long way home | n. horan

נכתב על ידי hugsjesy

73K 6.7K 2.6K

DRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są... עוד

prolog
empire state of mind
the sound
yellow
fast car
now or never
gravel to tempo
hold my hand
pumpin blood
charlie boy
by your side
all time low
one dance
no matter
magnetised
like a kid
wherever i go
electric love
don't matter now
home
losing sleep
bonfire heart
a little party never killed nobody
someone to you
little lion man
XO
how to love
nights with you
scarecrow
youth
love like this
waste a moment
honey // burn slow
pieces
mess is mine
four walls (the ballad of perry smith)
route 66
you're such a
phone down
#NOTYOURS
room for 2
can't help falling in love
runnin' (lose it all)
steady 1234
thrift shop
just for one night
don't wanna know
city lights
sleeping in a car
let me in
i need your love
single
mistakes
malibu
hurricane
hotel ceiling
back when we had nothing
hold on, we're going home
long way home

fallingforyou

1.1K 130 206
נכתב על ידי hugsjesy

CHCIAŁABYM ZADEDYKOWAĆ TEN ROZDZIAŁ KAŻDEMU, SERIO ♥ LOVE Y'ALL 

Przez cały nasz pobyt w Luizjanie pogoda była dość znośna. Powietrze było wilgotne i wyraźnie było czuć nadchodzącą burzę, ale temperatura była na plusie i generalnie było dość ciepło.

Właśnie przez tę wilgoć panującą w powietrzu nie chciałam się zgodzić na noc w namiocie. Nie, po prostu nie. Czułam, że będzie to najgorsza noc w dziejach naszej podróży i zamiast rankiem wstać pięknym, wyspanym i wypoczętym, to będę mokra niczym kura. 

Nie mogłam jednak wybić tego Niallowi z głowy. Jak już się na coś uparł, to nawet prośbami czy groźbami nie dało się go od tego odleźć. Zatrzymaliśmy się więc na kempingu w lesie, niedaleko miasta Alexandria, skąd mieliśmy dalej ruszyć w kierunku Tennessee. 

Kemping był dość mały i nie wzbudzał we mnie dobrych pobudek. Prędzej miałam wrażenie, że ktoś nas tu zabije w środku nocy lub okradnie. 

Rozłożyliśmy namiot w którym od razu się schowałam i zaczęłam przeglądać zdjęcia zrobione przez Nialla od ostatniego czasu. Miał chłopak oko i patrząc na nie, można było pomyśleć, że zostały zrobione przez jakiegoś profesjonalistę. 

W milczeniu przeglądałam je dalej, ignorując bruneta, który dosłownie stał nade mną i się gapił.

- Dobra - odezwał się w końcu. - Koniec tego. Idziemy spać.

- Już? - zdziwiłam się.

- Później powietrze zrobi się cięższe i będzie nam trudniej zasnąć. Zresztą, jutro musimy wcześnie wstać - wyjaśnił. - Nie chcę, żebyś potem marudziła mi przez pół drogi, że jesteś niewyspana, więc dalej. Do spania.

Sapnęłam ciężko, posłusznie kładąc się na swoim śpiworze. Nie miałam zamiaru się nim przykrywać, do dyspozycji miałam jeszcze cienki koc, który był zbyt mały, by zakryć mnie całą, ale to dobrze. W całym namiocie było duszno i nie miałam zielonego pojęcia, jak my w nim wytrzymamy.

Niall wszedł chwilę później i bez słowa położył się obok, od razu odwracając się do mnie plecami. Chyba mówił serio o tym wczesnym wstawaniu i tak dalej.

Nie zważając na niego, też postanowiłam zasnąć.

Obudził mnie odgłos spadających kropel deszczu, które uderzały o nasz namiot. To było irytujące. Z minuty na minutę spadały one coraz szybciej i w tym momencie właśnie byłam pewna, że nawiedziła nas największa ulewa, jaka kiedykolwiek przeszła nad Luizjaną.

To nic, że znajdowaliśmy się w lesie. To chyba sprawiło, że efekty tej ulewy były jeszcze gorsze. 

Pisnęłam, kiedy podczas obracania się na drugą stronę, wpadłam w wielką kałużę. Super!

- Niall? - Szturchnęłam go w ramię, ale on tylko zaczął mruczeć coś pod nosem i spał dalej. Potrząsnęłam nim mocniej, nie mając ochoty bawić się w bycie delikatną. - Niall! Obudź się! Namiot nam przecieka.

- Co mnie to obchodzi, że przeciekasz? - wymruczał.

Miałam ochotę palnąć mu w ten głupi łeb.

- Horan, kretynie, pada nam na głowę! - krzyknęłam i ponownie nim szarpnęłam. - Obudź się!

Dopiero gdy naprawdę materiał namiotu zaczął przesiąkać, a woda zaczęła kapać mu na twarz, gwałtownie się zerwał i usiadł prosto.

- Co to ma być, do cholery? - warknął, patrząc na mnie, jakbym właśnie wylała na niego kubeł zimnej wody.

- Namiot nam przecieka - powtórzyłam. - Bo jakbyś nie zauważył, na zewnątrz leje. 

- Cholera - mruknął pod nosem. Wygrzebał się ze swojego śpiwora. Podziwiałam go, że w taką duchotę zdecydował się pod nim spać. Przeklął siarczyście, gdy zamoczył stopy w ogromnej kałuży tuż przy wejściu. - Dobra, zbieraj się. Przenosimy się do samochodu.

Nie musiał mi dwa razy mówić. Zwinęłam swój śpiwór, który i tak zdążył już przemoknąć, ponieważ woda w namiocie sięgała już do poziomu paru centymetrów. Ubrałam buty w których i tak miałam już wodę. Czułam się, jakbym właśnie uciekała przed powodzią. I może coś w tym było. 

Niall kazał mi zostawić wszystkie swoje rzeczy, w tym plecak, który służył mi jako poduszka. Pierwszy pobiegł on, by otworzyć auto, położyć siedzenia i zrobić trochę miejsca, byśmy mogli gdzieś się położyć. Gdy dał mi znak, krótki dystans namiot-samochód przebiegłam i ja. Zajęło mi to niecałą minutę, ale i tak byłam cała mokra. 

Deszcz był ciężki i zimny, powietrze w samochodzie przyjemnie chłodne, więc zaczęłam dygotać z zimna. Widząc to, Niall rzucił w moim kierunku ręcznik, bym mogła się osuszyć, a zaraz potem jakąś koszulkę. Odwrócił się, zanim zdążyłam o tym pomyśleć, więc szybko się przebrałam. Spojrzałam na niego z wdzięcznością, kiedy usiadł obok mnie. Słowa nie były potrzebne.

Przez szybę z tyłu patrzyłam, jak woda zalewa cały kemping, a silny wiatr, który nagle się zerwał, omal nie zabiera ze sobą naszego namiotu. Pole znajdowało się na małej polance, więc nie było żadnych drzew, które mogłyby ochronić naszą przenośną sypialnię. Miałam tylko nadzieję, że rankiem namiot będzie na swoim miejscu, a w ciągu nocy żadne drzewo nie spadnie nam na samochód.

Nie mogłam jednak zasnąć. Wiatr wył i lekko trząsł naszym samochodem, napawając mnie lękiem. Do tego krople deszczu z hukiem odbijały się o dach Jeepa. Nie było żadnej mowy o spokojnym śnie.

I Niall nie mógł spać. Leżeliśmy tak obok siebie, tępo wpatrując się w dach auta.

- Może posłuchamy trochę muzyki? - zaproponowałam.

- Jasne - odparł sucho. Podniosłam się i sięgnęłam po swój telefon. Nie chciałam włączać radia, ponieważ gdybyśmy zasnęli, a radio wciąż by grało, mógłby się rozładować akumulator i nie byłoby mowy o opuszczeniu tego miejsca. 

Brunet parsknął, kiedy rozległy się pierwsze dźwięki piosenki Hoziera.

- No co?! - obruszyłam się.

- Nic - odparł spokojnie. - Mogłem się tego spodziewać.

- Ja nic nie mówiłam, kiedy godzinami musiałam słuchać tego twojego zrzędzenia country. I jazz'u. Kupiłeś składankę jazz'ową, dobrze wiedząc, że nienawidzę tego typu muzyki - wypomniałam mu.

- Każdego dnia trzeba przezwyciężać swój strach i próbować całkiem nowych rzeczy - powiedział, podnosząc się i siadając naprzeciw mnie. - Powinnaś być mi wdzięczna. Nie ma za co.

- Wdzięczna? Tobie? - prychnęłam. - Nigdy.

Nie odpowiedział, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek i uśmiechając się delikatnie. Oparł się o drzwi i wyciągnął nogi przed siebie. Zapowiadało się na to, że żadne z nas nie zaśnie w najbliższym czasie.

Patrzyliśmy tak na siebie bez słowa, mając za tło twórczość irlandzkiego artysty. W końcu brunet oparł się głową o zimną szybę i zadarł ją do góry, przymykając oczy.

Zastanawiałam się długo, czy położyć się, czy też nie. W końcu stwierdziłam, że strasznie mi niewygodnie i zajęłam swoje miejsce. Gdy z telefonu zaczęła lecieć kolejna, chyba piąta piosenka, brunet parsknął i sięgnął po mój telefon.

- Same smęty. Dlaczego jesteś takim smutnym człowiekiem, Louane? - spytał. Bez żadnego pozwolenia wyłączył muzykę i oddał telefon. Zaraz sięgnął po swój i uważnie przeglądał zawartość playlisty, by chwilę później puścić jakąś piosenkę Maroon 5.

- Nie jestem - zaprzeczyłam. Chłopak położył się tuż obok mnie, na wznak, tylko przelotnie na mnie patrząc.

- Cóż, po piosenkach można wiele wywnioskować i na moje, to trochę jesteś - zaśmiał się.

- Cichaj! To nie moja wina, że lubię wolne, depresyjne dźwięki i teksty z sensem - zaczęłam się usprawiedliwiać. - Poza tym, słucham czegoś szybszego i weselszego. 

- Cichaj? - zaśmiał się. Po chwili spoważniał i zadał kolejne pytanie: - A jaka jest twoja ulubiona piosenka?

Duh, to zawsze było trudne pytanie. W zasadzie, to nigdy nie lubiłam pytań z cyklu ,,ulubione". Ulubiony serial? Ulubione danie? Ulubiony kolor? Ulubiony aktor? Nie miałam. Czułam się okropnie, musząc wybierać tę jedną jedyną perełkę, którą mogłabym nazwać swoją ,,ulubioną".

- Between the bars. Elliott Smith - przyznałam w końcu.

- Nie znam. 

Tym razem to ja sięgnęłam po jego telefon, by zatrzymać puszczaną aktualnie piosenkę i sięgnęłam po swój, by puścić utwór, o którym mówiłam. Zrobiłam najgłośniej, jak tylko mogłam i położyłam telefon przy naszych głowach, by brunet mógł ją dobrze słyszeć. Bo wymagała zrozumienia. Najlepiej się jej słuchało w słuchawkach, w cichym pokoju, zamykając oczy. 

Całość trwała trochę ponad dwie minuty. Tylko my i ta piosenka. Nawet irytujące krople deszczu przestały być tak irytujące.

- Kolejny smut - odezwał się Niall, przerywając tę ciszę. Uśmiechnęłam się, chociaż spodziewałam się czegoś w typie "wow, niesamowite, masz gust, Lola". 

- A jaka jest twoja ulubiona piosenka, mądralo? - spytałam, wyłączając muzykę. Teraz nie leciało już nic.

- Uhm... - Zastanowił się przez chwilę. - Nie ma takiej. Albo ciężko mi teraz wybrać. 

- Cóż, w takim razie sprawdźmy, co mówi twój telefon. - Nie zdążył zareagować w odpowiedniej chwili, więc bez przeszkód sięgnęłam po jego iPhone'a i odblokowałam go. Spojrzałam w ,,najczęściej odtwarzane" i kliknęłam w tytuł znajdujący się na pierwszym miejscu. - The 1975! Alison zawsze myliła ich z The Neighbourhood. Nie wiem, jak można. Pomijam fakt, że oni są z Anglii, a ci drudzy z Ameryki. 

Z głośnika telefonu zaczęła lecieć ballada, więc prychnęłam pod nosem:

- I kto tu słucha samych smętów? 

Nie zaczął się usprawiedliwiać, a nostalgiczna melodia mnie wkręciła. Nie znałam tego utworu, więc zamilkłam, całkowicie się na nim skupiając. Już po niecałej minucie miałam w oczach łzy, bo to było tak piękne... 

- Słuchaj, Louane - zaczął Niall, podnosząc się i siadając prosto. Zaczął się bawić swoimi dłońmi, przez co poznałam, że jest zestresowany. Wziął głęboki oddech, by po chwili wypuścić powietrze z głośnym świstem i uśmiechnąć się głupkowato. - Muszę ci coś powiedzieć, bo za chwilę nie wytrzymam.

- Coś się stało? - zaniepokoiłam się. Mój głos brzmiał spokojnie, ale serce waliło mi jak głupie. Gdyby nie ten szum na zewnątrz, z pewnością byłoby można to usłyszeć.

- Nie. Tak. Nie. Sam nie wiem. Tak. - Zaczął się motać w udzieleniu poprawnej odpowiedzi. Sięgnął dłońmi do włosów i zaczął nimi targać, wydając z siebie dziwny, gardłowy dźwięk. W końcu spojrzał na mnie i jego oczy jeszcze nigdy nie były aż tak smutne. - Będę teraz mówić i postaraj się mi nie przerywać, dobrze?

Pokiwałam twierdząco głową, nie będąc zdolną do wyduszenia z siebie jakiegokolwiek słowa.

- Rzecz w tym, że... Cholera. - Zaciął się na chwilę. Wziął głęboki oddech, by opanować drżący głos. Potem mówił już płynnie, bez zająknięcia, jakby słowa płynęły prosto z serca. Bo tak właśnie było. - Louane, zakochałem się w tobie. Tak głęboko, że zaraz utonę. Kocham twój uśmiech z rana, w popołudnie i wieczorem, kiedy się uśmiechasz z litości, bo znowu powiedziałem coś głupiego i kiedy uśmiechasz się naprawdę szczerze, szeroko, to jest najpiękniejszy widok na ziemi. I kocham twoje oczy, które świdrują mnie dzień w dzień i to, jak na mnie patrzysz, kiedy myślisz, że nie widzę. Kocham twoje włosy, krótkie, długie, proste, kręcone, to nie ma znaczenia. Kocham twoje dłonie, które są przeważnie zimne i chce mi się krzyczeć, kiedy mnie dotykasz, bo to jest dla mnie największa kara, kiedy ja nie mogę dotykać ciebie w taki sposób, w jaki ja chcę. I to wszystko nie trwa od wczoraj, od środy czy od zeszłego miesiąca, bo szaleję za tobą już od ponad pięciu lat, Louane. Jeszcze zanim poszliśmy na studia. Czy to wiesz, co to za męka, ukrywać to wszystko tyle czasu? Sześćdziesiąt miesięcy. Dwieście sześćdziesiąt tygodni. Tysiąc osiemset dwadzieścia pięć dni. Cholernie dużo godzin, które mijały jak lata, jeszcze cholernie więcej minut, które dłużyły się w nieskończoność i sekund bez twojej obecności. Największemu wrogowi bym tego nie życzył. 

Pochylał się nade mną, trzymając ręce po obu stronach mojej głowy, patrząc prosto w oczy. Czułam się jak w potrzasku, z którego wcale nie chciałam uciekać.

- Okłamałem cię, Lou. Nie zerwałem zaręczyn z Amber, bo nam nie szło, nie pasowaliśmy do siebie czy cokolwiek. Znaczy, to też wpłynęło na moją decyzję, ale głównym powodem było to, że nie mogłem się żenić, skoro jej nie kochałem, ponieważ moje serce cały czas biło dla ciebie. Tak, o tobie mówiła moja mama. - Uśmiechnął się szeroko, a jego oczy błyszczały niczym najjaśniejsze gwiazdy. - I tak, spotkałem twoją w Nottingham. Wyjazd do Ameryki z powodów biznesowych to był tylko pretekst, by dostać się do Nowego Jorku. Nie szukałem nowych inwestorów; szukałem ciebie, Louane. I znalazłem. 

Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana, podczas gdy moje serce miękło z każdym nowym słowem. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, drapać i się szczypać, bo to wszystko było zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale właśnie było. Niall znajdował się przy mnie, a właściwie nade mną  i wypowiadał te wszystkie słowa z takim uczuciem, że to nie mogło być fałszywe. 

Dla niego męką było życie w tym stanie pięć lat, więc mogłam wyobrazić sobie jego ból, ponieważ dokładnie taki sam odczuwałam, kiedy o tym wszystkim mówił, a ja, chociaż bardzo chciałam, nie mogłam się zmusić do najmniejszego ruchu.

Powietrza, powietrza! Potrzebowałam powietrza. Czułam, jakby to auto nagle stało się dla nas za małe, ściany się przesunęły i wypompowano cały tlen. 

- Nie chcę być twoim przyjacielem, chcę całować twoją szyję - wyszeptał. 

Delikatnie musnął moje wargi, jakby się bał, że inny fałszywy ruch przepłaci życiem. Jego wargi były miękkie i smakowały jak maliny. Lubiłam maliny i lubiłam jego usta. Lubiłam jego całego, dlatego chciałam więcej.

Bez wahania pogłębiłam pocałunek. Wsunął dłonie pod moje plecy i po chwili siedziałam na jego nogach, kiedy ten opierał się o fotel kierowcy. Gdy się od siebie odsunęliśmy, nie mogłam spojrzeć brunetowi w oczy. Oparłam się czołem o jego ramię, oddychając ciężko. Delikatnie odgarnął włosy z szyi, by musnąć wargami kawałek szyi.

- Pięć lat? Nie mogłeś mi tego powiedzieć trzy miesiące wcześniej, kiedy spotkaliśmy się w Nowym Jorku? Musiałeś wywieźć mnie do Luizjany przez całe Stany? - prychnęłam, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wyprostowałam się, ale nie odsunęłam. Stykaliśmy się nosami i oboje ciężko oddychaliśmy. 

- Nie ma mowy. Ta podróż była nieunikniona, moja droga, a przynajmniej teraz będziemy ją jeszcze milej kojarzyć - wyszeptał. 

- Chyba czeka nas długa noc. Całe pięć lat do nadrobienia - uśmiechnęłam się. 

- Mamy czas.

המשך קריאה

You'll Also Like

26.3K 1.2K 51
Wszystko się posypało, gdy przyłapałam swojego faceta w łóżku z inną. Kilka tygodni przed ślubem. Urządził sobie cudowny wieczór kawalerski, a mnie p...
56.9K 1.5K 57
Ruggero ma przyjaciółkę z korzyściami Cande, ale jest zauroczony Karol. Niestety pod koniec koncertów Rugge dowiaduje się o nawrocie choroby swojej...
24.7K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
1.6K 107 20
Do drugiej klasy liceum chodzą Vanessa Green i Adrien Martin. Vanessa to spokojna dziewczyna która jest nazywana "Kujonką", a Adrien jest jej przeci...