21,5. Wschody słońca w Calgary

7K 521 124
                                    

Zważywszy na to, że chłopak był sportowcem, a u hokeistów refleks był czymś pożądanym, jego reakcja była dosyć opóźniona, więc to ja pierwsza się odsunęłam. Zrobiłam to tak gwałtownie, że uderzyłam z impetem tyłem głowy o okno, które miałam za sobą. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Jedyne o czym teraz myślałam, to o Samancie, która stała w drzwiach i zbierała szczękę z podłogi.

- Sam, posłuchaj - zaczęłam spanikowana zeskakując z okna, ale dziewczyna wtrąciła mi się w zdanie.

- Ty i Reynolds, nie wierzę! Myślałam, że skaczecie sobie do gardeł - zrobiła kilka szybkich kroków w naszą stronę, jakby musiała sprawdzić, czy jej się nie przewidziało. - To znaczy, właśnie widziałam, że tak, ale nie w tym sensie. Przecież wy się nawet nie lubicie!

- Bo się nie lubimy - szybko wypaliłam.

Obejrzałam się przez ramię na chłopaka, który stał po drugiej stronie pokoju obok i wyglądał na znudzonego, jakby tylko czekał, aż skończymy rozmawiać.

- No nieźle - kręciła głową w niedowierzeniu dziewczyna, szczerząc się od ucha do ucha.

Zrobiłam krok w jej stronę, złapałam za ramię i odciągnęłam na drugą stronę pokoju, chcąc stworzyć jak największy dystans między mną a chłopakiem.

- Sam, nikomu o tym ani słowa - warknęłam cicho.

- Mhm - kiwnęła głową, ale nie wyglądała na ani trochę skupioną na moich słowach. Przeskakiwała wzrokiem ode mnie do chłopaka i z powrotem.

- Mówię poważnie, proszę.

- No dobrze, dobrze - westchnęła w końcu. Uśmiech jednak nie zszedł z jej buzi. - Ale chodźcie, bo przyjechała pizza.

Dziewczyna wyszła z pokoju, a ja odwróciłam się, żeby zaczekać na chłopaka. Ten szczerzył się jak głupi i nawet nie próbował ukryć zadowolenia.

- I z czego się tak cieszysz? - zbeształam go. Nie rozumiałam, jak ta sytuacja mogła go nie zestresować.

Fane pokręcił tylko głową, nie racząc dać mi odpowiedzi. Podszedł do mnie z wyciągniętą na wysokości mojej głowy ręką, po czym sięgnął za jej tył i czule pogładził po włosach.

- Mocno się uderzyłaś? -spytał.

- Nie tak mocno jak ty zaraz dostaniesz, jeśli nie przestaniesz się uśmiechać - szturchnęłam go z łokcia, ale musiałam przyznać, że jego troska była rozczulająca. - Wyjdę pierwsza, a ty odczekaj chwilę - poprosiłam.

- Co w tym dziwnego, jeśli wyjdziemy w tym samym momencie? Mogliśmy równie dobrze się kłócić - zauważył.

- Wyglądasz na zbyt zadowolonego, jak na kogoś, kto właśnie odbył kłótnie - dźgnęłam go palcem wskazującym w klatkę piersiową.

- Uznają, że ją wygrałem i miałem rację o cokolwiek się kłóciliśmy - wzruszył ramionami.

- To nie przejdzie - pokręciłam głową z poważną miną.

- Czemu?

- Bo to ja mam zawsze rację.

Odwróciłam się napięcie i wyszłam z pokoju. Jak tylko weszłam do salonu, poczułam na sobie dwuznaczne spojrzenie. Po chwili wzrok Sam jednak przesunął się na kogoś za mną. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że oczywiście był to Fane, który nie powiem gdzie miał moją prośbę i robił zapewne właśnie za mój cień.

- Kto zamawia pizzę z trawą? - rzucił Hugo zdegustowany.

- To rukola - odburknęła siedzącą obok niego Sam.

bladeWhere stories live. Discover now