Secrets | Sterek

By softhale

94.3K 6.6K 1.6K

❝ ─ Mam na imię Derek ─ przerwał mi. ─ A ty mógłbyś w końcu przestać tyle gadać ─ burknął, ale wyczułem w tym... More

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Przeczytajcie, proszę.
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Epilog
wow?

Rozdział dziesiąty

2.5K 188 62
By softhale

"Nie jesteś jego wnukiem tylko sierotą"

  —  

Trener na strzelnicy nie był taki zły na jakiego się wydawał. Co prawda krzyczał na nas kiedy nie wychodziły nam strzały, ale potrafił wytłumaczyć każdemu z nas osobno technikę dobrego strzału. Po tym treningu moje strzały były o wiele lepsze niż wczoraj, aczkolwiek nadal nie dorównywałem dziadkowi.

Po strzelnicy mieliśmy godzinę czasu wolnego, dlatego Isaac mimo moich sprzeciwów postanowił zabrać mnie na spacer.

Przez cały spacer Isaac opowiadał mi jak funkcjonuje baza. Dowiedziałem się, że baza tworzy niezależne miasteczko, a cała społeczność jest ze sobą ściśle powiązana. Co ciekawe tutaj dzieci zamiast chodzić do szkoły, uczyły się od najmłodszych lat jak prawidłowo strzelić, aby zabić wilkołaka.

Wracaliśmy już na główny plac, gdzie miała odbyć się zbiórka. Gdy dochodziliśmy na plac zauważyliśmy, że zebrana jest już, ale nie była to grupa, ponieważ ci zebrani byli o wiele starsi od nas, bardziej umięśnieni i mieli ze sobą swoje bronie.

— Kto to? — spytałem Isaaca, który szedł przy mnie.

— Łowcy wyżsi od nas stanowiskiem. My jesteśmy świeżakami.

Usiedliśmy na ławce przy fontannie, która była oddalona dwadzieścia metrów od miejsca zbiórki. Miałem stąd idealny widok na łowców i dziadka, który stał na podeście.

— Dzisiaj wyjeżdżacie na polowanie — powiedział głośno dziadek. — W lasach trzysta kilometrów od bazy roi się od wilkołaków. Waszym zadaniem jest zabicie jak największej ilości. Możecie udać się do samochodów — wskazał na parking, na którym stało dwadzieścia aut terenowych.

Argent zszedł z podestu, kiedy wszyscy poszli w stronę aut. Podszedł do nas.

— Dzisiaj macie naukę teorii — powiadomił nas.

Starszy odszedł, a my siedzieliśmy jeszcze chwilę na ławeczce. Po kilkunastu minutach zaczęli zbierać się inni członkowie grupy, dlatego postanowiliśmy do nich dołączyć. Wszyscy ustawiliśmy się w dwuszeregu.

— Wszyscy wiemy, że Stiles ma fory, dlatego że jest Argentem — powiedział jakiś chłopak z tyłu.

Odwróciłem się w stronę głosu. Powiedział to chudy blondyn, a gdy spojrzałem na niego, zaśmiał mi się w twarz.

— Z czym masz problem? — podszedłem do niego.

— Może z tym, że jesteś traktowany lepiej od nas? Jesteś wnukiem Gerarda.

— Masz chyba jakieś urojenia. Jestem traktowany tak samo jak wy — próbowałem wyjaśnić.

Od przyjazdu tutaj nie zauważyłem, abym był w jakiś sposób wyróżniany od reszty.

— W sumie to nie jesteś jego wnukiem tylko sierotą — wypluł i tyle mi starczyło, żeby podejść jeszcze bliżej i uderzyć go z pięści w twarz.

Blondyn zatoczył się na bok, ale nie pozostał mi dłużny i już po chwili rozpoczęła się bójka. Rozdzieliła nas dopiero nauczycielka, która miała uczyć nas teorii.

— Co tu się wyprawia? — krzyknęła i podeszła, by nas rozdzielić. Pomógł jej w tym Lahey. — Nawet się nie odzywajcie. Newt, marsz do punktu leczniczego — zwróciła się do blondyna. — A ty porozmawiasz ze swoim dziadkiem — wskazała na mnie.

Kobieta ruszyła w stronę dużej sali, rzucając krótkie "za mną."

Weszliśmy do sali i zajęliśmy miejsca w ławkach. Usiadłem z zielonookim.

—Nie będę się wam przedstawiała, ponieważ nie będzie wam to potrzebne. Przejdźmy do sedna — wstała od biurka. —Ile wiecie o wilkołakach?

Nikt nie odpowiedział na pytanie, które zadała. Kobieta zrobiła niezadowoloną minę.

— Przyjmę, że nie wiecie nic —zaśmiała się. — Zacznę od tego, że wilkołaki są to pół wilki, pół ludzie. Większość z nich występuje w ludzkiej formie — włączyła na prezentacji zdjęcie człowieka z owłosieniem na policzkach, niebieskimi oczami i ze zmarszczką pomiędzy oczami.

— Bardzo nieliczne są wilkołaki, które umieją przybrać formę zwierzęcia, a prawnie niespotykane są wilkołaki, które mogą przybrać obie te formy — tłumaczyła. — Przejdziemy teraz do zdolności jakie posiadają te stworzenia. Zakładam, że nie wiecie o nich zbyt wiele, dlatego przejdziemy do konkretów. Zaczniemy od regeneracji, którą potrafi każdy wilkołak. Oznacza to, że jeśli zostaną zranione, ich rany natychmiast się zagoją. Wilkołaki są szybsze od ludzi, mają więcej siły, którą potęguje gniew oraz widzą i słyszą lepiej niż ludzie. Na tym dzisiaj skończymy.

Po wyjściu z sali ruszyłem w stronę domu dziadka. Była pora obiadowa, a ja byłem głodny jak wilk. Wszedłem do domu i zostawiłem buty w przedpokoju.

Udałem się do jadalni, gdzie czekał na mnie dziadek.

— Cześć — przywitałem się i zająłem miejsce naprzeciwko mężczyzny.

— Witaj Stiles. Co miała znaczyć bójka na dziedzińcu? — zabrał głos.

— Ten cały Newt miał jakiś problem o to, że jestem sierotą. Pieprzył coś o jakichś przywilejach, które mam przez to, że jestem twoim wnukiem — wytłumaczyłem.

— W takim razie zasłużył na to. Przecież nie masz żadnych przywilejów, ale nie musiałeś łamać mu nosa.

Po rozmowie z dziadkiem i zakończonym posiłku poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Nawet nie siliłem się na przykrycie kołdrą, po prostu leżałem i delektowałem się ciszą, która mnie otaczała. Nie dany był mi jednak, ponieważ dwadzieścia minut później do pokoju wpadł Isaac.

— Co ty tu robisz? — zdziwiłem się.

— Twoja gosposia mnie wpuściła — wyszczerzył się i usiadł obok mnie na łóżku.

— To gosposia Gerarda, nie moja — westchnąłem i podniosłem się do siadu, tak aby być z nim na równi.

— Mniejsza o to. Idziesz ze mną pochodzić? — zapytał. — W sumie to nie jest pytanie — blondyn podniósł się z łóżka i pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia.

Spacerowałem z blondynem, oczywiście omijając miejsce strzeżone, które nadal było dla mnie zagadką, ale postanowiłem, że w wakacje dowiem się co znajduje się za drutem kolczastym. Ze spaceru wróciliśmy w sam raz na wieczorne biegi.

Każdy dzień w bazie wyglądał tak samo. Pobudka w okolicach piątej, biegi, strzelnica i nauka podstaw o wilkołakach, a później znowu biegi. Czasami między rutynowymi czynnościami mieliśmy trochę czasu wolnego. W takich chwilach spędzałem czas leżąc w łóżku. W najgorszym wypadku Isaac zabierał mnie na nudne spacery.

Bardzo polubiłem tego blondyna i obiecałem sobie, że po wyjeździe będę starał się utrzymywać z nim kontakt.

Cały tydzień spędzony w tym miejscu minął mi bardzo szybko. Codzienne treningi poprawiły moją kondycję, a nauczyciel strzelania nauczył mnie jak skupić się na celu, aby nie chybić. Miałem ogromną nadzieję, że te umiejętności przydadzą mi się w meczach lacrosse'a.

Pakowałem ostatnie ciuchy do mojej torby, gdy do mojego pokoju wszedł Isaac.

— Więc jedziesz? — usiadł na moim łóżku i zrobił minę smutnego pieska.

— Tak, ale wrócę na wakacje — szturchnąłem go w bok.

— Na pewno? Z nikim nie miałem tak dobrego kontaktu jak z tobą.

— Obiecuję, że wrócę — zapiąłem torbę. — Muszę już iść. Diadek czeka w aucie.

Gerard miał odwieźć mnie na dworzec, a stamtąd miałem jechać sam, ponieważ rodzice nie mogli mnie odebrać.

Przed dworcem pożegnałem się z dziadkiem i ruszyłem na swój peron. Na pociąg nie musiałem czekać długo, bo już po chwili wjechał na stację. Wsiadłem do swojego wagonu i zająłem miejsce, które było dla mnie przeznaczone.

Prawie całą podróż przespałem. Obudził mnie dopiero głos kobiety, która miała miejsce obok mnie.

— To twoja stacja, kochaneczku — uśmiechnęła się miło.

— Dziękuję pani — wstałem i wysiadłem z wagonu.

Rozprostowałem nogi i ruszyłem w stronę parkingu, gdzie czekał na mnie mój Jeep, który został przywieziony tu przez Scotta.

W domu byłem o siedemnastej. Postanowiłem nie spotykać się dzisiaj ze Scottem ze względu na to, że widzimy się jutro w szkole. W salonie siedziała mama i tata. Kiedy usłyszeli, że ktoś wszedł do domu odwrócili się w moją stronę.

— Witaj synku — mama wstała z kanapy i mnie przytuliła.

— Cześć — ściągnąłem buty i wszedłem do salonu. Zająłem miejsce obok ojca.

— Opowiadaj jak było — odezwał się tata.

— Całkiem ciekawie, dziadek mówił, że masz kontynuować moją naukę. Jak pojadę na wakacje to będę na tym samym poziomie co reszta grupy.

— Dla mnie to nie problem, mogę uczyć cię po lekcjach.

— Mi pasuje, a teraz pozwólcie, ale jestem zmęczony.

Wchodząc do pokoju nie trudziłem się nawet na zamykanie drzwi. Rzuciłem się w ubraniach na łóżko i po chwili odpłynąłem do Krainy Morfeusza.

Continue Reading

You'll Also Like

8.9K 837 23
Kontynuacja fanfiction "Chłopak". Castiel i Dean od kilku miesięcy mieszkają razem i ich związek wydaje się być praktycznie idealny. Jednak krótko po...
4.4K 409 13
01.11.1981 r. myśleli, że ich życie się skończyło. 15.01.1993 r. ich życie rozpoczyna się na nowo, jednak żeby mogli wspólnie się nim cieszyć najpier...
9.4K 388 12
Stiles zostaje porzucony przez stado, jego przyjaciele na lato przed ostatnią klasą. Zdenerwowany i smutny postanawia znaleźć hobby na te trzy miesią...
25.4K 2K 16
~° Remus Lupin chorował na coś, czego żaden człowiek nie chciałby doświadczyć. Coś, co wyniszczało go od środka, nie dając ani trochę spokoju. Starał...