KELNERKA - "Droga ku niebioso...

By XVivinX

78K 4.5K 8.6K

Kto by pomyślał, że w życiu tak zwykłej dziewczyny jak ja, wydarzy się tyle niezwykłych rzeczy. W końcu jeste... More

Prolog
°•Obsada•°
1. Rutyna.
2. Wieczorna melancholia
3. Samotny
4. Przyjaźń
5. Ciacho
6. Facet ze snów
7. Nowa misja
8. Niepokojące wiadomości
9. Gdy koszmar zmienia się w rzeczywistość
10. Twarz
11. Podziękowanie
12. Już po wszystkim...
13. Myśli
14. Pobudka
15. Z butami w czyjeś życie.
16. Już dawno tak nie było
17. A będzie dobrze.
18. SMS
19. Nie jest z kamienia.
20. Smugi tuszu
21. Zafascynowana
22. Niezwykły poranek
23. Propozycja
24. Pewność
25. Nowości
26. Wszystko się układa
27. Piękność i rzeczy wyśnione
28. Prośby.
29. Wspólnie
30. Wspomnienia
31. Projekt, brunet i wiadomość
32. Dzieło
33. Akta
34. Na ringu
35. Niespodzianka
36. Świętowania i poważny temat
37. Gość
38. Winna
39. Trzymaj się
40. Kluczowy moment
41. Wypad i wizytacja
Feministyczna propaganda wszechczasów, czyli recenzja Capitain Marvel
42. Uparta
43. Batalia
44. Samemu
45. Ocalić świat
46. Coś się kończy, a coś się zaczyna
47. Bycie wścibskim nie popłaca
48. Spróbować
49. Szansa
50. Zaloty
51. Zaproszenie i niespodzianka
52. Osoba bliska
53. Poranek
54. Kobiece pogaduszki
55. Walka o przetrwanie
56. Wątpliwości
57. To co słuszne
58. Ciśnienie
59. Trochę prawdy
60. Droga w dół
61. Wydział śledczy
62. W czterech ścianach
63. Potrzebuje bohatera
65. Konkrety
66. Impuls
67. Uziemienie
!WAŻNA ANKIETA!
68. Los tak chciał
69. Nie po myśli
70. Znajomość
71. Druga próba
72. Wolność
!OGŁASZAM REMONT GENERALNY!
73. Ostatnia okazja
74. Zasadzka
75. Cel osiągnięty
76. Mam cię!
77. Szpital
78. Przepełniona
79. Powrót
80. Problemy
81. Pod skórą
82. Wciąż tacy sami
83. Spotkanie po latach
84. Kłamstwo ma krótkie nogi
85. Małe kroczki
86. Tylko przyjaciele
ZAPROSZENIE
87. Już niedługo
88. Plusy obecnej sytuacji
89. Świeżo upieczona para
Czy jest sens...?
90. Nieważkość
91. Doprawdy ciekawych
92. Panna Weasley
93. Kotwice

64. Początki bywają ciężkie

484 36 78
By XVivinX

CHARLOTTE POV.

Woda od zawsze była dla mnie źródłem ukojenia. Gdy byłam mała bardzo często chodziłam na basen, a gdy stałam się starsza i bardziej leniwa, bo długich dniach pracy i nauki, nie istniała dla mnie bardziej relaksująca rzecz niż długa kąpiel przy świecach, czy dłuższy prysznic. Gorące, wręcz lekko parząca skórę krople, oczyszczały moje ciało nie tylko w brudy, ale i rozluźniały dogłębnie moje mięśnie, oraz zabierały z sobą wszelkie troski.

Nie bez powodu używam czasu przeszłego mówiąc o jej kojących właściwościach. Dziś bowiem nawet spływająca po moim ciele woda nie jest za wiele w stanie mi pomóc. To prawda, oczyszcza moją skórę dokładnie tak jak zawsze, a gdy zamknę oczy i pozwolę jej swobodnie oblewać swoją twarz, mogę odnieść wrażenie, że jest u siebie w domu. W moim ukochanym mieszkaniu, w którym spędziłam ostatnie pięć lat swojego życia, z moją mamą. Mogę zapomnieć o miejscu w którym jestem naprawdę. To jednak tylko ulotna chwila.

Gdy otwieram oczy widzę mozaikę, drobnych, śnieżnobiałych kafelek małej kabiny prysznicowej, stojącej w równie małej łazience. Znajduje się w niej mi tylko ona, a i toaleta, umywalka z szafką, oraz wiszące nad nią małe lustro. Nie wspominając że nawet tutaj znajduję się jedna kamera, zwrócona co prawda na umywalkę, ale sprawiająca, że ciągle czuję na sobie czyjeś spojrzenie. Tylko tak naprawdę w tej małej kabinie jestem niewidoczna dla mych oprawców.

Pozwalam więc sobie cicho zaszlochać, w spokoju, samotności, słuchając szumu wody padającej z deszczownicy. Osuwam się powoli na podłogę, podkulam nogi pod tułów i obejmuje się ramionami. W ten sposób jest mi minimalnie lżej. Poziom tłumionych w moim ciele emocji stopniowo spada wraz z kolejnymi łzami. Biorę jeszcze tylko parę głębokich wdechów i odcinam dopływ wody za pomocą kurka.

Nie chcąc aby kamera uchwyciła moją nagość wycieram się dokładnie uprzednio naszykowanym ręcznikiem w kabinie. W niej także zakładam na siebie ubrania, dokładnie takie same jakie miałam na sobie przedtem. Wychodzę spod prysznica, czysta i w odrobinę lepszym stanie.

Staję przez małym lusterkiem nad umywalką. Oczywiście też jest zabezpieczone, czymś w rodzaju osłonki z pleksiglasu, abym nie mogła go stłuc, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, iż bardzo im zależy na moim przeżyciu. Próba samobójcza więc nie wchodzi w grę. W sumie może to i dobrze. Gdybym miała taką możliwość, diabli wiedzą czy by mnie nawet teraz nie kusiło. Przyglądam się sobie po raz pierwszy od kiedy trafiłam do tego miejsca.

Bladość pokryła moją skórę, a pod oczami znalazły się spore sińce, ale po za tym wyglądam normalnie. Spodziewałam się siniaka z prawej strony mojego czoła, albo przynajmniej jakiegoś otarcia w tym miejscu, ale niczego nie znajduję. Jedynym śladem na moim ciele jest blizna przebiegająca wzdłuż karku. Dotykam ją ostrożnie drżącymi palcami. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam operowana, więc to pierwsza blizna jaka znalazła się na moim ciele... W sumie to mało co chodziłam do lekarza. Naprawdę... Bardzo rzadko.

Nienawidzę szpitali. Kojarzą mi się ze śmiercią Audrey, ale przede wszystkim z najtrudniejszym okresem w moim życiu, czyli chorobą mojej matki. W tedy spędzałyśmy w nich większość naszego czasu, starając się wygrać z bezwzględną chorobą, jaka złapała ją w swoje sidła. Wspierałam mamę, a ona wspierała mnie. Razem jakoś przebrnęłyśmy przez to wszystko. Teraz jestem całkiem sama, w miejscu które swoim wyglądem i sterylnością tak bardzo przypomina mi szpital, pełny chorych psychicznie lekarzy, z niekończącym się labiryntem pokoi oraz korytarzy... Nie mogło być gorzej.

Patrzę jeszcze przez chwilę na swoje odbicie, twarz pozbawioną wyrazu i jakiejkolwiek chęci do czegokolwiek, po czym opuszczam równie klaustrofobiczną co sama izolatka łazienkę. Wciąż nie mogę uwierzyć że mogę się swobodnie poruszać o własnych nogach. Niestety nie daje mi to dużo. Nie mam za bardzo co z sobą zrobić. Postanawiam więc za poznać się z dwiema najważniejszymi w mojej sytuacji rzeczami, czyli łóżkiem i planem tygodnia jaki przygotowała dla mnie Elma.

Siadam na początku po turecku na środku materaca, znacznie wygodniejszego niż się spodziewałam, chociaż dość mocno skrzypiącego. Za to pościel w dotyku jest dość sztywna i lekko szorstka. Na dodatek śmierdzi środkami czystości. Pewnie była dopiero co prana w jakieś chemii. Sięgam po leżąca tuż obok mnie kartkę.

Wszystkie siedem kolumienek które ją tworzą wygląda dość podobnie, zwłaszcza na końcach i na początkach. Codziennie wstaję i kładę się o tej samej godzinie, czyli 6:45 i 22:00. Czasu wolnego w ciągu dnia mam łącznie trzy godziny. Po półtorej godziny w południe po obiedzie i tyle samo wieczorem przed snem. Resztą miejsca zajmują różnego rodzaju badania których większość nazw nawet nie kojarzę, eksperymenty i nawet treningi. Te ostatnie dzielą się na te wytrzymałościowe i... Na treningi specjalistyczne. Od tych pierwszego rodzaju mam zacząć następny dzień.

Na drugiej stronie kartki za to znajduje się mój jadłospis. Nie mogę za bardzo na niego narzekać, bo zawiera dobrze zbilansowaną i zdrową dietę, opierającą się głównie warzywach, ale różniej produktach zbożowych i mlecznych. Sporo tu koktajli, sałatek, rzeczy gotowanych. Nie będzie to zapewne najsmaczniejsze, patrząc na prawie zerową liczbę przypraw, ale... Jak już mówiłam nie zamierzam narzekać.

Drobnym drukiem na samym dole jest wzmianka, że plan zająć jak i jadłospis mogą zostać zmienione w zależności od "potrzeb obiektu badanego i stadium jego rozwoju". Nie będę ukrywać że bardzo mnie zaintrygowała. Ci ludzie chyba naprawdę uważają mnie za jakąś wyjątkową, wręcz jedyną w swoim rodzaju istotę. Elma na pewno tak uważa. Widzę w jej oczach mnóstwo przekonania za każdym razem gdy wspomina, jak niezwykle ważna dla niej jestem. Wierzy w to co mówi całą sobą.

Jej wersja wytłumaczyła by dlaczego znalazłam się w tym piekle i przede wszystkim dlaczego wciąż żyję. Gdyby tym ludziom chodziło o jakiś okup od Avengersów, wymianę mojej osoby za coś ważnego, to raczej nie urządzali by tego całego teatrzyku, z moją wyjątkowością, tylko zamknęli w jakiejś brudnej celi, nie za bardzo się mną przejmując. Wykluczyłam więc tę opcję, jednak niestety po za nią za bardzo nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Na pewno nie wierzę w to co mówi Elma. Jej słowa wręcz drażnią mój mózg. Nie jest w stanie ich przyswoić. Pewnie dlatego że niosą z sobą prawdą zbyt trudną do zaakceptowania, oznaczającą że przez cały życie byłam okłamywana przez najbliższe mi osoby.

Odtrącam od siebie jak najszybciej tą myśl, czując że poraz kolejny pod moimi powiekami zbierają się łzy. Jest... Absolutnie absurdalna. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego tu jestem, ale na pewno nie z tych powodów co przedstawiła mi czarnowłosa. Ta wiedźma stara się mi zrobić pranie mózgu i przeciągnąć na swoje sidła. Ale ja zrobię wszystko aby nie dać się jej wciągnąć w te wnyki, które dla mnie szykuje.

Skonsternowana chowam się pod kołdrę. Mało godzin snu mi już zostało, a przecież muszę mieć siłę aby przetrwać to wszystko, póki ktoś mnie nie znajdzie, lub ewentualnie jakimś cudem sama się nie uwolnię... Jeśli ktoś w ogóle mnie szuka. Znaczy... Jestem pewna że moja biedna mama już dawno zaczęła odchodzić od zmysłów. Pewnie jest w Nowym Jorku, albo przynajmniej w drodze do niego. Podnosi na nogi całą policję w mieście, zamartwiając się i przeczuwając najgorsze... Z resztą słusznie.

Jednak jej starania nic nie dadzą. Zwykła policja nic w tym nie pomoże, więc pewnie zacznie w drugiej albo nawet pierwszej kolejności dobijać się do Starka i prosić go o pomoc. Nie sądzą aby Anthony odmówił. Być może nawet sam zaczął poszukiwania, bo na pewno ktoś z hotelu zawiadomił go o tym że nie przyjechałam.

To dobry człowiek... Myślę że poświęci trochę zainteresowanie swojej dekoratorce, z samej przyzwoitości. Jednak czy domyśli się położenia w jakim się znajduje. Z całą pewnością najpierw nasunie mu się jakieś uprowadzenie, gwałt, czy nawet morderstwo. Raczej minie trochę czasu, zanim wpadnie na pomysł, że porwali mnie ci sami ludzie, który napadli na wieżę, a nawet jeśli to raczej nie domyśli dlaczego to zrobili. Ja sama się nie domyśliłam.

Gdyby nie to... Gdyby nie moja mama i ewentualnie Anthony Stark... Pewnie nikt by się nie przejął moją osobą... Na pewno nie zrobił by tego Steve. Znów kręcę głową, odtrącając od swoją głowę kolejną niepotrzebną myśl. Rogers jest ostatnią rzeczą którą powinnam zaprzątać sobie głowę. Przekreślił mnie, więc ja przekreślam go, raz na zawsze, za to jak mnie potraktował.

Mimo tego postanowienia, nie mogę jednak się pozbyć tego dziwnego uczucia, gdy przesuwam delikatnie wnętrzem dłoni po materiale poszewki poduszki, jak już mówiłam lekko sztywnym i szorstkim, że dotykam wnętrza dłoni Steve'a. Jest bardzo podobne w dotyku, tylko że znacznie cieplejszej.

Wiem że w głębi duszy cholernie brakuje mi jego dotyku, brzmienia jego głosu, szczerego uśmiechu i tego niepowtarzalnego błysku w niebieskich oczach. Bardzo dużo oddała bym, aby mnie teraz przytulił i okazało się że to tylko sen. Otwieram oczy, cały ten koszmar się kończy i budzę się w jego objęciach. Robię jednak wszystko by o tym nie myśleć. Nadzieja że miejsce w którym się znalazłam tylko mi się śni prysła niczym bańka mydlana. Jest tak samo rzeczywiste jak to co mi zrobił Steve i muszę to zaakceptować.

Zamykam więc oczy i odkrywam się dokładnie pierzyną, w taki sposób że tylko czubek głowy wystaje mi spod niej. W ten sposób niweluję trochę nieprzyjemne uczucie, jakie wywołują ciągłe spojrzenia kamer. W tym samym momencie ktoś po drugiej stronie gasi światło. Staram się o niczym nie myśleć, aby zasnąć jak najszybciej, ale niestety w mojej sytuacji jest to nie możliwe. Wciąż śnię o strzykawkach, krępujących mnie pasach, mężczyznach w czarnych mundurach, czarnowłosej kobiecie i o mężczyźnie który jeszcze tak niedawno był moim bohaterem.

.
.
.

Głośne brzęczenie wyrywa mnie z głębokiego snu. Drażni moje uszy niczym dźwięk przesuwania paznokciami po tablicy. Zakrywania głowy poduszką nic nie daje. Wiem że nie przestanie póki nie podniosę się przynajmniej do pozycji siedzącej. Dlaczego zaciskam mocno zęby, gotowa najbardziej jak jestem w stanie, na tak naprawdę pierwszy pełnoprawny dzień w ośrodku Libelluli.

- Już wstaję tylko, wyłącz to cholerstwo! - wołam prostując się powoli, przeciągając jednocześnie twarz i dzięki Bogu, brzęczenie ustępuje.

Ziewam głośno, przeciągając się w tym samym czasie odrobinę. Głowa mnie boli, prawdopodobnie, z niewyspania. Mięśnie za to zdążyły już odpocząć. Zasnęłam dopiero mniej więcej trzy godziny temu. Jestem odrobinę odrętwiała, jednak najbardziej doskwiera mi nieznośne burczenie w brzuchu. Jakbym nie jadła nic przez tydzień.

Szukaj pozytywów Charlotte... Może przynajmniej od tych całych nerwów i diety zaleconej przez kochaną Panią Doktor zrzucę parę kilo. Tak Charlotte, szukaj pozytywów.

Odgarniam włosy do tyłu, przeczesując je palcami. Układają się na mojej głowie w kompletny nieład. Otumanienia spowodowane niedawnym śnieniem, mija całkowicie gdy słyszę już znajomy mi dźwięk. Wszystkie me zmysły się wyostrzają, w momencie otworzenia się drzwi. Spodziewam się, że dostrzegę w nich Elme, ale po kilku sekundach próg przekracza młoda kobieta, ta sama która nie domknęła przez przypadek drzwi od mojej celi, przez co oberwała w twarz od Fillion. Został jej po tym ślad w postaci trzech zadrapań na policzku.

- Dzień dobry - wita się niepewnie, podchodząc do mnie powoli ze spuszczoną głową. Wzrok ma wlepiony w tackę z jedzeniem, którą po chwili kładzie na stole.

Jej postura jest drobna, wręcz filigranowa. Twarz dziewczęcą z wielkimi, szarymi oczami, które zdobią długie, ciemne rzęsy. Wygląda bardzo niewinnie. Gdy odstawia plastikową tackę, przez moment obserwuję jak jej dłonie się trzęsą ze zdenerwowanie. Wie że następny jej błąd może być tym ostatnim. Zaczynam wręcz mieć wyrzuty sumienia, że przeze mnie ta niewinna dziewczyny prawdopodobnie dostała rykoszetem.

- Tutaj ma Pani swoje śniadanie, oraz leki i wodę do popicia ich. Radzę zjeść wszystko - stwierdza dość chłodno, zakładając na dłonie rękawiczki jednorazowe. - Ale najpierw... Muszę jeszcze pobrać Pani krew i podać dożylnie pewien środek - duka, chwytając za skrzykawkę, a następnie zakładając na nią świeżą igłę.

Wzdycham cicho, wystawiając jej jednocześnie prawą rękę. Miałam pójść na współpracę, więc to robię. Zawierzę się tym krwiopijcom, z nadzieją że wyniknie z tego dla mnie więcej dobrego niż złego.

- Informuje mnie Pani o tym wszystkim jakbym miała wybór... - mówię z irytacją.

- Ja też go nie mam... - rzuca, patrząc mi przez chwilę prosto w oczy, z powagą i bólem, kucając jednocześnie obok mnie, aby wykonać nadane jej polecenie.

Już po chwili igla wbija się w moje ciało, a szkarłatna ciecz zaczyna wypełniać strzykawkę. Uświadamiam sobie w tej, że z pewnością nie jestem jedyną ofiarą tego koszmarnego ośrodka. Po za ludźmi zmuszonymi z różnych powodów do pracy tutaj, muszą być inni tacy jak ja na których przeprowadza się badania, tylko prawdopodobnie tutejszym naukowcom nie zależy za bardzo na ich przeżyciu. Mam to szczęście, albo może pecha, że w ich oczach jestem ósmym cudem świata, więc raczej na pewno nie zamierzają mnie krzywdzić... Przynajmniej na razie.

- Może zapiec - informuje mnie dziewczyna, zamieniając strzykawki. W moje żyły znów wpływa ten piekielny środek, sprawiając że z całej siły zaciskam oczy i zęby. Nawet nie chcę myśleć, co on wyprawia z moim organizmem.

- Ma od teraz Pani piętnaście minut na toaletę i posiłek... - kobieta zakleja plastrem miejsca ukłucia, po czym wstaje szybko z podłogi. - Mam coś jeszcze dla Pani.

Przyglądam się z uwagą, jak zabiera z sobą próbkę mojej krwi i zużytą strzykawkę, po czym po chwili wraca, już bez gumowych rękawiczek, a z czarnymi, prostymi tenisówkami bez sznurówek i parą białych stopek. Wręcz mi je do rąk.

- Eeeeee... Dziękuję... - uśmiecham się nawet delikatnie, chociaż w tym wypadku to raczej niezręczny niż przyjemny gest. - Do widzenia - żegnam się z nią, mimo że się z nią nie przywitałam.

- Do widzenia - odpowiada cicho, patrząc na mnie przez chwilę w taki sposób, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego, wychodzi, tym razem od razu zamykając za sobą drzwi na cztery spusty.

Przenoszę szybko uwagę z drzwi na zawartość plastikowej tacki z papierową zastawą. Chwytam za mój jadłospis, aby sprawdzić skład posiłku. Na pełnoziarnistym pieczywie znajdują się kosteczki awokado, wędzony łosoś, gałązki rukoli i papryczka chilli. Do tego dostałam koktajl z mango, limonki, papai, pomarańczy i mięty. Wszystko wygląda naprawdę smakowicie, a mój pusty niczym stara studnia brzuch wygrywa właśnie marsza żałobnego. Bez chwili zastanowienia zastanowienia biorę się za konsumpcję.

Nie mija pięć minut, gdy pozbywam się z talerza każdego okruszka, oraz wypijam koktajl, zastanawiając się jednak czy nie ma w nim nic więcej niż jest na liście. Po smacznym posiłku chwytam mały plastikowy kubeczek z masą większych i mniejszych, głównie białych tabletek. Osiem, tyle ich dokładnie jest. Zdziwię się jeśli nie będę po nich chodzić jak naćpana. Popijam je na dwie partie. Pigułki ledwie przechodzą mi przez gardło, ale staram się jak najszybciej o nich zapomnieć.

Z pewnością nie będzie to łatwe, ale będę się starała udawać że funkcjonuję zupełnie normalne. Te tabletki to tylko witaminy, a ten pokój to tymczasowy hotel. Zostańmy przy tej wersji. Może pomoże mi nie stracić zmysłów.

Wykonuje poranną toaletę, po czym zakładam na swoje stopy skarpetki przyniesione buty. Są idealnie dopasowane i naprawdę wygodne. Mogła bym w nich bez wstydu chodzić po mieście. Zerkam na zegarek. Mam jeszcze pięć minut, więc podchodzę do półki z książkami, chcąc przejrzeć jej zawartość. Większość z lektur to dość stare, klasyczne powieści obyczajowe, ewentualnie dramaty. Ich zawartość jest w dwóch językach, angielskim i francuskim.

Zastanawiam się nad nazwiskiem Elmy. Jest typowo francuskie, ale ona sama mówiąc po angielsku nie posiada charakterystycznego akcentu. Czyżby wyszła za mąż za tego ukochanego o którym opowiadała i przejęła jego nazwisko? Zastanawiam się kto mógł by ją chcieć. To prawda... Jest naprawdę przepiękną kobietą, ale już po pierwszym wypowiedzianym zdaniu widać że szaloną. Pewnie był takim samym czubkiem jak ona, jak i nie jeszcze większym. Według niej to on nią w to wciągnął.

Gdy tak się zastanawiam drzwi ponownie się otwierają. Tym razem staje w nich oczekiwana przeze mnie osoba. Uśmiecha się delikatnie na mój widok, wyraźnie zadowolona. Dziś jej włosy są spięte w niski kucyk, a na sobie ma białą koszulę z kołnierzykiem w drobne groszki i eleganckie, granatowe spodnie materiałowe z nogawkami lekko zwężanymi w kant.

- Witaj moja droga - jej uśmiech staje się szerszy. - Jak ci się spało?

- Krótko - odpowiadam szybko, nie potrafiąc ukryć poirytowania tym faktem.

- To nie moja wina, że zaczęłaś się stawiać za co trafiłaś do izolatki... - krzyżuje ręce na piersi, spoglądając na mnie jak na niesforne i lekko niemądre dziecko. - A posiłek?

- Nie mogę narzekać - tym razem chcę zastanawiam się nad odpowiedzią, nie chcąc za bardzo jej chwalić, czy coś w tym stylu.

- Dobrze... - przez chwilę wpatruje się w podłogę. - Zaznajomiłaś się z planem?

Kiwam głową, zastanawiając się czemu pyta skoro kamery bez przerwy obserwują każdy mój ruch. Z pewnością widziały to jak czytam dokładnie zawartość kartki.

- Będziesz grzeczna i dasz się przetransportować o własnych nogach, czy może mamy wrócić do fotela z pasami? - na jej twarzy pojawia się subtelnie złośliwy grymas, a w jej oczach błyszczy wyższość. Ma się za Panią wszech rzeczy, ale ja nie dam się sprowokować.

- Pójdę sama... - odpowiadam pewnie.

- Świetnie... - wychodzi powoli, a ja zaczynam kroczyć dumnie za nią, trzymając głowę wysoko uniesioną.

Oczywiście towarzyszy nam obstawa w postaci dwóch osiłków, jednych z tych Rosjan i co ciekawe każdy z nich ma w swojej dłoni paralizator odległościowy. Są gotowi w każdej chwili wystrzelić w moje ciało elektrody, aby powalić mnie za pomocą prądu na ziemię. Nie chcąc doznać tego przeraźliwie bolesnego uczucia stawiam nawet stopy w miejscu gdzie przed chwilą stawiała je Elma, aby nie dać im żadnego powodu, do ataku.

Zmierzamy w stronę windy. Czarnowłosa przyzywa ją i już po chwili drzwi przed nami się rozstępują. Czuję na siebie spojrzenia wszystkich ludzi jakich minęłam na korytarzu. Najwyraźniej moja skromna osoba naprawdę jest dla nich niezwykłą rewelacją. Patrzą na mnie niczym na kosmitkę, ale ignoruję ich wszystkich i jako pierwsza wchodzę do dużej windy.

- Po co mi te treningi? - pytam dość niepewnie Panią naukowiec, trochę zbita z tropu przez dwójkę naszych towarzyszy, gdy winda rusza do góry.

- Musimy utrzymać cię w dobrej kondycji. To konieczne aby przyspieszyć również twój rozwój - odpowiada jakby to było oczywiste, odkręcając głowę jak najbardziej do tyłu, zerkając na mnie po przez swoje ramię. - Leki, twoja dieta, ćwiczenie, nasze badania. Wszystkie mają stopniowo pobudzić twój organizm do rozwoju...

- Rozwoju... - unoszę pytająco lewą brew. W twym samym momencie przejeżdżamy już drugie piętro do góry. - Jestem teraz nierozwinięta?

- Nie w taki sposób jak byś mogła... - posyła mi delikatny uśmiech, wychodząc już po chwili z windy. Stukot jej obcasów odbija się od ścian. - Cierpliwości... Wszystko zobaczysz w swoim czasie, ale mogę ci obiecać że jeszcze nie raz się zdziwisz, a pro po tego co potrafisz.

Wzdycham cicho, nie za bardzo usatysfakcjonowana jej odpowiedzią. Zaczynam się w tedy skupiać na otaczającym mnie nowym otoczeniu, jednak nie zauważyłam w nim nic interesującego. Wygląda dokładnie tak samo jak piętro na którym znajduje się moja cela. Nawet kolor ścian jest identyczny.

Zatrzymuje się na chwilę przez wielkimi, drewnianymi drzwiami dwuskrzydłowymi. Elma używa karty magnetycznej, aby je otworzyć. Okazuje się że znajduje się za nimi duża, otwarta sala, prawdopodobnie właśnie treningowa. Moją uwagę od razu przyciąga stojąca prawie na samym środku sali ścięta na krótka kobieta, w wieku mniej więcej trzydziestu lat, z dość mocno umięśnioną sylwetką. Stoi na baczność niczym posąg trzymając ręce z tyłu. Ubrana jest w czarne zwykłe dresy.

- Pani Doktor - wita się salutując gdy dostrzegam Fillion.

Przechodzimy przez drzwi sali

- Greto... - Elma posyła jej subtelny uśmiech. - To twój nowy rekrut - wskazują na mnie delikatnym ruchem dłoni, dając mi do zrozumienia że ta stalowa dama stojąca przede mną, będzie moją trenerką.

Spojrzenie ma puste, nie zdarzające żadnych myśli ani uczuć, gdy mierzy moje wątłe ciało wzrokiem. To prawda ćwiczę całkiem sporo, jednak tylko dla swojego zdrowia i przyjemności, całkowicie amatorsko. Nie należę więc do sportsmenek. Nie mam w rękach za dużo siły. Jestem przy niej niczym szmaciana lalka.

- Charlotte to jest Greta - czarnowłosa przedstawia mi trenerkę. Dopiero teraz z bliska dostrzegam że ma zielone oczy. - Będzie dbała o twoją sprawność fizyczną, trzy razy w tygodniu po godzinie - z szerokim uśmiechem na twarzy zerka najpierw na mnie, później na Gretę, badając nasze pierwsze wrażenie. - Liczę że się dogadacie...

Nie tylko ty El... Ale obawiam się, że nic z tego nie będzie. Stoją przed nią... Niczym bezbronna zwierzyna przez wygłodniałym wilkiem. Wygląda na kobietę, która bez mrugnięcia okiem i chwili zawahania mogła by skręcić komuś kark. Zapewne nie raz już to zrobiła.

- Niech się Pani nie martwi - patrząc mi prosto w oczy, uśmiecha się ledwie zauważalnie, za pewne na myśl o tym jak będzie się nade mną pastwić. - Zajmę się nią odpowiednio.

- Nie wątpię... - sztuczny uśmiech nieustannie nie schodzi z jej twarzy. Już po chwili kieruje się wraz z ochroniarzami w stronę drzwi, zostawiając mnie samą z zielonooką wilczycą. - Tylko Greto... - zatrzymuje się na chwilę, stojąc już w drzwiach. - Postaraj się być... Ulgowa... - prosi grzecznie, wręcz przymilnie.

- Tak jest... - salutuje jej na dowiedzenia.

Trzaśnięcie drzwiami rozlega się echem po całej sali. Mimo iż jest naprawdę duża, większa nawet niż większość sali gimnastycznych w szkołach, to zostając w niej sam na sam z Gretą, mam wrażenie że wystarczy zrobić krok do tyłu, aby wpaść na ścianę. Rzeczywistość niestety nie za bardzo różni się od tego odczucia.

- Masz jakieś doświadczenia sportowe kluseczko? - pyta po dłuższej chwili ciszy, pod czas której przeszywała mnie wzrokiem na wskroś.

W jej głosie da się usłyszeć pogardę, chociaż stara się ją zamaskować. Emanuje z niej poczucie wyższości i pewność siebie, tworząc wokół niewyraźne wyczuwalną, stalową aurę. Sprawia że głos więźnie mi w gardle i nie mam pojęcia co z sobą zrobić.

- Ćwiczę prawie codziennie podczas spaceru z psem - w końcu udaje mi się zebrać w sobie, aby odpowiedzieć w miarę pewnie, chociaż cicho.

- Pokaż...

Patrzę na nią pytająco, nie rozumiejąc o co jej chodzi. Może to dlatego, że w jej obecności ciężko mi zebrać myśli, albo może po prostu jestem głupia.

- Ale... Co..? - dukam pod nosem.

- Twoją klasyczną rozgrzewkę - krzyżuje ręce na piersi. Dopiero teraz zauważam że wokół obu dłoni ma obwinięty bandaż. Przez głowę przelatuje mi myśli, o jasnowłosym bokserze i tym z jak z niesamowitą siłą uderzał w worek.

- Czy mówię niewyraźne, a może ty masz problemy ze słuchem? - z tej myśli momebtalnie wyrywa mnie głos Grety... Poirytowany głos Grety.

Zaczynam więc swoje klasyczne rozciąganie, nie chcąc jej zdenerwować, przeklinając jednocześnie w myślach Rogersa, za to że znów pojawił się w mojej głowie. Przeszkadza tylko i sprowadza kolejne nieszczęście.

Szybko krążę rękami najpierw w przód, potem w tył. Kręcę jednocześnie głową. Nawet kołysze ciałem na boki, unosząc jednocześnie ręce do góry, tak że splatam palce wysoko nad głową. Robię to wszystko dość niepewnie i nie tak płynnie jak powinna, przez palący wzrok krótkowłosej, śledzący każdy mój ruch. To tak jakbym zdawała jakiś ważny egzamin, a nade mną stał nauczyciel z linijką w ręce i cały czas czytał to co piszę.

W momencie gdy przyszykowuję się do skłonu tułowia, Greta zaczyna obchodzić mnie do około, sprawiając że odczuwam jeszcze większy dyskomfort. Jej ręka nagle znajduję się na moich plecach. Dociska mnie dość mocno do dołu, tak że całą powierzchnią wnętrza moich dłoni przywieram do parkietu.

- Kolana proste - stopą szturcha mnie lekko w nogi, wyprostowując do całkowitego pionu moje nogi. W płucach zaczyna brakować mi powoli tchu. W końcu jednak puszcza.

- Nie jest tak źle jak myślałam... - stwierdza, nagłym ruchem chwytając mnie za rękę, w taki sposób że odchylam się teraz mocno w bok.

Jedną ręką chwytam się za kostkę, drugą zaś Greta przytrzymuje nad moją głową, odginając jak najmocniej w prawo. Jeszcze chyba nigdy w życiu się aż tak nie wygięłam. Na pewno nigdy też nie było to tak nagłe... I tak bolesne. Za chwilę mój lewy bok pięknie w szwach jak stara bluzka.

- Słuchaj się mnie i nie wymiękaj nawet gdy rąk nie czujesz, a wszystko będzie dobrze - zapewnia mnie, dociskając chyba jeszcze mocniej. Uścisk ma silny. Nawet gdybym próbowała, to i tak bym się miała szans się z niego wyrwać.

- A jak coś mi się nie spodoba i będę niegrzeczna Pani Komandos? - nie mogę się powstrzymać przed powiedzeniem tych słów. Niesamowicie denerwuje mnie to, że każda z osób w tym miejscu uważa, że można zrobić ze mną wszystko co się komu podoba, a ja nie mogę zaproponować.

- Cóż, w tedy...

Nawet nie wiem jak to się dzieje, że w ciągu ułamka sekundy, moja ręka jest boleśnie wykręcona do tyłu i to w taki sposób, że nie mogę się ruszyć. Gdyby chciała, bez problemu mogła by ją skręcić. Cała drży pod naciskiem. Moje serce w tym samym czasie uderza z trzy razy większą prędkością niż powinno.

- Czy to zrozumiałe? - pyta głośno i wyraźnie, jeszcze mocniej po chwili wykręcając moją rękę.

- Niestety tak... - dukam, ledwie będąc w stanie coś z siebie wykrztusić.

Jednym płynnym ruchem odrzuca mnie do przodu na szczęście w kierunku maty do ćwiczeń. Amortyzuje ona spadek. Biorę parę głębokich, uspokajających wdechów, notując się w głowie, abym nauczyła się w końcu trzymać język za zębami. W tym miejscu sprowadza na mnie same nieszczęścia. Przygryzam dolną wargę.

- Ewentualnie mam dla ciebie jeszcze coś takiego - słyszę jej głos, gdy przekręcam się w brzucha na plecy, aby zwrócić się twarzą do niej.

Unoszę się na łokciach, aby zobaczyć że trzyma w ręce małe urządzenie, oraz to, że po raz pierwszy od naszego poznania uśmiecha się ledwie zauważalnie.

- Pilot? - unoszę brwi, patrząc na drobny, prostokątny przedmiot z dwoma guziczkami i pokrętłem. - Co on robi?

- Nie chcesz się przekonać - stwierdza pewnie, chowając urządzenia z powrotem do kieszeni spodni.

Zapewne... Ale nie zmienia to faktu, że chcę wiedzieć, czym mi grożą. Wiem jednak, że to nie mogę być nic strasznego. Bolesnego z całą pewnością, jednak nie robiącego mi... Stałej krzywdy.

- Wiem, że nie możesz mnie uszkodzić. Według Elmy jestem zbyt cenna - rzucam, coraz bardziej poirytowana faktem, iż ci ludzie myślą, że mogą ze mną zrobić co chcą. Nie! Nie mogą! Moim jedynym atutem w obecnej sytuacji, jest to że jestem dla tych ludzi czymś bardzo ważnym i będę z tego korzystać.

- Bo jesteś - staje nade mną. - Dlatego to cię w żaden sposób nie skrzywdzi, ale uwierz mi na słowo że naprawdę mocno zaboli. Doświadczyłam na własnej skórze - głos ma niski i dość ochrypły, oschły.

O dziwo nie całą swoją uwagę skupiam na pierwszych dwóch słowa jakie wypowiedziała.

- Ty naprawdę w to wierzysz? - pytam, nie dowierzając, że chyba naprawdę wszyscy w tym miejscu wierzą w moją niezwykłość.

- W co? - ściąga mocno brwi.

- Że jestem jakąś pieprzoną krzyżówką człowieka i kosmity? - prawie krzyczę, nie będąc w stanie uwierzyć w absurd wypowiedzianego przed chwilą przeze mnie zdania.

- Gówno mnie obchodzi czym jesteś - rzuca lekceważąco, przeczesując swoje krótkie włosy palcami. - Grunt, że dzięki tobie w końcu osiągniemy cel.

- Jaki cel? - zadaje chyba najbardziej nurtujące pytanie.

Elma bredzi coś o ulepszeniu świata i uratowaniu ludzkości, ale nie podaje żadnego typu konkretów. Jej odpowiedzi są zawsze wymijające. Dobrze wie jaką dawkę wiedzy powinna mi przekazać, aby utrzymać mnie na odpowiedniej granicy. Pragnę ją jednak przekroczyć, mimo iż zapewne będzie to jeszcze cięższe dla mnie do zrozumienia, niż to czego dowiedziałam się dotychczas.

- Dość pogaduszek - nagle jej stopa szturcha mnie dość mocno w udo, poganiając do wstania na równe nogi. - Wstawaj i dziesięć okrążeń wokół sali! - ton głosu ma władczy.

- Ale...

- Żadnych ale! Już! Już! - zaczyna kopać mnie za każdym razem coraz mocniej, nie dając mi innego wyboru niż zacząć biec i to tyle ile mam tylko siły w nogach. Dosłownie jakby gonił mnie jakiś psychopata z nożem w dłoni.

- No widzisz! Jak chcesz to potrafisz! - woła, przyglądając się ze środka sali jak wykonuję kolejne okrążenia.

Początki zazwyczaj są ciężkie. Obawiam się, że wbrew pozorom, w tym przypadku są najlżejszą częścią całości. Ale nie skupiam się na tym... Po prostu biegnę przed sobie. Szczerze nie sądziłam, że można aż tak docenić tą prostą czynność, jak ja w tej chwili. Daje mi ułamek swobody, wyżycia się... Skierkę wolności.

---------------------------------------------------------

Taaaaaaaaaa... Zanim ktoś zacznie na mnie krzyczeć, to mogę się usprawiedliwić tylko ty, że będę jutro pisać matury próbne i przez ostatni czas cały swój wolny czas się do nich przygotowywałam. Nie miałam więc ani czasu, ani nawet chęci na pisanie. Teraz jednak wszystko powinno wrócić do normy, czyli rozdział co tydzień o 17:00. Naprawdę postaram się żeby tak było. Mam nadzieję, że czekaliście cierpliwie.

W sumie nie mam już nic do dodania. Jak zwykle będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie swoją opinię w komentarzach. Zapraszam was na kolejny świetny filmik iiiii....

Na razie kochani!!!

Continue Reading

You'll Also Like

37.2K 2.2K 38
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
133K 5.2K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
23.7K 1.3K 44
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
7.6K 476 21
Młody kierowca Formuły 1 i wyśmienita tenisistka. Co ich połączy? A raczej co im w tym przeszkodzi. Życie rzuca nam wiele kłód pod nogi, a tej dwójce...