Secrets | Sterek

By softhale

94.3K 6.6K 1.6K

❝ ─ Mam na imię Derek ─ przerwał mi. ─ A ty mógłbyś w końcu przestać tyle gadać ─ burknął, ale wyczułem w tym... More

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Przeczytajcie, proszę.
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Epilog
wow?

Rozdział dwudziesty czwarty

1.8K 131 29
By softhale

"Peter"

  —   

Ostatni miesiąc życia w tej rodzinie nauczył mnie, że stworzenia z nadnaturalnymi zdolnościami to nie mity i legendy, ale żywe, w pełni materialne istoty, które są bliżej niż mogę myśleć. Uwierzyłbym, że w salonie siedzi wilkołak, wampir, chimera lub pierdolony ufoludek, ale nie mogłem uwierzyć, że przy stole siedzi dziadek.

— Witaj, Stiles — odezwał się Gerard.

Wciąż nie mogłem uwierzyć, że Kate i Gerard siedzą przy jednym stole i nie mierzą do siebie z broni. Będąc dzieckiem byłem świadkiem jak ta dwójka trzyma przy swoich głowach pistolety, ale wtedy byłem zbyt młody, aby się tym przejmować.

— Po co przyjechałeś? — odezwałem się lekko poddenerwowany.

— A jak myślisz, dzieciaku? — zaśmiał się. — Przyjechałem tu, aby zniszczyć te wszystkie zmiennokształtne gówna. Za kilka tygodni dołączy do nas reszta łowców i zaczynamy zabawę.

Opanowałem emocje i postanowiłem, że nie będę robić scen, ponieważ te trzy żmije, siedzące przy stole od razu wyczułyby, że coś przed nimi ukrywam. Przytaknąłem z udawanym uśmiechem i poszedłem do swojego pokoju, tłumacząc się zmęczeniem. Po szybkim prysznicu położyłem się spać.

— Wysłałem do szkoły wiadomość, że nie będziesz chodził przez jakiś czas do szkoły — było pierwszym co usłyszałem rano po wejściu do kuchni.

— Ty zrobiłeś co? — zwróciłem się do ojca. — Mam za niecały miesiąc egzaminy!

— Jesteś zdolny, więc wierzę, że dasz sobie radę — zapewnił.

— Nie myśl sobie, że tak łatwo odpuszczę sobie treningi i mecze — rzuciłem zdenerwowany.

— Mecze są wieczorami?

— Tak — odparłem.

— Możesz chodzić na mecze.

Byłem wściekły na ojca za to, że podejmuje decyzje o mojej edukacji bez skonsultowania tego ze mną. Chciałem jeszcze coś dodać, ale nie pozwoliło mi na to wejście starca.

— Dzisiaj musimy zaplanować plan działania — powiedział na wstępnie. — Wieczorem jedziemy na polowanie — podkreślił.

— Może byś się przywitał? — odezwałem się. — Poza tym wieczorem mam mecz, więc nigdzie nie jadę.

— Stiles, zamknij się już i idź do pokoju — nakazał ojciec.

— Poczekamy na ciebie — poinformował Gerard.

— Teraz to ja idę na trening.

Wróciłem do swojego pokoju i wkurzony uderzyłem w ścianę. Moje kostki zaczęły krwawić, ale plusem było to, że poczułem niesamowitą ulgę. Walnąłem jeszcze kilka razu dopóki w ścianie nie zrobiła się dziura. Poszedłem do łazienki i włożyłem krwawiącą rękę pod zimną wodę. Na to uczucie syknąłem cicho. Zabandażowałem dłoń i wróciłem do pokoju. Chwyciłem torbę z rzeczami do lacrosse'a i jak najszybciej wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i wyjechałem z podjazdu. Przerażała mnie wizja walki z wilkołakami. Z osobą, na której cholernie mi zależy. Wiem, że Gerard nie zacznie dopóki wszystkiego nie przemyśli. Przemyślenie każdego ruchu zajmie mu kilka dni, więc miałem czas na zastanowienie się nad pewnymi sprawami. Wiem, że jest już za późno na to, aby przekonywać go do podpisania kodeksu, ale nie jest za późno na ostrzeżenie Dereka i jego rodziny przed niebezpieczeństwem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wszedłem w galerię. Odszukałem zdjęcie domu Hale'ów i kliknąłem przycisk "usuń". Dobrze, że poprosiłem wczoraj w szkole Danny'ego, aby zhakował system monitoringu w moim domu i usunął nagranie z tamtego ranka.

Po kilku godzinach treningu mieliśmy godzinę przerwy przed meczem, więc postanowiliśmy ze Scottem iść do McDonalda coś zjeść.

— Wiesz, że w moim domu mieszka kochany dziadek? — zaśmiałem się trochę desperacko, sięgając po kolejną frytkę.

— Po co przyjechał?

— Planować zabicie wilkołaków — odparłem jakby w ogóle mnie to nie obchodziło.

Nie oszukujmy się, ale za każdym razem, gdy myślałem o tym, że stracę Dereka zaczynało kłuć mnie serce i chciało mi się płakać. Dopiero co trochę pozbierałem się po jednej stracie ważnej osoby, a szykowała się druga. Na ten moment jestem pewien, że nie pozwolę by Derekowi lub jego rodzinie stała się krzywda.

— Zaczyna robić się gorąco, ale myślę, że masz plan.

— Mam, ale to nic pewnego.

Wraz z gwizdkiem sędziego zaczęliśmy wchodzić na murawę i przygotowywać spontaniczny plan gry. Do rozpoczęcia meczu pozostało jeszcze kilka minut, a ja ze Scottem u boku tradycyjnie spojrzałem na trybuny, szukając jakiejś znajomej twarzy. W sumie nie wiem po co to robiłem skoro i tak nikt ode mnie nie przyjdzie. W sumie nawet nie chciałem widzieć tu nikogo z rodziny. Tylko podnieśliby mi ciśnienie.

— Hej, czy to nie Derek? — spojrzałem w miejsce gdzie patrzył Scott i faktycznie na trybunach siedział Derek z Corą.

Ruszyłem w stronę widowni, zostawiając przyjaciela na środku boiska.

— Co tu robicie? — zapytałem, stając przed rodzeństwem.

— Przyszliśmy cię wspierać — odezwała się Cora, odwracając się i wskazując na biały napis "Argent" na plecach. Wywróciłem oczami, ale w środku zrobiło mi się ciepło na ten gest.

— Mówiłem jej, że to nie jest konieczne, ale się uparła. Mistrzyni obciachu — westchnął.

— Miło z waszej strony — chciałem jeszcze chwilę z nimi pogadać, ale obok mnie pojawił się Scott lekko zdenerwowany.

— Naprawdę nie chcę wam przerywać tych miłosnych pogawędek, ale Stiles twój dziadek i reszta jest tutaj.

— O kurwa — wyszeptałem.

Spojrzałem na drugą część widowni i rzeczywiście siedzieli tam wszyscy. Gerard, ojciec, Kate i Allison. Po meczu jest polowanie, więc zapewne mają samochody wypełnione bronią i nabojami.

— Stiles, nie martw się — Derek próbował mnie pocieszyć, ale to tylko wszystko pogorszyło. — Nie zaatakują, gdy jest tak dużo świadków.

Hale podszedł bliżej mnie i przytulił mocno. O wiele mocniej niż zawsze.

— Wszystko będzie dobrze — zapewnił, patrząc mi w oczy, a ja prawie odpłynąłem.

— Musimy iść — McCall pociągnął mnie na nasze miejsca.

Mecz się rozpoczął, a ja zacząłem grać bardzo agresywnie, chcąc wyładować wszystkie złe emocje, które kumulowały się we mnie od chwili wejścia do piwnicy. Możliwe nawet, że straciłem nad wszystkim kontrolę, ponieważ chciałem rzucić się na przeciwnika, gdy zwrócił mi uwagę, ale powstrzymał mnie Scott.

— Stiles — spojrzał mi w oczy. — Twoje oczy są jakieś inne.

— Pewnie przez gniew.

— Musisz się uspokoić — poklepał mnie po plecach i wrócił do gry.

Zakończyliśmy mecz wynikiem osiem do dwóch dla nas przez co trener o mało nie rozwalił ławki rezerwowych ze szczęścia. Chciałem pożegnać się z Derekiem i Corą oraz podziękować im za przyjście, ale od razu po gwizdku, kończącym mecz cała rodzina pojawiła się przy mnie.

— Więc teraz możemy jechać na polowanie — oznajmił Gerard z wyraźną ulgą.

Chodziliśmy po lesie od kilku godzin. Spojrzałem na ekran telefonu, który pokazywał dwudziestą drugą trzydzieści. Westchnąłem i przetarłem zmęczone oczy rękawem kurtki. Gdzieś obok mnie szła Allison z przygotowaną kuszą. Kate, ojciec i Gerard szli gdzieś dalej od nas. Zauważyłem, że zaczynamy zbliżać się do terenu Hale'ów.

— Myślę, że powinniśmy iść w tę stronę — wskazałem w przeciwną stronę.

Ruszyłem tam i o dziwo reszta poszła za mną. Po przejściu kolejnego kilometra na naszej drodze stanął wilkołak.

— No w końcu — ucieszyła się Kate.

Jej śmiech podniósł mi ciśnienie. Miałem ochotę wpakować jej kulkę w łeb. W wilkołaku rozpoznałem Petera, który szykował się do ataku. W zasięgu mojego wzroku pojawił się kolejny wilkołak, którego nie mogłem rozpoznać.

— Stiles ty bierz większego, a Allison mniejszego — powiedział dziadek.

Cóż za ironia, że trafił mi się akurat Hale. Moje ręce zaczęły się trząść. Wycelowałem bok wilkołaka i strzeliłem. Jako, że nasze pociski były mocne wystarczył jeden, aby zabić wilka. Ojciec kiedyś wspominał, że zgon następuję po kilkunastu godzinach. Wilkołak upadł na ziemię i złapał się za bok. Allison nie miała tyle szczęścia, więc jej wilkołak uciekł.

— My tropimy tego, który uciekł, a ty Stiles — spojrzał na mnie Gerard. — Wykończysz większego. 

Continue Reading

You'll Also Like

18.1K 1.2K 22
Po wojnie wilków nastał pokój. Stado powróciło do normalnego życia, sprzątając miasto po Gerrardzie. Liam wraz z Masonem, Corey'm i Theo zostali w B...
1.1M 118K 198
bo nie mogłam się powstrzymać ok. Fandomowe talksy w większości nie mojego autorstwa, tłumaczone z angielskiego i znalezione na instagramie [tam jest...
9.4K 388 12
Stiles zostaje porzucony przez stado, jego przyjaciele na lato przed ostatnią klasą. Zdenerwowany i smutny postanawia znaleźć hobby na te trzy miesią...
42.3K 1.6K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...