KELNERKA - "Droga ku niebioso...

By XVivinX

78K 4.5K 8.6K

Kto by pomyślał, że w życiu tak zwykłej dziewczyny jak ja, wydarzy się tyle niezwykłych rzeczy. W końcu jeste... More

Prolog
°•Obsada•°
1. Rutyna.
2. Wieczorna melancholia
3. Samotny
4. Przyjaźń
5. Ciacho
6. Facet ze snów
7. Nowa misja
8. Niepokojące wiadomości
9. Gdy koszmar zmienia się w rzeczywistość
10. Twarz
11. Podziękowanie
12. Już po wszystkim...
13. Myśli
14. Pobudka
15. Z butami w czyjeś życie.
16. Już dawno tak nie było
17. A będzie dobrze.
18. SMS
19. Nie jest z kamienia.
20. Smugi tuszu
21. Zafascynowana
22. Niezwykły poranek
23. Propozycja
24. Pewność
25. Nowości
26. Wszystko się układa
27. Piękność i rzeczy wyśnione
28. Prośby.
29. Wspólnie
30. Wspomnienia
31. Projekt, brunet i wiadomość
32. Dzieło
34. Na ringu
35. Niespodzianka
36. Świętowania i poważny temat
37. Gość
38. Winna
39. Trzymaj się
40. Kluczowy moment
41. Wypad i wizytacja
Feministyczna propaganda wszechczasów, czyli recenzja Capitain Marvel
42. Uparta
43. Batalia
44. Samemu
45. Ocalić świat
46. Coś się kończy, a coś się zaczyna
47. Bycie wścibskim nie popłaca
48. Spróbować
49. Szansa
50. Zaloty
51. Zaproszenie i niespodzianka
52. Osoba bliska
53. Poranek
54. Kobiece pogaduszki
55. Walka o przetrwanie
56. Wątpliwości
57. To co słuszne
58. Ciśnienie
59. Trochę prawdy
60. Droga w dół
61. Wydział śledczy
62. W czterech ścianach
63. Potrzebuje bohatera
64. Początki bywają ciężkie
65. Konkrety
66. Impuls
67. Uziemienie
!WAŻNA ANKIETA!
68. Los tak chciał
69. Nie po myśli
70. Znajomość
71. Druga próba
72. Wolność
!OGŁASZAM REMONT GENERALNY!
73. Ostatnia okazja
74. Zasadzka
75. Cel osiągnięty
76. Mam cię!
77. Szpital
78. Przepełniona
79. Powrót
80. Problemy
81. Pod skórą
82. Wciąż tacy sami
83. Spotkanie po latach
84. Kłamstwo ma krótkie nogi
85. Małe kroczki
86. Tylko przyjaciele
ZAPROSZENIE
87. Już niedługo
88. Plusy obecnej sytuacji
89. Świeżo upieczona para
Czy jest sens...?
90. Nieważkość
91. Doprawdy ciekawych
92. Panna Weasley
93. Kotwice

33. Akta

748 53 158
By XVivinX

STEVE POV.

- Wróciłam! - Charlie woła do mnie, stojącego w kuchni przy patelni.

Alfred od razu zrywa się z legowiska, aby przywitać swoją Panią, wracającą z wizyty w szpitalu u swojej przyjaciółki. To drugi raz kiedy u niej była, mieszkając ze mną. Z tego co wiem, jej przyjaciółka z pracy wciąż jest pogrążona w śpiączce i lekarze starają się ją wybudzić, jednak nie przynosi to skutków. Charlotte mimo tego, podobnie jak rodzina dziewczyny i lekarze są dobrej myśli, mówiąc że to normalne. Wszyscy czekają cierpliwie na powrót dziewczyny.

- Uuuu! Jak miło! - stwierdza wesoło Charlotte, wchodząc do kuchni i zauważając, mnie pichcącego coś dla niej.

- To takie nadzwyczajne, że człowiek gotuje we własnym domu? - pytam lekko rozbawiony. - Może robię to rzadziej od kiedy ty tu jesteś, ale staram się równie często co ty - w ten sposób nie jest mi wstyd, że Charlie dla mnie gotuje. Tak można powiedzieć, że karmimy się nawzajem.

- Ale mi gotowanie nie przeszkadza. Lubię to robić - sięga po szklankę, aby nalać sobie do niej wody.

- Po prostu przyznaj się, że moje jedzenie jest mniej smaczne, więc dlatego wolisz gotować. Nie martw się, zgodzę się z tobą - stwierdzam, przekręcając kotlety z kurczaka. Za chwilę będą gotowe.

- Nie prawda. Bardzo lubię twoje jedzenie - zaczyna nakrywać do stołu.

- A ty się tak na mnie nie patrz. Masz swoje jedzenie w misce - zwracam się do patrzącego na mnie błagalnie, swoimi wielkimi, brązowymi oczami Alfreda. Siedzi sobie tuż obok moich nóg

- Twardym trzeba być Kapitanie. Nie uginać się pod psim wzrokiem... - chichocze pod nosem, a ma naprawdę uroczy, naturalny śmiech, który bardzo lubię słuchać.

- Jak tam u twojej przyjaciółki?

- Na razie bez zmian... - wzdycha cicho. - Ale lekarze mówią, ze trzeba dać jej czas. Grunt, że wszystko się na niej ładnie goi.

Kiwam głową. Widzę dokładnie, że pod skórą się  bardzo martwi o swoją znajomą, ale stara się tego nie okazywać i myśleć pozytywnie. Wiem dobrze co czuje. Tylko w przeciwieństwie do mnie w takiej sytuacji sprawia wrażenie, zebranej w sobie, optymistki. Ze mną jest na odwrót.

Po obiedzie, którego na szczęście jednak nie przesoliłem, Charlotte stwierdziła, że trzeba by było trochę posprzątać w mieszkaniu. Ciężko się z nim nie zgodzić. Dobrze by było już odkurzyć i  zrobić pranie. Po raz kolejny w głowie rozbrzmiały słowa mojej matki "Nie ma to jak kobiecą, czysta ręka w domu." Niestety muszę się zgodzić, bo z kobietą również "Nie ma sensu dyskutować"

- Dobra... - blondynka zbiera włosy w wysoki kucyk. - Ja się zajmę kuchnią i w sumie można powiedzieć, że moim pokojem, no a ty łazienką i sypialnia.

- Może być - stwierdzam, po chwili zastanowienia. Jej obszar jest co prawda większy, ale o dziwo znacznie czystszy, więc to chyba sprawiedliwy podział obowiązków.

Na początku biorę się za łazienkę, najmniejszy, ale najcięższy orzech do zgryzienia, który w jakiś osiemdziesięciu procentach przejęła Charlie a raczej jej rzeczy.  Naprawdę nie pojmuję do czego kobietom taka ilość specyfików do pielęgnacji, a tym bardziej do malowania się. Moim zdaniem maluje się płótna, ściany, meble, różnorakie rękodzieła... Ale twarz? W każdym razie wszechobecne rzeczy kobiety wcale mi nie przeszkadzają. Mimo bycia jedynakiem potrafię się dzielić metrażem.

Gdy wykorzystuję resztkę płynu do mycia, przypominają mi się dwie niedawno kupione butelki ze spryskiwaczem, które znajdują się w szafce pod zlewem, wraz z resztą środków czystości. Przydałoby się także wziąć więcej ręczników papierowych.

Wchodzę do salonu i widzę Charlotte, jak zwykle z rzeczami w rękach, których nie powinna oglądać, tym razem na pewno. Jak jej nie było przeglądałem sobie akta mojej drużyny, wspominałem... W sumie po raz pierwszy od kiedy ją poznałem i to na dodatek dość pozytywnie, zastanawiając się co by myśleli moi koledzy, gdyby mnie teraz widzieli. W każdym razie... Zostawiłem teczki z ich aktami na komodzie i najwyraźniej Charlotte je podniosła, chcąc wytrzeć kurze. Coś musiało jej z nich wypaść, może coś opuściła, przez to zawartość paru z nich rozsypała się na podłogę. Powinny być w szafce pod kluczem... Ehhhh, głupi ja!

Charlie klęcząc nad rozsypanką zaczęła przyglądać się jej zawartości w postaci dokumentów, akt i zdjęć. Obok niej stoi pies, obwąchujący każdą kartkę po kolei. Ze speszoną miną blondynka odwraca głowę w moją stronę.

- Przepraszam, ale te dokumenty... No wypadły mi i w sumie to teraz nie wiem co do czego  - stwierdza zakłopotana, zbierając wszystko na jedną kupkę.

- Czekaj... - szybko klękam obok niej, z myślą, że od razu mniej więcej to wszystko powkładam na miejsce.

- To... Był twój oddział? - pyta cicho, patrząc najpierw na teczki, a następnie podnosi wzrok na mnie.

- Tak... Howling Commandos. - dukam i niestety brzmi to zdecydowanie za ciężko niż bym chciał. - Razem z nim jeździłem po świecie, głównie Europie i niszczyliśmy kolejne bazy Hydry.

- Kojarzę... Z historii - dodaje po chwili, gdy patrzę na nią pytająco.

- Racja... - czasami zapominam, że minęło już te siedemdziesiąt lat. O wyczynach moich i moich kompanów mówi się teraz na lekcjach historii. Mimo iż wiedziałem, że robiąc te różne wyczyny ją tworzymy, to wciąż dla mnie lekki szok. Pewnie dlatego, że ja sam, chuderlak z Brooklynu, jestem jej częścią.

- Ale nie zmienia to faktu, że chęcią sobie posłucham od nich z twojej perspektywy... Zwłaszcza że z historii mało pamiętam... - czerwieni się lekko, jakby wstydziła się tego faktu

- Teraz? - unoszę lekko brwi.

- Sprzątanie niestety nie ucieknie - stwierdza, a ja niestety muszę jej przyznać rację.

To kolejny raz kiedy Panna Weasley interesuje się moją przeszłością... A może po prostu lubi słuchać moich historii. W każdym razie ja lubię jej je opowiadać, mimo że czasem idzie mi to ciężko. Wiem jednak, że mnie nie oceni, nie wyśmieje, tylko wysłucha i sama podzieli się swoimi przeżyciami oraz radami.

Siadam powoli na kanapie. Kręcący się przez cały czas z zaciekawieniem bok tego całego wydarzenia Alfred, wskakuje na nią, układając się wygodnie. Charlie siada obok mnie po turecku, a ja zastanawiam się od czego by tu zacząć. Po chwili dochodzę do wniosku, że parę suchych faktów nikomu nie zaszkodzi.

- Byliśmy elitarną jednostką, zajmującą się walką z nazistami. Poznałem moich kompanów podczas mojej pierwszej misji. Chociaż... - drapie się po karku. - Misją bym tego nie na zwał. To było czyste szaleństwo i samowolka. Postanowiłem się udać do jednej z tajnych fabryk Hydry, gdzie produkowano broń w oparciu o jeden potężny artefakt i eksperymentowano na jeńcach wojennych. Jednym z nich był mój najlepszy przyjaciel, Jam...

- James Buchanan Barnes... - kończy za mnie po nosem. Zerkam na nią - Zapamiętałam, bo Debby na lekcjach wręcz śliniła się do jego zdjęcia.

Parskam śmiechem. Tyle lat minęło od jego śmierci, a on wciąż działa na kobiety jak młody Bóg. Uśmiecham się na tą myśl.

- W każdy razie... - wracam do tematu. - Ze sporą dawką szczęścia udało mi się ich uwolnić z niewoli i z ich pomocą zniszczyć jedną z głównych niemieckich baz. Tak się zaczęła historia naszych bitew. Naszym zwierzchnikiem był pułkownik Chester Phillips, jeden z założycieli Tarczy. Było nas dziesięciu, ja, Bucky, Timothy Dugan, Jim Morita, James Montgomery Falsworth, Gabe Jones... - wymieniam po kolei moich kolegów, przeglądając ich akta.

- Byli twoimi przyjaciółmi, czy tylko kolegami z pracy? - pyta mnie cicho.

- Myślę, że po czasie to pierwsze. Dobrze się poznaliśmy przez ten, chodziliśmy do barów po wygranych... - uśmiecham się na te wspomnienia. To były naprawdę wspaniałe czasy i jeszcze wspanialsi ludzie.

- Na panienki... - dodaje nagle Charlie. Głowę ma oparto o swoją rękę, którą podpiera za pomocą łokcia o udo. Przy okazji jednym z palców bawi się swoją dolną wargą. Zauważyłem, że to robi, gdy się na czymś skupia, lub myśli intensywnie. - Pewnie jako bohaterzy z frontu mieliście niezłe branie.

Parskam śmiechem...

- Mogłaś zauważyć, że raczej nie jestem zbyt dobry w kontaktach z kobietami... - po naszych początkowych rozmowach. - Ani mundur, ani wyczyny nie odblokują ci języka.

- Ale szybko się uczysz - stwierdza, a mi bardzo miło to słyszeć. To wszystko dzięki tobie Char.

- To byli naprawdę dobrzy ludzie, wyjątkowi... - nie boję się użyć tego słowa. - Mężczyźni jakich mało. Uparci, słowni, odważni... - mógł bym jeszcze wymieniać.

- Co się z nimi stało po twoim... - zastanawia się chwilę. - Zniknięciu?

- Po II wojnie światowe służyli za zespół taktyczny w 107. pułku piechoty. Niektórzy członkowie ostatecznie opuścili jednostkę, ale pojawili się nowi rekruci. Dum Dum... Znaczy... Timothy Dugan przejął za mnie rolę dowódcy... - wzdycham cicho. - No i po pewnym czasie poprzechodzili w stan spoczynku... Założyli rodziny... Powiodło im się - uśmiecham się, lekko smutno, że mnie to nie spotkało... U boku Peggy... Ale i tak bardzo cieszę się, że chłopakom się wszystko tak dobrze ułożyło.

- Tobie też przecież jeszcze może...  - stwierdza, a ja praktycznie automatycznie lekko kręcę głową, uśmiechając się pod nosem z niedowierzania.

- Nie no na poważnie... - szturcha mnie w kolano - Wszystko jeszcze przed tobą - poprawia włosy, zaczesując je dłonią do tyłu. - Młody, mądry, przystojny, wolny, bohater... Kurde, jak tylko się wyprowadzę, to spokojnie możesz wyjść na ulicę i w ten sam dzień zaprosić do siebie następną.

Przewracam oczami, słysząc jej słowa, które jednak mnie dość mocno rozbawiają. Z drugiej strony jednak nie potrafię się z nią zgodzić. Ten aspekt mojego życia zakończył się definitywnie, zanim jeszcze w ogóle się zaczął.

- Gdyby to było takie proste... - wzdycham cicho, cały czas siląc się na uśmiech.

- Wiem, że nie jest - mówi, a jej wzrok który po chwili spuszcza w dół i dłuższa chwila ciszy, utwierdzają mnie w tym, że jest szczera... Aż do własnego bólu. - Ale nie wolno sobie zamykać drogi do szczęścia.

Chciałbym jej przyznać rację, bo mądrze mówi, ale coś w środku mi na to nie pozwala. Jak mówi to mój psycholog "Muszę to przepracować, a to długo trwa.".

- A ten Pan? Kojarzę go z skądś - odzywa się nagle, wracając do starego tematu i wyrywając mnie z zadumy.

Zerkam na akta w których znajduję się zdjęcie Howarda.

- To Howard Stark, naukowiec, miliarder... To druga osoba w kolejności dzięki której wyglądam tak jak wyglądam - bez jego pieniędzy i wiedzy nic by z tego nie wyszło. - Szalony facet, wieczny kawaler, cwaniak w jednej czwartej, ale dobry człowiek.

- Ojciec Iron Mana... - stwierdza cicho.  - To prawda, że są jak dwie krople wody?

- Nie... Jego syn jest jeszcze gorszy... - niebieskooka śmieje się pod nosem, widząc moją minę. - Ale z nim też się da dogadać. To kwestia przyzwyczajenia i dobrej cierpliwości - więc nie bój się, twój przyszły szef nie jest takim dupkiem jak się wydaje na pierwszy rzut oka.

- A ta dziewczyna? - pyta, wysuwając ze sterty dokumentów, akta Peggy. Bierze je do ręki.

- Margaret Carter... Była... Pracowała z nami. Nadzorowała cały projekt "Odrodzenie".

- Ten który zmienił cię w super żołnierza?

- Tak - przytakuję lekkim skinieniem głowy. - Jedna z najwybitniejszych osób, które należały do Naukowych Rezerw Strategicznych. Niezwykle silna i niezależna - kobieta o której marzyłem całe życie, a której nigdy nawet nie zdążyłem tego wyznać.

- Była twoją przyjaciółką? - podnosi na mnie wzrok.

Zastanawiam się chwilę. Ciężko stwierdzić. Dużo spędzaliśmy, ze sobą czasu, jednak nasze relacje były czysto zawodowe. Nigdy nie wyszliśmy nawet na kawę, czy coś w tym stylu, ale mimo tego wiem, że byliśmy blisko. Coś nas do siebie przyciągało od samego początku i to coś sprawiło, że dotąd jestem w stanie powiedzieć, każde jej słowo jakie padło z jej ust w moim kierunku. Poznawaliśmy się bardzo powoli, głównie przez obserwacje, mało rzeczy mówiąc sobie wprost, więc...

- Można tak powiedzieć... - stwierdzam po chwili, dość cicho. Głos mam lekko ochrypły. Jak zwykle mówienie o moich relacjach z Carter przychodzi mi z trudem.

- Więc czemu jej nie odwiedzisz, lub do niej nie zadzwonisz? Przecież wciąż żyje.

Blondynka wygląda na zdziwioną moim zachowaniem i mówiąc szczerze ja na jej miejscu z pewnością też bym był. Ktoś taki jak ja powinien łaknąć kontaktu z kimkolwiek bliskim z przeszłości i tak jest. Bardzo pragnę się z nią spotkać, jednak nie potrafię się przemóc. Nie mam pojęcia, co miałbym jej powiedzieć. Czułbym się cholernie niezręcznie. Przerażają mnie także uczucia, które we mnie uderzą gdy ją zobaczę po tylu Latach.

- Ja... - wzdycham ciężko. Tak bardzo brakuje mi w tej chwili słów. - Nie chcę ją męczyć na stare lata. Byłem dla niej martwy przez tyle lat i chyba będzie lepiej jeśli tak zostanie.

- Co ty mówisz? Jestem pewna, że z chęcią z tobą porozmawia. Pewnie bardzo się ucieszyła, gdy usłyszała, że żyjesz - stwierdza wesoło. Mnie jednak nie jest do śmiechu.

- Okej... Dość na dzisiaj tych historii - wstaję z kanapy, chcąc jak najszybciej zakończyć temat. - Bierzmy się za skończenie tego sprzątania.

- Steve, powinieneś do niej zajrzeć - nalega ciągle. - Nie bój się. Przecież nic się nie...

- Charlotte, proszę cię skończmy ten temat... - powtarzam najspokojniej jak potrafię, czując jak narastają we mnie emocje.

- Ale dlaczego? To, że się obawiasz, to naprawdę nic złego i...

- Bo to nie jest twoja cholerna sprawa, dlaczego nie chcę się z nią spotkać, jasne!? - unoszę się w końcu, stojąc przed nią i brzmiąc przy tym znacznie ostrzej niż bym chciał, wprawiając dziewczynę w coś na kształt osłupienia. Patrząc jej w oczy, widzę że wszystko do niej dotarło.

Alfred od razu podniósł głowę, słysząc mój ton i szczeknął w moją stronę, za to głowa Charlie pochyliła się w dół.

- To przez nią, to nie jest takie łatwe... Prawda? - pyta cichutko, wyraźnie wąchając się, czy w ogóle się odezwać. Oczy ma lekko zaszklone.

Nie potrafię jej odpowiedzieć na to pytanie. Nie potrafię nawet przebywać w jej obecności. Przecieram twarz dłonią, zły na siebie, że na nią krzyknąłem. Bo w końcu skąd mogła wiedzieć?! Chciała dobrze. Niestety jedyne co potrafię teraz rzucić w jej stronę, to krótkie...

- Trafiłaś w sedno... - po czym szybko wychodzę z salonu, do swojej sypialni, zły na nią że nie odpuściła.  Zły na siebie, że się zdenerwowałem... Zły, że nawet teraz nie mam odwagi spojrzeć Peggy prosto w oczy i podzielić się, z nią swoimi emocjami.

---------------------------------------------------------

Skończyłam! W reszcie! Ten rozdział pierwotnie miał być znacznie dłuższy,
ale postanowiłam podzielić go na dwa. Być może druga część pojawi się już jutro. Trzymajcie za mnie kciuki, aby dała radę ją napisać i jednocześnie nauczyć się wszystkiego do szkoły. Do tego oceńcie proszę ten rozdział.

A teraz proszę o uwagę, bo macie tu przed sobą, chyba najlepszy filmik stworzony przez fana MCU. Trwa 10 minut, ale cholernie warto go obejrzeć. Jest cudownym podsumowaniem wszystkich filmów, świetnie zamontowanym, ze świetnie dobraną muzyką. Po prostu musicie go zobaczyć. Ma w sobie wszystko co kochamy w Marvelu. Życzę więc miłego seansu.

Na razie kochani 😘.

Continue Reading

You'll Also Like

27.3K 1K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...
18.5K 1.5K 18
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
8.7K 829 35
🧡Harry Potter ma wygląd po Jamesie i oczy po Lily, ma dwójkę wspaniałych przyjaciół, talent do pakowania się w kłopoty i... starszą siostrę. 🧡Rosem...
57K 4.2K 77
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...