8. Druga szansa

6.7K 366 36
                                    

Siedziałam na ławce popierając się z tyło rękoma i machając nogami, które bezwładnie mi z niej zwisały. Fane stał tyłem do mnie i wyciskał z siebie siódme poty, próbując rozwiązać kolejny przykład, jaki mu wymyśliłam.

- Źle, jeszcze raz - powiedziałam znudzona, chociaż frustracja chłopaka zaczynała mnie smieszyć. - Zmazuj to - dodałam, rzucając w niego ścierką do tablicy.

Wytłumaczyłam mu, gdzie popełnia błąd w rozumowaniu i od razu załapał, a mimo to dalej wkradały mu się głupie błędy.

- Zapisz się na kurs kaligrafii a nie korepetycje. Nie dziwi cię, że każda delta zaczyna ci się od 36? Piszesz b jak 6 i się sam potem gubisz, co jest czym - powiedziałam.

Chłopak odwrócił się powoli w moją stronę i zgromił mnie wzrokiem.

- Są przecież podobne - rzucił na swoją obronę.

- No to je sobie jakoś rozróżnij - wzruszyłam ramionami.

- A Ty niby jak je piszesz cwaniaro? - zapytał wyzywająco.

- Dla ciebie Pani Doktor Nauk Ścisłych, to po pierwsze - powiedziałam poważnym głosem, po czym zeskoczyłam z ławki i podeszłam do tablicy.

Sięgnęłam w stronę wyciągniętej dłoni chłopaka i wzięłam z niej kawałek kredy. Nasze palce musnęły się delikatnie, ale nie pozwoliłam swoim myślom się na tym skupić.

Stanęłam przed nim i nakreśliłam dwa znaki, literę b i cyfrę 6.

- Kwestia zawijasa - wzruszył ramionami.

- Kwestia twojej poprawki przedmiotu - przedrzeźniłam go, a ten spiorunował mnie wzrokiem z góry. Matko, jaki on był wielki. Różnica wzrostu nie rzucałą się tak w oczy, gdy kłóciliśmy się z daleka zachowując między sobą dystans, ale teraz kiedy stałam obok niego przy tablicy...

Nagle usłyszałam dźwięk zamka i otwieranych drzwi. Gwałtownie odwróciłam się w stronę wejścia do sali i z ulgą stwierdziłam, że ktoś w końcu nas uwolnił!

Mina mi jednak zrzedła, gdy moim oczom ukazał się Will trzymający w ręku komórkę i oświadczający, że przyszedł od razu jak dostał wiadomość.

Wiadomość? Jak to wiadomość...

- Przez cały ten czas miałeś telefon i nie napisałeś do nikogo, żeby po nas przyszedł? - rzuciłam w stronę Reynolds'a, który nie wydawał się być taki zirytowany całą tą sytuacją z zatrzaśnięciem w sali jak ja.

- No przecież napisałem - wskazał na swojego przyjaciela, który nadal stał przy drzwiach.

- Maeve, przyszedłem od razu jak dostałem wiadomość - powtórzył Trembley. Nie rozumiał mojego rozgoryczenia, bo pewnie myslał, że jesteśmy zamknięci tu dwie minuty, a nie dwie godziny.

- Ale czemu nie zrobiłeś tego od razu? - wycedziłam przez zęby w stronę Fane'a.

- Musiałem cię jakoś przekonać do tych korków - rzucił jak gdyby nigdy nic, a mi momentalnie skoczyło ciśnienie.

- Nie wierzę... wychodzę - ruszyłam w stronę drzwi. Już miałam wyminąć Willa, gdy ten złapał mnie za nadgarstek. Stanęłam jak wryta.

- Hej, właściwie to chciałem z tobą pogadać - szybko wyjaśnil, gdy zobaczył moją konsternację na twarzy. Uspokoiło mnie to trochę, ale nie sprawiło, że miałam ochotę zostać chociażby minutę dłużej w tym towarzystwie. - Jesteś na mnie zła - bardziej stwierdził, niż zapytał.

- Nie jestem - zaprzeczyłam, a gdy on spojrzał na mnie wymownie, dodałam: Nie za bardzo mnie po prostu już obchodzisz.

Była to po części prawda. W ostatnim czasie nawet nie rozmyślałam o zachowaniu Willa względem mnie. O tym, jak dziwne byly okoliczności naszego nawiązania jakiejkolwiek relacji i o tym, co właściwie między nami było.

bladeWhere stories live. Discover now