room for 2

1K 107 48
                                    

Pierwotnie chcieliśmy jechać przez Kansas, by dojechać do Missouri, ale przecież już tam byliśmy, więc finalnie przygotowywaliśmy się do naszej najdłuższej podróży - z Kolorado do Oklahomy przez Kansas. Miała około siedmiuset mil długości i teoretycznie powinna nam zająć dziesięć godzin, ale nie chcieliśmy cały czas jechać, więc Niall postanowił, że rozbijemy  to sobie na dwa dni z noclegiem blisko granicy stanów Kansas i Oklahoma. 

Najwidoczniej wraz z opuszczeniem Denver, opuściła też nas ładna pogoda.

I dobry humor, ponieważ Niall wciąż truł mi tyłek na temat Ashtona, a to nie był temat, na który chciałam się wypowiadać, więc po prostu milczeliśmy. 

Opady deszczu sunęły się za nami od kiedy minęliśmy Limon, a aktualnie znajdowaliśmy się w okolicy Hays, ponad dwieście mil dalej. Burzowe chmury wciąż spowijały niebo i miałam wrażenie, że zaczyna padać coraz mocniej. 

Monotonne bębnienie o dach samochodu powodowało, że omal nie zasnęłam na miejscu pasażera. Wzdrygnęłam się i rozbudziłam, kiedy rozległ się potężny huk. 

Na początku myślałam, że coś się stało przed nami - auto wpadło w poślizg, czy może jakieś inne się ze sobą zderzyły, ale z błędu wyprowadził mnie Niall.

- Idzie burza - westchnął.

Istotnie. Ciemne niebo przeszyła ogromna błyskawica, by po chwili znów rozległ się grzmot. Wzdrygnęłam się. Nie przepadałam za burzami, więc Anglia była dla mnie niesamowitym miejscem, ze względu na to, że to zjawisko występowało tam bardzo rzadko. Poczułam lekki niepokój, może dlatego, że znajdowaliśmy się na autostradzie, po środku niczego, a zapowiadała się naprawdę niezła burza.

Jeszcze mocniej się rozpadało. Pomimo tego, że brunet włączył wycieraczki na najszybszy bieg, nie nadążały one za odgarnianiem wody z przedniej szyby. Widoczność bardzo szybko się zmniejszyła i teraz byłam podwójnie zestresowana: załamaniem pogody i tym, że za chwilę możemy wjechać komuś w tyłek, albo co gorsza, ktoś uderzy w nas. 

- Moglibyśmy się gdzieś zatrzymać, by to przeczekać? - spytałam.

- Co, boisz się? - odparł pytaniem na pytanie Niall, spoglądając na mnie.

- Patrz na drogę! - rozkazałam szybko. Zaśmiał się, ale posłusznie wlepił wzrok na rozpościerającą się przed nim jezdnię. - Po prostu wolałabym to gdzieś przeczekać. Chociażby na jakimś parkingu.

- W takim razie sprawdź, co mamy najbliżej - polecił. Sięgnęłam po swój telefon i odpaliłam Google Maps. 

- Za trzydzieści mil mamy zjazd na Russell i tam jest pole kempingowe, jakieś motele, Pizza Hut nawet. O, McDonald's! - zaczęłam wymieniać.

- Okay. Nawiguj. 

- Po prostu jedź i potem kieruj się na Russell, Hoisington. 

Jakiś debil wziął się za wyprzedzanie i zajechał nam drogę, ostro hamując. Niall zamiast wybrać hamowanie, wrzucił kierunkowskaz i zjechał na lewy pas, nie patrząc uprzednio w lusterka. Motocyklista cudem nas ominął.

- Co za palant! - wrzasnął Horan. Gdy mijaliśmy bordową Toyotę, chłopak pokazał kierowcy środkowy palec. Kierowała kobieta. - Typowa baba.

- Hej! - oburzyłam się. - Nie zapominaj, że ja też kierowałam, kiedy ty się rozchorowałeś od nadmiaru whisky!

- Kurczę, Lola, ale ty przynajmniej umiesz prowadzić!

Uśmiechnęłam się. 

- Dziękuję, staram się. W końcu, no wiesz, chodzi też o moje życie - wzruszyłam ramionami. 

long way home | n. horanWhere stories live. Discover now