrafiłam ubrać ani w słowa, ani w czyny tego, co gdzieś głęboko, z tyłu głowy, podświadomie do niego czułam.

Przygryzłam wnętrze policzka tak mocno, że zaraz poczułam na języku metaliczny smak krwi. Jesteś taka idiotka, Maeve.

Nie chciałam stać dłużej w miejscu, gdzie straciłam swoją szansę, dlatego czym prędzej udałam się do wyjścia z budynku.

Widziałam z daleka Owena, który rozmawiał z Bradem, a obok nich Sam wtulała się w Hugo. Chciałam machnąć do nich ręką, ale moją drogę nagle zastąpiła jakaś postać.

Zatrzymałam się gwałtownie, żeby nie wpaść na kobietę, która stała przede mną w odległości nie większej niż pół metra. Długie, aczkolwiek cienkie blond włosy opadały jej na ramiona, na głowie miała futerkowe, białe nauszniki. Ubrana była w biały golf i bawełniane spodnie tego samego koloru. Dodatkowo miała na sobie brązowy płaszcz, ale i tak wydawała się być ubrana trochę za cienko, jak na lutową pogodę w Kanadzie.

- Przepraszam? - bardziej spytałam, bo to nie ja zaszłam komuś drogę.

- Tak się cieszę, że znowu cię widzę - odezwała się kobieta, a ja rozpoznałam w niej tą, która miesiąc temu zjawiła się niespodziewanie pod moim domem z bukietem żółtych tulipanów.

- Nie znam Pani - powtórzyłam to samo co wtedy i to co było szczerą prawdą. Nie miałam pojęcia, kim była ta kobieta i czego ode mnie chciała, ale jej obecność zaczynała mnie niepokoić.

Wpatrywała się we mnie intensywnie i mrugała zdecydowanie za rzadko, by uznać to za naturalne. Była tajemnicza, ale w sposób budzący niepokój. Chciałam jak najszybciej opuścić jej towarzystwo, ale ta rozłożyła szeroko ramiona i zrobiła krok w moją stronę.

- Chodź do mnie - poprosiła czule, a ja instynktownie odsunąłem się w tył. Nie przeszkodziło jej to w tym, by mnie objąć i mocno przycisnąć do siebie.

bladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz