WolfKnight

Galing kay JagodaWi

3.8K 258 11

Księga I trylogii |WolfKnight| W moim świecie podzieloną na rasy i społeczeństwa ludzkość obowiązuje ścisła h... Higit pa

Świat Mocy
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 18

88 6 0
Galing kay JagodaWi

Odetchnęłam głęboko po raz kolejny, chyba tysięczny podczas tych kilku dni. W wilczym świecie wszystko było takie proste. Każda, nawet najmniejsza czynność przychodziła mi z łatwością. Znowu czułam się wolna i na swoim miejscu. Ale nie dało się zapomnieć. Nie ważne, jak bardzo chciałam przerzucić się stricte na zwierzęcą percepcję, ludzkie myśli zawsze się przebijały. Nie dawały mi spokoju. Przyszedł czas, aby pozwolić im się opętać.

Siedziałam na miękkim mchu przy strumieniu, w którym bawiła się trójka szczeniąt. Hasały w wodzie od dobrych kilku minut, raz po raz rozbryzgując wodę i chlapiąc nią na siebie. Patyk, którego użyły wcześniej do przeciągania, odpływał sobie w siną dal. Matka dzieciaków warknęła na nie, gdy zaczęły na za dużo sobie pozwalać, po czym z powrotem przytuliła się do mojego boku. Wsunęłam dłoń w jej czarną sierść, delikatnie głaszcząc ją po karku. Palce drugiej ręki były właśnie wylizywane przez innego członka plemienia, które traktowało mnie jako wilczycę nawet w ludzkiej formie. Jakiś basior zmienił pozycję, kładąc się tuż za moimi plecami. Dzięki towarzystwu zwierzęcej rodziny czułam się spokojna i wypoczęta.

Szczeniaki wypadły z rzeczki na suchą ściółkę, otrzepały się i we trójkę pobiegły do rodziców. Najmniejszy wilczek zaczął cicho popiskiwać przy uszach mamy, jakby opowiadając, co przed momentem przeżył albo narzekając na rodzeństwo. Wadera jedynie kilka razy polizała go po gęstym puszku na brzuchu, zanim znudził się i podbiegł do mnie. Miodowe oczy spojrzały na moją twarz w zaciekawieniu, więc powoli wyciągnęłam prawą rękę w stronę młodzika. Zadowolony otarł się o nią, a później usadowił się na moich skrzyżowanych nogach, co skwitowałam ciepłym uśmiechem. Był trochę mokry po zabawie w wodzie, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Podrapałam go za spiczastym uszkiem, powodując szczęśliwe machanie ogonkiem. Maluch po kilku sekundach ziewnął i wtulił się mocniej w moje spodnie.

– No i co ja mam z tym wszystkim zrobić? – zapytałam na głos, choć wiedziałam, że mnie nie zrozumie. – Muszę tam przecież wrócić. Nie spieszy mi się, ale nie jestem też z tego powodu smutna. Lubię być Królową. Tak, męczą mnie obowiązki, ale myślę, że za jakiś czas się do nich przyzwyczaję. Ech... Głupio mi się do tego przed wami przyznawać, ale chyba zostanę już na tym stanowisku na stałe. Po prostu dobrze się na nim czuję. Ale oczywiście co miesiąc będę was odwiedzać na tydzień. W sumie będę spędzać z wami jedną czwartą roku.

Rozejrzałam się wokół, chłonąc widoki znajomego lasu. Kochałam to miejsce i uważałam za swój dom, odkąd Void przyjęła mnie w swoje szeregi trzy lata temu. Ostatnio jednak zamek Chelema również stał się moim domem i nie zamierzałam tego negować.

– W każdym domu jest przecież rodzina. Tu jesteście nią wy – zwróciłam się do watahy. – A tam, czeka na mnie ktoś inny.

Ktoś inny? Nie znalazłam odpowiedniejszego słowa. Nie odważyłabym się nazwać go ukochanym, bo brzmiało to tak, jakbyśmy znali się nie wiadomo jak długo. Raczej nie mogłam nazwać go partnerem, bo przynajmniej w teorii nim nie był. No i stanowił dla mnie kogoś więcej niż tylko przyjaciela.

– Nie – powiedziałam zdecydowanie, powstrzymując się od uderzenia pięścią o ziemię. – Nie będę się z tym pieprzyć. Kocham go, czy go nie kocham? – Nie musiałam się nawet nad tym zastanawiać. – No oczywiście, że go kocham.

Po powrocie nie zamierzałam się rzucać Zimerowi na szyję. To nie było w moim stylu. To znaczy, jeśli on mnie przytuli, nie będę mieć nic przeciwko. Gdy tak wyobrażałam sobie, jakby ta sytuacja wyglądała, w mojej głowie pojawił się inny obraz – Zimer obejmujący Shadowa. Zdołałam zaakceptować fakt występującej między nimi relacji. Sama jednak nie umiałam zidentyfikować swoich własnych uczuć co do Władcy Cieni i Snów. Ostatnio strasznie się skomplikowały. Nie widziałam sensu w dalszym rozpamiętywaniu sprawy konfliktu. Było, minęło. Wygrałam, zemściłam się. Koniec. Nie nienawidziłam go. Problem w tym, że nie był mi obojętny w inny sposób. Cholernie ciągnęło mnie do niego. Nie wierzyłam w przeznaczenie, ale chyba nieprzypadkowo pojawił się on na mojej drodze.

– Później się nad tym zastanowię – stwierdziłam. – Przecież czeka go jeszcze drugi wyrok.

***

Wróciłam prawie dwie godziny wcześniej, niż się spodziewałam, więc póki co tylko pilnujący korytarzy strażnicy wiedzieli o mojej obecności na zamku. Swój pospieszny marsz skończyłam dopiero w Prywatnym Skrzydle, zatrzymując się centralnie przed drzwiami sypialni naprzeciwko mojej. Moja bariera emocjonalna odbudowała się, a nawet umocniła podczas urlopu. Dało mi to sposobność do przygotowania się i zaakceptowania każdej możliwej opcji rozwoju wydarzeń. W końcu pewnie nasza kłótnia skłoniła również Zimera do przemyśleń, a ja nie znałam jego odpowiedzi. Zapukałam delikatnie, nie wparowując od razu do pokoju, ponieważ starałam się szanować prywatność innych. Usłyszałam wytłumione kroki po drugiej stronie i po kilku sekundach drzwi się uchyliły. Ujrzałam znajomą twarz, co pobudziło moje serce do szybszej pracy.

– WolfKnight? – zdziwił się. – Pospieszyłaś się.

Z odwagą popatrzyłam mu w oczy, w te piękne, zielone oczy. Pragnęłam je oglądać już do końca życia. Ich właściciel speszył się i pierwszy odwrócił wzrok.

– Cóż, cieszę się, że bezpiecznie wróciłaś – mruknął jakby od niechcenia i spróbował wycofać się do sypialni.

– Zaczekaj. – Powstrzymałam ręką drzwi przed zamknięciem. – Nie unikaj tematu.

– Nie mamy o czym gadać – odparł twardo i wyminął mnie, szturchając barkiem.

Skierował się szybko do wyjścia z Prywatnego Skrzydła. Nie miałam ochoty na bawienie się w gonienie go i przekonywanie do rozmowy.

– Nie wypuszczajcie nikogo! – krzyknęłam rozkaz do strażników i od razu rozległ się odgłos przekręcanego zamka.

Zimer złapał za klamkę, ale wrota ani drgnęły. Sfrustrowany odwrócił się w moim kierunku, szukając spojrzeniem innej drogi ucieczki. Najwyraźniej jej nie znalazł, bo nie ruszył się z miejsca.

– Nie chcę tego słuchać – oznajmił nieprzyjemnym tonem.

– Nie chcesz słuchać tego, co mam ci do przekazania? – Mój głos brzmiał niezwykle spokojnie. – Nawet jeśli byłyby to dobre wieści?

– Nie – powtórzył dobitniej.

Drżał, jakby na siłę powstrzymywał się od czegoś. Mimo iż zaprzeczał, wcale tak nie twierdził. Westchnęłam, przysuwając się o krok.

– Naprawdę uwierzyłeś w to wszystko, co wykrzyczałam podczas kłótni? Pod wpływem emocji?

– Powiedziałaś prawdę – odrzekł. – Jestem słaby i zniszczony.

– Zimer... – spróbowałam mu przerwać.

– Nie zasługuję na to, co osiągnąłem – ciągnął rozpaczliwiej z gniewną nutą. – Jestem skazą w mojej rodzinie.

– Zimer – warknęłam ostrzej. Nie chciałam kolejnej kłótni.

– I nigdy nie powinienem był się w tobie zakochać, potworze!

Nie będę ukrywała, zabolało. Dotarło do mnie od razu i było jak pchnięcie nożem w serce, gorsze od fizycznych ciosów. Zmrużyłam oczy w grymasie, nie mając pojęcia, jak zareagować. Mężczyzna zakrył usta dłonią, nie mogąc uwierzyć w swoje własne słowa. Patrzył się na mnie z takim lękiem. Zignorowałam wszystko, co podsuwał mi instynkt i nie pozwoliłam, aby to zdanie rozbrzmiało echem w mojej głowie. Krótko mówiąc, puściłam to mimo uszu. Wilk był w takim stanie, w jakim ja znajdowałam się dziesięć dni temu, więc doskonale rozumiałam, co działo się w jego umyśle. Zbliżyłam się do niego z kamiennym wyrazem twarzy. Odsunął się gwałtownie, lądując plecami na drzwiach. Położyłam rękę na jego ramieniu, cały czas nie spuszczając z niego wzroku.

– Wcale tak nie twierdzisz – sprostowałam delikatnie. – I ja również tak nie twierdzę.

Rozbłysła w nim nadzieja, ale był on zbyt zdezorientowany moim zachowaniem w obliczu takiej obelgi, więc nie wypłynęła ona na wierzch.

– Chcę być szczera – kontynuowałam tak ciepłym głosem, na jaki mogłam sobie pozwolić. – Kocham cię, Zimer. Kocham cię ponad życie i tę cholerną władzę. Pragnę być z tobą, ale uszanuję każdą twoją decyzję w tym temacie. Tylko nie wyjeżdżaj z tekstami typu „to będzie dla nas lepsze, jeśli zachowamy między sobą dystans".

– WolfKnight – wyjęczał w niedowierzaniu, ukrywając twarz w dłoniach, które ostatecznie wsunęły się w białe włosy.

Osunął się na podłogę, dalej opierając się o drzwi. Nie byłam na niego zła, bo za to, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji, ja sama ponosiłam winę. Usiadłam obok wilka, przyciskając się do niego jak członek watahy do swojego Alfy. Wymruczałam po wilczemu kilka razy, że go kochałam i za nim tęskniłam, raz po raz ocierając się o jego rękę w białej szacie. Takie zachowanie chyba nie przystało Królowej, ale teraz miałam to głęboko gdzieś. I tak nikt nas nie widział. Po chwili mężczyzna oparł głowę na moim ramieniu i w końcu zrobiło mi się lżej na duchu. Udało mi się naprawić to, co zepsułam. Natychmiast objęłam go i przytuliłam do siebie.

– WolfKnight – powtórzył cicho moje imię.

W tamtej chwili rzeczywiście byłam WolfKnight, więc postanowiłam odrzucić resztę ceremonialnych ograniczeń w zachowaniach. Złapałam podbródek Zimera i delikatnie uniosłam go do góry. Jego hipnotyzujące oczy się trochę zaszkliły, ale nie znalazłam w nich ani złości, ani strachu. Patrzył się na mnie i nic nie mówił. Nie zastanawiałam się zbytnio, nad tym, co robiłam. Mój instynkt milczał tak jak cała reszta. Przechyliłam głowę na lewą stronę śledzona przez zaciekawiony wzrok przewodniczącego. Niepewnie zbliżyłam twarz do jego twarzy, a on nie odsunął się choćby o milimetr. Będąc dostatecznie blisko, przymknęłam powieki i oblizałam swoje wargi, puszczając jego brodę. Dłoń oparłam na razie na jego ramieniu. Robiłam to pierwszy raz, więc nie za bardzo wiedziałam, czego się spodziewać.

Pokonałam ostatnie dwa centymetry na ślepo, aż nasze usta się zetknęły. To było dziwne doznanie, ale bardzo pociągające. Mogłam wyczuć ciepło i lekką chropowatość warg Zimera, które zniknęły po kilku sekundach zawieszenia, gdy się odsunęłam. Rozwarłam powieki, aby napotkać zaskoczone spojrzenie wilka. Już myślałam, że zrobiłam coś nie tak, gdy ten się zadowolony uśmiechnął i sam się do mnie przysunął, wyrażając chęć powtórzenia pocałunku. Położył bladą dłoń na moim lewym policzku i delikatnie wsunął ją w moje długie włosy, odgarniając je tym samym z mojej twarzy. Powtarzając za nim, wplotłam palce między białe kosmyki, które okazały się naprawdę miękkie, trochę jak szczenięcy puszek. Pochyliłam się w stronę Zimera, który tym razem sam pokazał mi, jak należy to robić.

Każdy następny pocałunek był dłuższy i bardziej skomplikowany. Mężczyzna coraz mniej musiał mi pomagać, bo po jego niemych instrukcjach załapałam, o co chodziło. Szło mi to coraz lepiej i zanim się zorientowałam, już górowałam nad przewodniczącym. On nadal siedział na podłodze, a ja w którymś momencie podniosłam się do klęku. Oboje lekko dyszeliśmy, ale kontynuowaliśmy. Chyba za bardzo nam się to podobało. Zatopiona w doznaniu, nie zauważyłam, jak lewy bark Zimera zsunął się z drzwi. Bez żadnego oparcia wilk gruchnął plecami o ziemię, a ja nieskoncentrowana wylądowałam na jego torsie. To spowodowało, że gwałtownie skończyłam zabawę naszych ust. Z jego gardła wydobył się perłowy śmiech, a na wargach wreszcie zagościł przepiękny, charakterystyczny uśmiech.

– Nie sądziłem, że mój mały wilczek tak bardzo lubi się całować – powiedział z figlarnym błyskiem w oczach, na co tylko prychnęłam. – Ale kto by pomyślał, że kiedyś wyląduję pod niedoświadczoną Alfą?

– Ja – odparłam, trochę unosząc się na rękach. – Nie zapominaj, kto tu dominuje, panie przewodniczący. Możesz se mieć doświadczenie i być muskularnym facetem zdolnym okiełznać innych, ale jeśli chodzi o mnie... To cóż, wilczku, lądujesz pode mną.

Uśmiechnął się szerzej, kiedy usłyszał ten sam pieszczotliwy zwrot skierowany w swoją stronę. Cmoknął mnie niespodziewanie w czubek nosa i promiennie zachichotał.

– Możesz być spokojna, WolfKnight – stwierdził, przytulając moje ciało do swojego i jego tors od razu przyjemnie się rozgrzał. – Znam swoje miejsce.

***

Już z korytarza słyszałam podniecone głosy radnych w Sali Obrad. Samodzielnie pchnęłam drzwi i wkroczyłam do środka. Na mój widok wszyscy ucichli, choć niektórzy posłali mi niemrawe uśmiechy. Obeszłam stół i zajęłam swoje miejsce. Na mojej twarzy znów gościł kamienny wyraz a w głosie chłód. Prawie wszyscy byli obecni. Brakowało jedynie Zimera.

– Przewodniczący jest na kilkudniowym urlopie – oznajmiłam od razu.

Wysłałam go do Zity dzisiejszego ranka godzinę przed zebraniem. Powinien był trochę odpocząć. Nie oponował, zgodził się i opuścił mój gabinet prawie natychmiast. Jedynie pożegnał się ze mną szybkim pocałunkiem. Sprawy między nami wyglądały lepiej niż dobrze po długiej nocnej rozmowie.

– Królowo – odezwał się Grejs. – Zanim zaczniemy, możemy o coś spytać?

– Nie widzę przeciwwskazań – odparłam z głębokim spokojem.

– Co się działo wczoraj wieczorem?

Czyli o tym tak zawzięcie plotkowali. W sumie byliśmy trochę głośno podczas kłótni, ale żeby aż tak? Pewnie szeptał już o tym cały zamek. Nie ciekawiły mnie ich domysły, ale na pewno musiałam je sprostować.

– To moja prywatna sprawa – rozpoczęłam i w efekcie uzyskałam zawiedzione twarze. Westchnęłam, poddając się. – Pokłóciliśmy się z Zimerem, ale udało nam się dojść do porozumienia.

– Tylko tyle? – zdziwiła się Nuqra.

– Tylko tyle – potwierdziłam. – Wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy i się pogodziliśmy. Między nami jest już w porządku.

– Cieszymy się – wyrwało się Rajnie.

Wprawiało mnie to w lekkie zakłopotanie, że reszta radnych miała taką obsesję na punkcie mojego związku z Zimerem. Nie wydawało mi się to aż tak niezwykłe, aby Władca wdał się w relację z kimś z nich. Z drugiej strony nie za bardzo mi to przeszkadzało.

– Przejdźmy do omówienia spraw bieżących – zadecydowałam.

***

Południowe słońce górowało na niebie, podczas gdy zmierzałam głównym korytarzem do piwnic. Minął pierwszy tydzień tortur Shadowa i powinnam była osobiście sprawdzić, co się z nim działo, w szczególności że akurat miałam wolną chwilę. Pokonywałam kolejne metry swobodnym krokiem, gdy na stopniach ogromnej klatki schodowej zauważyłam dwie osoby. Ubrany w tradycyjne kimono ozdobione motywem fioletowych kwiatów Grejs rozmawiał z kobietą w długich, czarnych szatach wysadzanych białymi, szlachetnymi kamieniami. Jej talię mocno ściskał gorset, podkreślając niemalże nienaganną figurę. Głęboki dekolt ukazywał mały biust, od którego uwagę odwracały opadające falami na ramiona długie, ciemnobrązowe włosy. Młodzieńcza twarz nie zdradzała wieku, a słodkość jej głosu rozpływała się wokół. Ciemny jak noc makijaż okalał przepiękne, czekoladowe oczy, w których jednak nie istniała choć odrobina ciepła. Opalona skóra w kolorze przypominała bursztyn. Z tymi swoimi delikatnymi rysami i emanującym od siebie mrokiem wyglądała jak Władca Cieni i Snów w wersji żeńskiej.

– Grejs, naprawdę nic nie możesz zrobić? – zapytała tonem, który jawnie pokazywał jej wątpliwości odnośnie niemocy zastępcy przewodniczącego.

– Z tym musisz zgłosić się osobiście do Królowej – odparł bezradnie Xiang, odgarniając szaro-fioletowe kosmyki ze swojej blado-żółtej twarzy.

Po chwili zastanowienia w końcu rozpoznałam arystokratkę, a tak naprawdę jedną z najpotężniejszych, najbogatszych i najbardziej wpływowych kobiet na całym świecie. Była to Cleolessa Dark – matriarchini rodu Dark, z którą już raz zdarzyło mi się mieć styczność, gdy spotkałam się z wszystkimi władcami wielkich rodzin z Anatonis. Piękna i tylko z pozoru przyjemna postać o ponadprzeciętnej inteligencji, czyniącej ją świetną manipulatorką. Współczułam Shadowowi takiej matki, choć zapewne kobieta za wiele to się jedynym synem nie opiekowała i go osobiście nie wychowywała. W końcu od czego jest służba, wszelacy opiekunowie i prywatni nauczyciele, nie?

Nagle wzrok Grejsa napotkał moją osobę i mężczyzna skłonił się pospiesznie. Na jego twarzy odmalowała się dyskretna ulga, że się pojawiłam. Zaskoczona matriarchini odwróciła się w stronę, w którą on patrzył i również z gracją zgięła ciało. Nie powiedziałabym, że łączyły mnie z nią jakiekolwiek przyjazne relacje i w sumie żadna z nas nie dążyła do tego, aby takowe zaistniały. Funkcjonowałam już w świecie ludzkim na tyle długo, aby zauważyć, że kobiety rywalizowały z sobą o wiele agresywniej niż mężczyźni. Trudno się temu dziwić, skoro od wielu lat to płeć piękna dominowała w królestwie. Sama ilość Królowych w porównaniu z ilością Królów to jasno potwierdzała. Można wręcz było stwierdzić, że męscy Władcy stanowili jakoby wyjątki od reguły.

– O co chodzi? – odezwałam się chłodno, wchodząc na schody. Górowałam nad obojgiem, choć nasza trójka prawie równała się wzrostem.

– Cleolessa Dark, Władczyni Mocy Cieni – przedstawiła się arystokratka z niewiadomego powodu, bo przecież spotkałyśmy się już wcześniej, a ja doskonale ją pamiętałam. – Przychodzę w sprawie Shadowa.

Cleolessa nie okazywała wobec mnie zbytniej wrogości i odkąd dowiedziałam się, że zajęłam miejsce jej syna, zaczęło mnie to dziwić. Zachowywała się tak, jakby jednak nie chciała doprowadzić do zostania moją przeciwniczką a sojuszniczką. Zapewne po prostu wolała być po wygranej stronie rządzącej. Kobieta nie brała żadnego udziału w działaniach Opozycji i zarzekała się, że nie miała o tym bladego pojęcia. Wątpiłam w to stwierdzenie i nie mogłam odgadnąć, czy skrycie nie popierała organizacji. Obecnie w jej oczach również nie kryła się chęć rywalizacji, odszukałam w nich jedynie zmartwienie. Zapewne czuła się źle w zaistniałej sytuacji, gdy jej własne dziecko poddawano ciężkim torturom.

Nie potrafiłam postawić się na jej miejscu. Nie umiałam myśleć o sobie jako o potencjalnej matce. I tak nie miałoby to żadnego sensu. W końcu byłam bezpłodna i tym samym nie mogłam mieć biologicznych potomków. Przy rutynowych badaniach nowych Władców wyszło, że mój układ rozrodczy po prostu nie działał i tylko zajmował puste miejsce w organizmie. Jakoś nie czułam się tym faktem zawiedziona.

– Chciałabym się z nim zobaczyć – Cleolessa wyraziła gładko swoja prośbę, gdy pokazałam gestem, że miała kontynuować. – Oczywiście, jeśli byłoby to możliwe.

– Niestety nie mogę na to pozwolić – odrzekłam, nie potrzebując się nad tym zastanawiać. – Dostęp do Shadowa Dark mają tylko kaci. Nawet Rada nie może odwiedzać jego celi.

Arystokratka zlustrowała mnie uważnym spojrzeniem czekoladowych oczu, jakby oceniała szanse przekonania mnie do zmienienia decyzji. Praktycznie od razu westchnęła z rezygnacją i pokiwała smutno głową, a ja poczułam łechtający moje serce triumf. Opłacało się wytworzyć na samym początku panowania jak najtwardszy, najkrwawszy i tajemniczy wizerunek. Dzięki temu ludzie nie wiedzieli, jak daleko mogli się posunąć i w większości odpuszczali, nie ryzykując.

– Rozumiem – mruknęła ewidentnie niezadowolona, ale nijak nie zaprotestowała. – Mogę chociaż wiedzieć, jaki jest jego stan?

Gdy ostatnio Henker do mnie dzwonił przed dwoma dniami, Shadow jeszcze normalnie funkcjonował, ale i tak opadał z sił. Minęło trochę czasu od otrzymania tej informacji i nie miałam pewności, czy więzień już nie stracił przytomności. W końcu szłam to teraz osobiście sprawdzić.

– Biorąc pod uwagę czynnik ogromnego bólu, jest z nim naprawdę dobrze – zapewniłam wymijająco.

– Dziękuję, Królowo – odrzekła cicho i posyłając Grejsowi ostatnie spojrzenie, oddaliła się do wyjścia. Nie wydawała się ani trochę spełniona, zadowolona czy uspokojona.

– Jak dużo jej wyjawiłeś? – zwróciłam się zimno do mężczyzny, gdy arystokratka odeszła na wystarczający dystans.

– Trzymałem język za zębami – zapewnił, unosząc ręce w obronnym geście. – Wie tylko tyle, ile sama przekazałaś społeczeństwu.

– To dobrze – westchnęłam i oboje dalej podążaliśmy wzrokiem za znikająca za zakrętem kobietą. – Znacie się jakoś bliżej?

– Żyję od pięciuset tysięcy lat, dość dobrze znam się z większością postawionych wysoko ludzi. Jednak z Cleo kiedyś łączyły mnie naprawdę bliskie relacje, choć o wiele bardziej fizyczne niż uczuciowe. Ale to było setki lat przed pojawieniem się ojca Shadowa, obecnego patriarchy rodu Whitercouse. Samuela i Cleo nigdy nie łączył trwały związek, każdego z nich zawsze bardziej obchodziły swoje interesy i własny ród. Ostatecznie jednak zawarli małżeństwo polityczne. No, w dosyć ciekawych okolicznościach. Bardzo mało osób wie, że nie chodziło im o połączenie kolejnym sojuszem dwóch najpotężniejszych rodzin w Anatonis.

– W takim razie, o co chodziło? – zainteresowałam się.

– Cóż... Shadow jest, prosto z mostu mówiąc, wpadką.

– Nie żartujesz? – upewniłam się.

Zastępca zaprzeczył ruchem głowy.

– Oboje za dużo wypili na którymś z licznych przyjęć i wylądowali ze sobą w łóżku bez żadnego zabezpieczenia, bo Cleo akurat tego dnia zapomniała wziąć tabletki. Chyba dwa tygodnie po tym incydencie dowiedziała się, że jest w ciąży i od razu mnie o tym poinformowała. Ufa mi i gdy ma problem, często zwraca się do mnie o pomoc. Cóż, jako matriarchini niezbyt może sobie pozwolić na nieślubne dziecko, a po przemyśleniu sprawy stwierdziła, że nie chce aborcji. To ja wpadłem na pomysł z małżeństwem politycznym. Samuel nie zamierzał się na nie zgodzić, bo dziecko obchodziło go tyle co nic, ale Cleo zagroziła mu testem genetycznym i się ugiął. Oczywiście synem się nie zajął, dopóki nie okazało się, że Shadow posiada również Moc Snów odziedziczoną po nim.

Nie byłam w stanie uwierzyć w to, co usłyszałam. Jak na mój gust ekstrawaganckie życie członków rodów wykraczało poza moje granice względnej normalności.

– Shadow miał naprawdę ciężkie dzieciństwo ze swoim pochodzeniem. Syn matriarchini Dark, tym samym prawnuk jednej z największych Królowych – Królowej Keji – i wnuk starszej siostry Razara. Wszyscy widzieli w nim potencjał i wszyscy wymagali od niego idealności. Takie podejście naprawdę niszczy dzieciaki i on nie jest wyjątkiem. Próbowałem nawet przekonać Cleo, aby trochę mu odpuściła, ale nie dała się. W końcu miał zostać przyszłym Królem. Praktycznie nie posiadał on żadnych przyjaciół, wręcz ograniczano mu kontakt z rówieśnikami. Nie chodził do szkoły, odbierał prywatne lekcje. Odzyskał radość z życia, dopiero gdy bliżej poznał się z Zimerem. Stali się nawzajem dla siebie oparciem. Przyznam, że kibicowałem ich związkowi, który długo ukrywali, bo Shadow miał już wybraną narzeczoną.

– Doszło do ślubu? – zapytałam.

– Nie, Shadowowi udało się to odwlec aż do obecnej chwili. No a teraz jest na twojej łasce, więc nie sądzę, abyś na cokolwiek takiego się zgodziła.

– Oczywiście, że nie – prychnęłam. – Zimer dla mnie za dużo znaczy, abym zniszczyła mu związek z Shadowem pozwoleniem na małżeństwo z jaką pieprzoną arystokratką.

Grejs nieznacznie się uśmiechnął, słysząc moje słowa.

– Przynajmniej to jego marzenie się spełni – szepnął. – Szkoda, że największe się nie spełniło. Ech... Cleo zawsze mi narzekała, że jej syn wcale nie chce być Królem tylko Agentem. Nawet udało się mu pracować w organizacji przez rok, ale musiał przestać przez chorobę i w sumie przytłaczającą ambicję matki. A szkoda. Agenci nadal z utęsknieniem go wspominają.

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

9.5K 935 47
TOM I W Królestwie Turelionu od ponad dekady rządzi Mściwy Król, który swoją tyranią prześladuje społeczeństwo. Rozporządził nakaz likwidacji Obdarow...
21.6K 3.2K 53
Dola jest jedną z Tkaczek Losu w panteonie Welesów. Jej życie biegnie spokojnym torem pod pieczą Roda oraz Wielkiej Baby. Dnie spędza ze swoimi siost...
191K 15.7K 125
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
43.8K 2.6K 181
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...