long way home | n. horan

By hugsjesy

73.3K 6.7K 2.6K

DRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są... More

prolog
empire state of mind
the sound
yellow
fast car
now or never
gravel to tempo
hold my hand
pumpin blood
charlie boy
by your side
all time low
one dance
no matter
magnetised
like a kid
wherever i go
electric love
don't matter now
home
losing sleep
bonfire heart
a little party never killed nobody
someone to you
little lion man
XO
how to love
nights with you
scarecrow
youth
love like this
waste a moment
honey // burn slow
pieces
mess is mine
four walls (the ballad of perry smith)
route 66
you're such a
#NOTYOURS
room for 2
can't help falling in love
runnin' (lose it all)
steady 1234
fallingforyou
thrift shop
just for one night
don't wanna know
city lights
sleeping in a car
let me in
i need your love
single
mistakes
malibu
hurricane
hotel ceiling
back when we had nothing
hold on, we're going home
long way home

phone down

947 106 20
By hugsjesy

Gdy się obudziłam, Nialla nie było w namiocie. 

Szybko wygrzebałam się ze swojego śpiwora i wyszłam na zewnątrz. Brunet znajdował się przy samochodzie i po mokrych włosach wywnioskowałam, że zdążył wziąć już prysznic, ale i to niewiele pomogło. Wyglądał okropnie. Oczy miał zaczerwienione i twarz zmęczoną, jakby nie spał przez trzy dni.

- Nieźle wczoraj narozrabiałem? - spytał, upijając trochę wody z butelki. 

- Nie - odparłam, przecierając zaspaną twarz dłońmi. W ostatniej chwili złapałam butelkę lecącą w moim kierunku. Napiłam się i odrzuciłam ją do bruneta. - Grzecznie poszedłeś spać, zanim z piętnaście razy poprosiłeś mnie, bym powiedziała twoje imię.

- Co? - pisnął. Palcami przeczesał mokre włosy i niezręcznie podrapał się po karku. - Przepraszam.

- Nie przepraszaj. To było zabawne - przyznałam. 

- W ramach rekompensaty przyrządziłem śniadanie - powiedział, uśmiechając się szeroko. 

- Podoba mi się ta rekompensata - przyznałam szczerze. Na rozkładanym stoliku znajdowała się taca z mnóstwem kanapek. Chwyciłam jedną i zaczęłam jeść, powoli przeżuwając każdy kęs. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam brak samochodu z przyczepą. - Nasi przyjaciele już sobie pojechali? Ale tak bez pożegnania?

- Może nawet i dobrze - westchnął ciężko Niall.

Zjadłam trzy kanapki, a brunet wchłonął całą resztę. Jadł chyba więcej niż baba w ciąży.

Postanowiłam wziąć szybki prysznic, korzystając z pryszniców na terenie kempingu. Umyłam włosy i mokre związałam w koka na czubku głowy. Matka zawsze powtarzała, żeby nie wychodzić w mokrych włosach na zewnątrz, ale to chyba nie obowiązywało, kiedy termometr wskazywał 30 stopni? 

Gdy wróciłam na nasze pole, brunet był w połowie składania namiotu. Schowałam swoje rzeczy i zastanawiałam się, czy mu pomóc, ale właściwie, to sam nieźle dawał sobie radę. 

Zmieniłam zdanie, kiedy cały stelaż się na niego zawalił. 

Oczywiście, zanim ruszyłam z pomocą, zdążyłam się z niego wyśmiać i zrobić pamiątkowe zdjęcia. Dopiero wtedy rozłączyłam parę rurek i pomogłam mu się podnieść. 

- Nic ci nie jest? - spytałam, oglądając rozcięcie na skroni. Było dość płytkie, właściwie, to tylko zdarł sobie naskórek. - Nic cię nie boli?

- Ucierpiała tylko moja duma - westchnął. - Jak zawsze.

- Ale dobrze ci szło! - pochwaliłam go, klepiąc pocieszycielko w ramię. Nie odpowiedział. Jego spojrzenie mówiło wszystko. 

We dwójkę uporaliśmy się z niezłym bałaganem, jakim wyrządził Horan, spakowaliśmy się i byliśmy gotowi do drogi. To ja kierowałam jako pierwsza, ponieważ Niall z pewnością nie wytrzeźwiał całkowicie do tej pory. 

Wjechaliśmy na autostradę I-10 i kierowaliśmy się do Las Cruces w Nowym Meksyku. Czekało nas ponad trzysta mil do przejechania, czyli około sześciu godzin drogi. Przy dobrych wiatrach, powinniśmy dotrzeć tam przed zachodem słońca.

Zaczynaliśmy jednak mieć jakiegoś pecha. Ostatnio pogryzł mnie pies, a teraz okazało się, że droga, którą jechaliśmy jest w remoncie, więc staliśmy ponad godzinę w ogromnym korku. Niall postarał się znaleźć jakiś objazd. Nadłożyliśmy ponad pięćdziesiąt mil, ale przynajmniej jechaliśmy, a nie staliśmy w sznurze aut. 

Po przekroczeniu granicy stanu Nowy Meksyk przejechaliśmy około stu mil i zatrzymaliśmy się, by coś zjeść. Zamiast zjeżdżać do wymyślnych restauracji, zatrzymaliśmy się pod starym, dobrym, poczciwym KFC. 

Oczywiście, kolejka w drive-thru była okropnie długa, a w środku prawie pustki, więc zaparkowałam na jakimś wolnym miejscu i udaliśmy się, by złożyć zamówienie.

Postawiłam na swoje stare nawyki żywieniowe - megapocket, kubełek frytek i dolewka. Niall wziął kubełek kurczaka i frytki wraz z dolewką. Czekaliśmy na swoje zamówienie niedaleko lady, opierając się o chłodną ścianę. 

- Niall? - mruknęłam, próbując zwrócić na siebie jego uwagę.

- Hm? - odparł, nie odrywając wzroku od telefonu. 

Nie lubiłam tego. Jeśli z kimś rozmawiałam, to musiałam mieć pewność, że zwraca na mnie uwagę. Czyli patrzył na mnie. Albo chociaż był odwrócony w moim kierunku. Niall nie był, dlatego czekałam, aż coś zrobi. Cokolwiek.

Ale on wciąż przeglądał coś w tym swoim głupim smartphonie. Nawet nie zareagował, kiedy pracownica wykrzyczała numer naszego zamówienia. Sama musiałam iść je odebrać. Miałam ochotę wrzucić mu ten kubełek ociekającego tłuszczem kurczaka na głowę. Zamiast tego, postukałam go w ramię i ruszyłam do wolnego stolika. 

Okay, zdarzało się, że nasza dwójka nie odzywała się do siebie, bo była zbyt zaabsorbowana tym, co działo się aktualnie w internecie, ale to zazwyczaj było na jakimś postoju na parkingu i w sumie, było to umówione. Nie werbalnie, ale jakoś wiedzieliśmy, że mamy te dziesięć minut na internet, a czasami wychodziło krócej i rozmawialiśmy ze sobą. A ten wciąż siedział z nosem w komórce. 

Podczas posiłku też bez przerwy stukał coś w ekran, uśmiechał się i marszczył brwi z dezaprobatą. Czy byłam zazdrosna, bo może pisał z kimś, kto go rozśmieszał? Nie. Byłam bardziej zła, bo halo, siedziałam tu i chciałam z nim porozmawiać, a ten mnie nie zauważał.

Dobra, może byłam zazdrosna.

Zdążyłam już skończyć jeść, a ten nie spojrzał na mnie ani przez sekundę. Nawet taką milisekundę. 

- Niall? - spróbowałam ponownie. Nawet nie drgnął! - Niall!

Odczekałam chwilę i z głośnym prychnięciem opadłam plecami na miękkie, skórzane oparcie. On tak na serio!? 

Kopnęłam go pod stołem.

- Niall? - powtórzyłam jego imię. Uniósł głowę, ale tylko na chwilkę. - Możesz odłożyć ten cholerny telefon i popatrzeć na mnie przez chwilę? Chcę z tobą pogadać.

- Przecież cię słucham. Mów - mruknął. Zaczął po omacku badać powierzchnię stołu w poszukiwaniu swojego kubka z piciem. Podsunęłam mu go, bo zanim by znalazł, minęłyby wieki.

- No nie - jęknęłam. - Tak z tobą rozmawiać nie zamierzam. 

- No to w takim razie nie mów - westchnął. 

- Kpisz sobie ze mnie w tym momencie?

Mocniej kopnęłam  go pod stołem.

Bingo!

Westchnął głośno, ale odłożył telefon na bok. No, mogłam wpaść na to wcześniej.

- O co chodzi?

- No bo... - zaczęłam, ale nie dane mi było mówić dalej. Komórka zawibrowała, a po chwili rozległ się dzwonek przychodzącego połączenia. 

Bez wahania sięgnął po smartfona i odebrał połączenie.

- Cześć Ryan! - przywitał się. Zmarszczyłam brwi. Ryan? Jaki Ryan? - Nie, nie przeszkadzasz. Śmiało, wal. 

Oh, nie przeszkadza?

No w mordę!

Uderzyłam dłońmi w stół i poderwałam się z miejsca. Nie posprzątałam po sobie, po prostu ruszyłam w kierunku wyjścia. Przystanęłam przy drzwiach i obejrzałam się przez ramię.

Wciąż siedział przy naszym stoliku i w najlepsze rozmawiał z owym Ryanem. 

Popchnęłam szklane drzwi i wyszłam na zewnątrz. Nie zwraca na mnie uwagi? Świetnie, ma do tego pełne prawo. 

A wiecie, co ja mam?

Kluczyki od auta.

Naszego samochodu nie było widać z miejsca, które zajęliśmy, więc ze spokojem wsiadłam do środka i odpaliłam silnik. Wrzuciłam wsteczny i wycofałam z miejsca parkingowego, by ze spokojem objechać budynek restauracji i wjechać na ogromny parking przeznaczony głównie dla ciężarówek. Zaparkowałam na jego samiuteńkim końcu, tuż obok toalet. Nie chciałam wjeżdżać z powrotem na autostradę, ponieważ następna stacja mogła być kilkanaście mil stąd, a nie miałam ochoty wracać tutaj po Horana. Chociaż, może powinnam. 

Zgasiłam silnik i wyciągnęłam swój telefon. Poprzeglądałam trochę Facebooka i Instagrama, napisałam długą wiadomość do mamy na WhatsApp'ie i zaczęłam z nudów nawet sprzątać wnętrze bagażnika. Minęło niecałe czterdzieści minut od mojego zniknięcia, a ten wciąż nic. 

W końcu udało się. Mój telefon rozdzwonił się z siedzenia pasażera. Przez chwilę po prostu bezradnie stałam i patrzyłam na niego. W końcu stwierdziłam, że zanim po niego podejdę, to rozmówca już się rozłączy. I miałam rację.

Skoro już wzięłam się za sprzątanie, to musiałam je dokończyć. Nazbierało się mnóstwo śmieci, więc musiałam je też wyrzucić.

Gdy wróciłam do samochodu, miałam dziewięć nieodebranych połączeń i pięć wiadomości.

Niall: Lou, gdzie jesteś? poszłaś do łazienki?

Niall: Lou, nie ma cie tam 😐

Niall: okay, Lou, nie ma też naszego samochodu

Niall: przeparkowałaś? 

Niall: LOUANE GDZIE TY JESTEŚ DO CHOLERY

Nim zdążyłam wybrać jego numer, sam zadzwonił.

Oczywiście, odczekałam chwilę, by nie było, że tylko czekałam na jego telefon.

- Tak? - odezwałam się przesłodzonym głosem. 

- No wreszcie! - warknął z frustracją. - Gdzie ty jesteś?

- Co? Nie słyszę - odsunęłam telefon od twarzy i podeszłam bliżej krawędzi parkingu, by dało się usłyszeć jadące po autostradzie ciężarówki. - Straszny tu szum!

- Gdzie ty jesteś, Louane? - powtórzył swoje pytanie. Po tonie jego głosu mogłam rozpoznać, że jest coraz bardziej poddenerwowany.

- Ugh, nie wiem. Gdzieś na autostradzie międzystanowej numer dziesięć - odparłam. 

- Jak to gdzieś?! - wykrzyczał.

- Cóż, pewnie mógłbyś być tu ze mną, gdybyś słuchał, co do ciebie mówię - powiedziałam sztucznie miłym głosem. 

- Gdzie. Jesteś. 

- Znajdź mnie - wzruszyłam ramionami, chociaż brunet nie mógł tego widzieć.

- Nie odjechałaś beze mnie! Nie mogłaś tego zrobić! - wykrzyczał, a teraz zamiast zdenerwowania, wyłapałam w jego głosie desperację, szok i smutek. 

- Myślę, że jednak mogłam, bo to właśnie zrobiłam. 

- To nie jest śmieszne, Louane.

- Oczywiście, że nie. Czy ja się śmieję? - spytałam retorycznie. - Popytaj, może ktoś cię zabierze i spotkamy się gdzieś na trasie.

- Nie mówisz w tym momencie poważnie...

- Niby dlaczego nie? 

- Okay - wziął głęboki oddech, a ja w tym samym czasie cofnęłam się do samochodu i usiadłam za kierownicą. - Jeszcze raz. Co ty teraz robisz i gdzie?

Wpadłam na genialny pomysł. Kolejny, zresztą. Zamiast odpowiadać mu normalnie, włączyłam radio i znalazłam odpowiednią płytę. Po niecałej minucie z głośników zaczęła sączyć się piosenka Halsey.

- Słyszysz? - mruknęłam. Włączyłam tryb głośnomówiący i przystawiłam telefon do głośników. Mruczałam pod nosem słowa piosenki wraz z wykonawcą. - Wszystko co robimy to jazda, wszystko co robimy to myślenie o uczuciach, które skrywamy; wszystko co robimy to siedzenie w ciszy czekając na znak, chorzy i pełni pychy. Wszystko co robimy to jazda. Kalifornia nigdy nie była dla mnie domem, dopóki nie miałam cię na otwartej drodze, i tak śpiewałam...

- Okay, świetnie, ale opuściliśmy Kalifornię ładne parę tygodni temu - westchnął Niall. - Lou, mówię poważnie. Gdzie ty jesteś? 

- Stoisz przed KFC?

- Tak. I rozglądam się dookoła. Przeszedłem cały parking, nie ma cię tu - mówił naprawdę przygnębionym tonem. 

- Widzisz ten wjazd na parking dla ciężarówek? - przez chwilę milczałam. - Powodzenia.

- Hej, zaraz, czy ty-

Rozłączyłam się, zanim dokończył to, co miał do powiedzenia. 

Cóż, ja przynajmniej go wysłuchałam.

Oparłam się wygodniej o oparcie fotela, nogi wyciągając przed siebie i opierając o otwarte drzwi Jeepa. Słońce powoli zachodziło i chowało się za horyzontem. Niebo przybrało pomarańczowo-czerwoną barwę i wyglądało naprawdę przepięknie. 

Dwadzieścia minut zajęło blondynowi odnalezienie naszego samochodu. Przystanął przy otwartych drzwiach i wyglądał na naprawdę skruszonego. Jednak zamiast przeprosić, postanowił mnie zaatakować.

- Co ci odbiło?! - podniósł głos. Nie krzyczał, ale nie mówił też swoim normalnym tonem.

- Co mi odbiło? - powtórzyłam jego pytanie i prychnęłam głośno. Usiadłam bokiem, złączając kolana ze sobą. - Lepiej sam siebie o to zapytaj. W ogóle nie zwracałeś na mnie uwagi! 

- I dlatego postanowiłaś mnie tam zostawić?

- Prawie godzinę docierało do ciebie to, że mnie tam nie ma - powiedziałam twardo. I to chyba do niego trafiło.

- Przepraszam, Lou...

- Nie - przerwałam mu. - Nie chcę słyszeć żadnych przeprosin, dopóki nie uświadomisz sobie, że masz naprawdę za co przepraszać. 

Zmrużył brwi, jakby starał się zrozumieć, co chciałam przez to powiedzieć. W końcu ponowił próbę.

- Słuchaj, naprawdę cię przepraszam... - przerwał i spojrzał na mnie, jakby chciał sprawdzić, czy zamierzam mu przerwać. - To było naprawdę głupie i szczeniackie zachowanie.

Usłyszałam ten irytujący dźwięk przychodzącego połączenia i po prostu myślałam, że z dzikim krzykiem wybiegnę z samochodu i wbiegnę wprost pod nadjeżdżające auto. Zamiast tego uniosłam jedną brew ku górze, kiedy Horan wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodenek.

- Odłożysz w końcu ten pieprzony telefon? 

Bez słowa odrzucił połączenie i oddał mi komórkę. Niepewnie chwyciłam ją do swojej dłoni. Nigdy wcześniej nie miałam telefonu bruneta w rękach. Po prostu. Była to rzecz święta, coś jak pamiętnik i nikt nie miał prawa go przeglądać bez twojej zgody. Nawet żeby zdobyć czyjś numer. Niall za to w moim telefonie grzebał, w końcu sam ustawił sobie taką nazwę. I teraz ja mogłam zajrzeć do środka - przejrzeć jego wiadomości, kontakty, ostatnią aktywność w internecie. Chociaż najbardziej miałam ochotę na wyrzucenie jej pod koła samochodu i przejechanie. 

- Przepraszam, że nie zwracałem na ciebie uwagi, tylko byłem bardziej zaabsorbowany komórką - powiedział całkiem szczerze. - Nie mam nic na swoje wytłumaczenie.

Nic? Nawet żadnego "Greg przysłał mi zdjęcie Theo"? Wiedziałam, że brunet szalał na punkcie swojego bratanka, więc wybaczyłabym mu bez wahania i sama zaczęła przepraszać za swoje zachowanie, ale, naprawdę, nic? 

- Daj spokój - mruknęłam, wyciągając rękę z telefonem w jego kierunku. Irlandczyk nie wziął jednak komórki, a jedynie cofnął moją dłoń.

- Nie, serio. Masz całkowitą rację. Powinienem odłożyć komórkę chociaż na chwilę i z tobą porozmawiać, skoro tego chciałaś. Przecież te inne sprawy nie zając, nie uciekną - uśmiechnął się delikatnie, a ja coraz bardziej zaczynałam odczuwać żal i pierwsze wyrzuty sumienia. - To, o czym chciałaś pogadać?

- Uhm... - odwróciłam wzrok. Teraz głupio mi było o tym mówić. W ogóle mi było głupio. Czy moglibyśmy przewinąć czas i mieć już to wszystko za sobą? - Wczoraj, w swoim pijackim amoku, powiedziałeś, że musisz mi o czymś powiedzieć, ale to nie jest odpowiednia chwila. Cały czas chodzi mi to po głowie, więc... czy ta chwila jest odpowiednia?

Wyglądał na lekko zaszokowanego. Zdezorientowanego. Przerażonego.

Ale jak zwykle próbował wyjść z tego wszystkiego z twarzą.

Uśmiechnął się szeroko i otwartą dłonią uderzył o dach samochodu.

- Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła, moja droga - powiedział, wciąż się szczerząc. Pochylił się ku mnie i jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. - Teraz pozwól, madame, że to ja zasiądę za kierownicę i poprowadzę. 

- Z wielką chęcią - mruknęłam, ponieważ miałam już dość amerykańskich dróg i kierowców. Przesunęłam się na miejsce pasażera, mając na uwadze, by nie spuścić hamulca ręcznego.

Niall cofnął się jeszcze do bagażnika, by coś z niego wyciągnąć, a ja wpatrywałam się w telefon w swoich dłoniach. Nacisnęłam przycisk odblokowania i westchnęłam, widząc hasło do wpisania. Na szczęście były to cyfry, więc wpisałam rok urodzenia Horana i - bingo! Trafiłam!

Zdziwiłam się, widząc, jaką ma ustawioną tapetę.

Ponieważ byłam na niej ja. Poprawka: byliśmy na niej oboje i było to w jakimś zoo, kiedy próbowaliśmy zrobić sobie selfie z małpą. Nasze jakieś wyszło, ale kolejnej parze zwierzę ukradło telefon.  

Wpatrywałam się w ekran ze zdumieniem. To było dziwne uczucie, widzieć siebie na ekranie czyjegoś telefonu jako tapetę. Mój ojciec kiedyś miał ustawione moje zdjęcie, ale miałam wtedy pięć lat i czerwoną buzię od płaczu, ponieważ bałam się samej pozować do zdjęcia na kucyku. Kucyk był gruby, stary i bardziej interesowała go zielona trawa niż zrzucenie małej dziewczynki i zadeptanie jej na śmierć, ale skąd mogłam o tym wiedzieć? 

Zablokowałam ekran telefonu i schowałam go do przegrody w drzwiach, zanim Niall zdążył wrócić i usiąść za kierownicą.

- Między nami okay? - spytał cicho.

- Tak, jasne - odparłam. Zabrzmiało to jednak tak, jakby nie było, więc brunet jeszcze bardziej skulił się na swoim fotelu. 

- Naprawdę przepraszam - mruknął. 

Chcecie może maraton? Jeśli tak, to kiedy?

Continue Reading

You'll Also Like

33.9K 1.5K 60
Po zakończeniu roku szkolnego, Lara postanawia opuścić swój ojczysty kraj i zamieszkać ze swoim bratem w Los Angeles. Mimo że minęło około miesiąca o...
32.1K 1.3K 64
Park Jimin i Min Yoongi. Według ich przyjaciół i ich samych najszczęśliwsza para pod słońcem. Jednak wystarczy jeden dzień. Aby wszystko legło w g...
78.3K 6.4K 32
Na pierwszy rzut oka, jesteśmy zupełnie inną osobą, na jaką wyglądamy. Pierwsze wrażenie jest bardzo mylne. Holland zawsze chciała studiować modę, a...
82.6K 7.7K 50
Uwięzieni; Demony Przeszłości - to historia dziewczyny, której dobre życie zamieniło się w koszmar. Wystarczył jeden moment, aby straciła wszystko...