yellow

1.5K 146 59
                                    

                Oczekiwałam, że się spóźni, ale był przed czasem. Czekał pod drzwiami do wnętrza wieżowca, w którym znajdowało się moje mieszkanie. Widziałam go już kiedy skręcałam na parking, chociaż jego twarz przysłaniała jakaś śmieszna czapka. Dopiero kiedy zaparkowałam samochód na swoim miejscu parkingowym, ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest to beret.

Na jego chudych nogach opinały się ciemne jeansy, a na górę miał zarzuconą najzwyklejszą białą koszulkę. Naprawdę mógłby sobie ten beret darować i bez niego wyglądał dobrze. Tak naprawdę, ta czapka tylko go postarzała.

Szybko wysiadłam z samochodu, wolną ręką zgarniając torebkę. Z tylnych siedzeń wzięłam siatkę z zakupami, po które wstąpiłam w drodze z pracy.

- Cześć – przywitałam się, stając pod drzwiami i wbijając pin otwierający wejście. – Przepraszam za spóźnienie. Straszne korki.

Przytrzymał drzwi, bym mogła wejść i w milczeniu podążał za mną wprost do windy, której drzwi rozsunęły się zanim zdołaliśmy dobrze do niej dość. Wcisnęłam odpowiedni przycisk i drzwi zamknęły się, a dźwig ruszył ku górze. Starałam się nie wyglądać na zdziwioną, że Niall jeszcze się ze mną nie przywitał.

Wysiedliśmy na odpowiednim piętrze i ruszyliśmy przestronnym, szarym korytarzem. Zatrzymałam się przed drzwiami wykonanymi z ciemnego drewna i wsunęłam odpowiedni klucz do zamka. W ostatnim momencie zawahałam się, czy faktycznie powinnam wpuszczać go do środka. Czy na pewno miałam posprzątane? Walić kurz zalegający na meblach, to dopiero byłaby wtopa, gdyby na podłodze w całym mieszkaniu leżały porozrzucane moje rzeczy.

Tak jednak mogłoby się stać kiedyś. Pięć lat temu. Teraz byłam odpowiedzialną, zorganizowaną, poukładaną kobietą. Teoretycznie.

Nacisnęłam klamkę i popchnęłam drzwi do przodu. Wsunęłam się do mieszkania pierwsza, zapraszając Horana gestem dłoni. Zamknęłam za nami drzwi i odetchnęłam głęboko.

- Witaj w moim królestwie!

Nie miałam korytarza, bardziej coś na wzór przedsionka. Od razu wchodziło się do przestronnego salonu, do którego światło wpadało przez ogromne okna. Zaraz na lewo znajdowała się kuchnia, na prawo – pokoje i łazienka.

Udałam się do kuchni, a Niall podreptał za mną. Torebkę rzuciłam na podłogę, zakupy postawiłam na kuchennym blacie i dopiero wtedy zauważyłam, że Niall też dzierżył w dłoniach jakąś torbę. Postawił ją na blat kuchennej wyspy i po kolei zaczął wypakowywać duże opakowania. Jezu Chryste. Nawet nie widziałam tego jedzenia na oczy, a już chciałam wepchnąć w siebie z pięć porcji. Pachniało wyśmienicie.

- Sam to ugotowałeś? – spytałam, kiedy moim oczom ukazało się risotto z pieczarkami. Postawiłam przed nami talerze i obok położyłam komplet sztućców.

- Aha – uśmiechnął się szeroko. – Będąc we Włoszech strasznie polubiłem ich kuchnię i stwierdziłem, że muszę nauczy się co nieco gotować.

- Byłeś we Włoszech?

Zerknął na mnie ukradkiem i miał minę, jakbym właśnie wyprowadziła mu wzór na energię kwantu energii w zależności od częstotliwości kołowej lub częstości fali.

- Ah – postawił przede mną talerz z parującą porcją risotto. – Przecież nie wiesz. No tak, byłem.

- Czego nie wiem? Oświecisz mnie? – drążyłam, nabierając na widelec trochę potrawy i kosztując jej. O. Mój. Boże. Niebo w gębie.

Widziałam, że ma ochotę powiedzieć „wszystkiego nie wiesz", ale nie ochota nigdy nie równa się z tym, co człowiek robi. Więc zamiast powiedzieć to, co samo cisnęło mu się na usta, uśmiechnął się szeroko i podparł głowę na splecionych ze sobą dłoniach, wpatrując się we mnie.

long way home | n. horanWhere stories live. Discover now