long way home | n. horan

By hugsjesy

73K 6.7K 2.6K

DRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są... More

prolog
empire state of mind
the sound
yellow
fast car
now or never
gravel to tempo
hold my hand
pumpin blood
charlie boy
by your side
all time low
one dance
no matter
magnetised
like a kid
wherever i go
electric love
don't matter now
home
losing sleep
bonfire heart
a little party never killed nobody
someone to you
little lion man
XO
how to love
nights with you
scarecrow
youth
love like this
waste a moment
honey // burn slow
pieces
mess is mine
four walls (the ballad of perry smith)
route 66
you're such a
phone down
#NOTYOURS
room for 2
can't help falling in love
runnin' (lose it all)
fallingforyou
thrift shop
just for one night
don't wanna know
city lights
sleeping in a car
let me in
i need your love
single
mistakes
malibu
hurricane
hotel ceiling
back when we had nothing
hold on, we're going home
long way home

steady 1234

999 100 30
By hugsjesy

Zima w Luizjanie bywa nieprzyjazna. Wyciąga wszystko, co złe i trudne w tej okolicy. Widać w pełnej okazałości biedę czarnych osiedli, ciężki przemysł okolic rzeki Missisipi i pustkę. Latem przygnębiającą miejscami beznadzieję przykrywa pewnie wszechobecna zieleń. 

Południe Luizjany to nie jest łatwe miejsce do życia. Trzeba wiele wytrwałości, by tu żyć. Albo bogactwa. Albo magii. 

Las, mokradła, bujane krzesła na gankach domów i śpiewny południowy akcent. Witamy w Luizjanie. 

Postanowiliśmy najpierw pojechać na plantację zamiast do miasta. 

W Oak Alley pani ubrana w strój z odpowiedniej epoki oprowadzała nas po domu i opowiadała o jego byłych właścicielach, obyczajach i co nieco o historii regionu. W domu z początku XIX wieku zachowały się architektoniczne detale, a nawet oryginalne szyby w oknach. Dom nigdy nie został zalany przez rzekę. 

Dowiedzieliśmy się też różnych mniej lub bardziej oczywistych faktów, na przykład, że mniej więcej połowa plantacji nad Missisipi zarządzana była przez kobiety, albo że do początku XX wieku większość mieszkańców Luizjany mówiła po francusku. Po amerykańskich filmach o niewolnictwie, w których wszyscy mówili po angielsku, trochę trudno sobie ich wyobrazić jak parlują franse, chociaż moja mama byłaby zachwycona. 

Plantacja sama w sobie była malownicza, otoczona prawie trzystuletnimi dębami, gdzie nakręcono kilka filmów. 

Następnego dnia w końcu pojechaliśmy do Nowego Orleanu. Spędziliśmy cały dzień snując się po ulicach, próbując lokalnych specjałów i chłonąc atmosferę tego niesamowitego miejsca. Uliczki Dzielnicy Francuskiej pełne były knajpek, pubów, klubów z muzyką na żywo, restauracji z owocami morza i sklepów z pamiątkami. 

Ludzie z drinkami i piwem chodzili po ulicach, a szyldy zachęcały, by wziąć na drogę małe piwo za trzy dolary, albo drinka za pięć. Nie daliśmy się skusić, ale przy obiedzie spróbowaliśmy naprawdę dobrych piw z browaru Abita. 

Spacerując powoli czuliśmy jak przepełnia nas klimat miasta, wylewająca się z lokali muzyka, niespieszne tempo.

Nowy Orlean to przede wszystkim muzyka - w końcu to tutaj urodził się Louis Armstrong. Muzyków mogliśmy spotkać dosłownie wszędzie, więc pewnie dlatego Niall w szczególności był zachwycony tym miejscem. 

Opuściliśmy miasto i następnego dnia postanowiliśmy odwiedzić bagna, które znajdowały się parę mil dalej. Byłam sceptycznie do tego nastawiona, ale nie zamierzałam marudzić.

Wilgoć. Wilgoć przede wszystkim. Moje włosy zaczęły się kręcić i pewnie wyglądałam jak idiotka. W sumie, to nic nowego.

Na przeciw turystom zostały wybudowane drewniane kładki. Wyglądało to obłędnie, gdy okalały one jedno z większych drzew i w ten sposób można było ze spokojem obejść je dookoła.

Co chwilę mijaliśmy tabliczki z wielkim napisem "PROSZĘ NIE KARMIĆ ALIGATORÓW", które przyprawiały mnie o zawał serca. Wiedziałam, że one tu żyją, no bo w końcu gdzieś muszą, a gdzie mają żyć, jak nie na bagnach? Bałam się jednak, że za chwile jakiś wyłoni mi się zza krzewów i spróbuje zasmakować w ludzkim mięsie. 

Trzymałam się blisko Nialla, pozwalając, by to on szedł jako pierwszy. Nie, żebym miała w planach to, że gdy aligator zaatakuje, to akurat jego. Po prostu tak jakoś wyszło.

Stanęłam jak wryta, spostrzegając, że coś się rusza w krzakach. Strach tak mnie sparaliżował, że nawet nie byłam w stanie się odezwać, a Niall coraz bardziej się oddalał. W końcu również się zatrzymał i obrócił za siebie. Pewnie nie słyszał moich kroków za swoimi plecami i to go do tego skłoniło.

- Lou? - spytał, patrząc na mnie podejrzliwie. - Wszystko dobrze?

- T-tam w krzakach jest aligator, Nia-Niall - wydusiłam z siebie, delikatnie się zacinając. - Ja nie przejdę tutaj, nie ma mowy.

Brunet spojrzał we wskazanym przeze mnie kierunku i chociaż stał zbyt daleko, bym mogła to zobaczyć, byłam pewna, że zaświeciły mu się oczy. Zaraz jednak przeniósł swoje spojrzenie na mnie i odezwał się najspokojniejszym, najmilszym tonem, na jaki było go stać.

- Spokojnie, Lola - uśmiechnął się krzywo, powoli idąc w moją stronę. - Po prostu nie panikuj. Zaraz się po ciebie cofnę i przejdziemy ten kawałek razem, jasne? 

- Chryste, ja nie mogę - pisnęłam, zamykając oczy i spuszczając głowę  w dół. To nie moja wina, że się bałam. Każdy może się bać czegokolwiek chce. Ja akurat bałam się aligatorów, bo te chujki mogły mnie zjeść w każdej chwili. 

- Spokojnie - powtórzył. - Zaraz będę, naprawdę.

Na studiach uczyli nas, jak reagować, gdy ktoś nagle zaczyna mieć atak paniki. Nigdy jednak nie sądziłam, że będę musiała całą wiedzę wykorzystać na sobie.

Zacisnęłam mocno pięści i starałam się całe spięcie skierować właśnie na dłonie, równocześnie starając się zapanować nad swoim oddechem. Głębokie wdechy i wydechy. Co jeszcze mogło pomóc? Aha, liczenie. Raz, dwa, trzy...

- Widzisz? - Niall był tak blisko, że czułam jego oddech na swojej twarzy. - Jestem już. Wszystko okay?

Zmusiłam się, by pokiwać twierdząco głową, ale wciąż nie otwarłam oczu. Chwycił moje dłonie i rozpostarł je, splatając moje palce ze swoimi. 

- Okay, ale wiesz, że możesz otworzyć oczy, prawda, Louane? - Gdy to zrobiłam i uniosłam głowę, patrząc na niego, uśmiechnął się. Walić to całe gówno, które wciskali we mnie na studiach. Nic nie potrafiło mnie bardziej uspokoić niż te lazurowe tęczówki chłopaka stojącego tuż przede mną. - No właśnie, super. Wiesz, że z zamkniętymi oczyma ciężko się idzie?

Uśmiechnęłam się krzywo. Jedyny kierunek, w którym chciałam iść, to był ten za moimi plecami, tymczasem Horan zamierzał przeprowadzić mnie mostkiem niedaleko tego dzikiego zwierzęcia.

Obejrzał się za siebie, jakby chciał się upewnić, czy droga jest wolna.

- Trzymaj się blisko mnie, dobrze? I możesz mnie ściskać za rękę tak mocno, jak tylko ci się będzie podobało, tylko nie panikuj. Tylko spokój może cię uratować - uśmiechnął się delikatnie. Pokiwałam głową, niezdolna nic z siebie wyrzucić.

Jest ze mną Niall, nie jestem sama - powtarzałam sobie w myślach. Dlaczego więc nie mogłam się uspokoić?

Ruszyliśmy do przodu, powoli, a ja wręcz przytuliłam się do pleców bruneta. Starałam się nie rozglądać i utkwić wzrok w jego kręgach, które były dobrze widoczne, kiedy lekko pochylony szedł tuż przede mną. 

Chyba nigdy nie potrafiłam w stu procentach dotrzymać danego słowa. Musiałam spojrzeć w bok, chociaż bardziej, by przekonać się, że już minęliśmy to feralne miejsce. Nie zauważyłam nigdzie tego aligatora, więc mogłam odetchnąć z ulgą.

Nie na długo, bo tuż koło mojego ucha zasyczał wąż.

Krzyknęłam i odskoczyłam jak oparzona. Wpadłam na Nialla i gdyby mnie nie przytrzymał, po prostu bym na niego wleciała i przewrócilibyśmy się. 

- Co jest? - spytał zdziwiony. Podążył za moim wzrokiem, by ujrzeć węża, który zwisał z jednej z gałęzi drzew i aktualnie pełzł sobie spokojnie w dół, by schować się w gąszczu traw. Bardzo byłam mu w tamtej chwili wdzięczna, że nie zaczął się ze mnie śmiać. - Spokojnie, Lola. Wyluzuj. To nie Australia, nic tutaj nie czyha, żeby cię zabić. Wbrew legendom węże nie polują na ludzi, nie tropią ich i nie czyhają na nasze życie.

- Też bym tak mówiła, gdybym najzwyczajniej w świecie się ich nie bała - warknęłam. Przymknęłam powieki, bardzo pilnując, żeby się nie rozpłakać. - Odprowadzisz mnie do samochodu, Niall? Będziesz mógł sobie tutaj wrócić, sam, ale ja nie dam rady dalej iść. Po prostu się boję. 

- Jasne, oczywiście - zapewnił. Wciąż mnie trzymał i delikatnie przytulał do swojego torsu. Ruszyliśmy w drogę powrotną i nawet kiedy usiadłam w samochodzie, wciąż miałam nogi jak z waty. Musiałam chyba z cztery razy sprawdzić, czy nie ściągnęliśmy za sobą żadnego pająka, węża czy, broń Boże, aligatora.

Zdziwiłam się, kiedy Niall usiadł za kierownicą i zatrzasnął za sobą drzwi.

- Nie wracasz?

- Nigdzie bez ciebie nie idę - powiedział. - Nie zostawię cię tutaj, bo nie chcę mieć później nikogo na sumieniu. Jeszcze zobaczysz jaszczurkę i padniesz na zawał.

- To nie jest śmieszne, Niall - odparłam, zaciskając dłonie na krańcach fotela.

- Ale ja się nie nabijam - zauważył. - Tylko martwię.

- Dziękuję. I przepraszam, że popsułam ci tę wycieczkę.

- Mówiłem ci już, Louane. Nie masz mnie za co przepraszać - powiedział, patrząc na mnie przez krótką chwilę. Uśmiechnęłam się, a on również uśmiechnął się w odpowiedzi. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.

Ja też chciałam coś powiedzieć, ale zrezygnowałam.

Zawsze byłam okropnym tchórzem. 

Continue Reading

You'll Also Like

1.5K 524 44
"Bo kiedyś pisałam dla ciebie. Teraz czas zacząć tworzyć dla siebie samej." Zbiór autorskich wierszy.
23.4K 950 31
Aurora Moonblack... Dziewczyna, która straciła rodziców... Zwykła? Nie wiadomo... Coś w sobie kryje, ale co? Mieszka z ciocią Loreną w domku, obok la...
24.8K 2K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
16.2K 1.3K 24
Historia opowiada o pewnej dziewczynie której pewnego dnia jej życie wywrolilo się o 360 stopni. Sad end Praca bierze udział w konkursie literackim "...