long way home | n. horan

By hugsjesy

73K 6.7K 2.6K

DRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są... More

prolog
empire state of mind
the sound
yellow
fast car
now or never
gravel to tempo
hold my hand
pumpin blood
charlie boy
by your side
all time low
one dance
no matter
magnetised
like a kid
wherever i go
electric love
don't matter now
home
losing sleep
bonfire heart
a little party never killed nobody
someone to you
little lion man
XO
how to love
scarecrow
youth
love like this
waste a moment
honey // burn slow
pieces
mess is mine
four walls (the ballad of perry smith)
route 66
you're such a
phone down
#NOTYOURS
room for 2
can't help falling in love
runnin' (lose it all)
steady 1234
fallingforyou
thrift shop
just for one night
don't wanna know
city lights
sleeping in a car
let me in
i need your love
single
mistakes
malibu
hurricane
hotel ceiling
back when we had nothing
hold on, we're going home
long way home

nights with you

1.2K 112 13
By hugsjesy

Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy wchodziliśmy na teren parku rozrywki na plaży w Santa Cruz. Wokół kręciło się mnóstwo ludzi - rodzin z dziećmi, zakochanych par, turystów, samotników. 

Rozglądałam się dookoła. Byłam strasznie podekscytowana tym, co na nas tutaj czeka i nie mogłam ustać w miejscu. Oczy świeciły mi się od tych wszystkich lampek porozwieszanych wzdłuż ścieżek, kolorowych namiotów, dźwięków maszyn, pisku i śmiechu dzieci, muzyki puszczanej gdzieś z głośników. 

Nie mogłam też nie zauważyć Nialla, który przyglądał mi się badawczo z delikatnym uśmiechem.

- No! - klasnął w końcu w dłonie i uśmiechnął się jeszcze szerzej. - To od czego zaczynamy? 

- Ty wybieraj. Tego wszystkiego jest tak dużo, że nie wiem, na co mam w ogóle spojrzeć - przyznałam. 

- To może mały spacer? - zaproponował brunet, podając mi swoją dłoń. Bez wahania ją ujęłam i ruszyłam za chłopakiem, wciąż rozglądając się po drodze. Gdy przystanęliśmy w kolejce przed domem strachu, zaśmiałam się krótko.

- Spacer Strachu powiadasz? - spojrzałam na domek, który był mały i krzywy. - Chyba nie od tego chciałabym zacząć.

- Spokojna głowa, perełko. Ja cię obronię - pewnie objął mnie ramieniem. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, zwracając tym uwagę pozostałych.

- Jasne, z pewnością - prychnęłam. - O ile zdążę za tobą wybiec, kiedy sam się czegoś przestraszysz.

Kiedy weszliśmy do środka, przypomniały mi się te wszystkie domy strachu z wesołych miasteczek, kiedy w Nottingham organizowano jakieś festyny. Tam jednak wjeżdżało się do środka, siedząc w małych wagonikach po dwie osoby. Taki pociąg przejeżdżał przez cały dom i cała podróż zależała od tego, w jakim wagoniku siedziałeś - jeśli z przodu, to było nawet strasznie, jeśli z tyłu - nuda. Wszystko było przewidywalne i nic nie dało cię zaskoczyć. Wersja "na nogach" wydawała mi się jakoś bardziej w porządku. 

Trzymałam się blisko Nialla i to nie dlatego, że się bałam. Bardziej chciałam go pilnować, żeby mi nie zwiał w pewnym momencie i nie próbował gdzieś przestraszyć.

- Specjalnie idziesz za moimi plecami, co? - spytał w końcu, ale jego ton wcale nie był pretensjonalny. Bardziej rozbawiony. - Żeby to mi stała się krzywda?

Kiedy zerknął na mnie kątem oka udawałam zdziwioną, że nie wiem o co mu chodzi, ale w tej ciemności pewnie niewiele zobaczył.

- Czy to nie ty mówiłeś, że będziesz mnie chronił? - przypomniałam. 

- Mając cię obok będzie mi łatwiej - stwierdził, pokazując zęby w szerokim uśmiechu. Westchnęłam, przewróciłam oczami i bez słowa wyrównałam swój krok z przyjacielem. A niech ma, niech się cieszy. 

Generalnie w środku było o wiele chłodniej niż na zewnątrz i zaczynałam żałować, że zgodziłam się na założenie spódnicy, mogłam zostać przy swoim zdaniu i uprzeć się na spodnie, ale jak zwykle nie umiałam odmówić Horanowi. 

Przeszliśmy już jakiś kawałek ciemnym korytarzem i nic się nie działo. Co jakiś czas rozbłyskało ciemnoczerwone światło, a w oddali dało się słyszeć śmiech czarownicy. Bardziej tandetne niż straszne, ale może dalej coś się rozkręci.

Pisnęłam, kiedy coś dotknęło mojej gołej nogi. Chociaż miałam świadomość, że to była jakaś guma, materiał, cokolwiek, nie mogłam pozbyć się z głowy wizji, że to była mysz, szczur czy jakaś obślizgła ropucha. 

Niall zaśmiał się na moją reakcję i uchylił ciężką kotarę, byśmy mogli wejść do pomieszczenia oświetlonego na ciemnoniebieski kolor. W środku znajdowało się pełno luster, które zmieniały kształt naszych figur. W jednym byłam chuda jak patyk, w drugim gruba jak beczka, w trzecim mierzyłam cztery metry, a w piątym ledwo potrafiłam znaleźć swoje odbicie.

- To jest raczej śmieszne niż straszne - stwierdziłam, kiedy przyglądałam się swojemu odbiciu. Było całkiem normalne, więc zrobiłam krok do przodu, by uważniej mu się przyjrzeć. Kiedy chciałam się cofnąć, coś blokowało mnie z tyłu, coś na wzór ściany, a moje odbicie... wyciągało po mnie ręce. To było dziwne, czułam się jak w pułapce i do jasnej cholery, nie mogłam się ruszyć! Kiedy się odwróciłam, zamiast kolejnego lustra zobaczyłam kościotrupa zwisającego z sufitu i krzyknęłam głośno, kiedy uderzyłam głową w jego pustą czaszkę. Światła zgasły, kościotrup znikł i kiedy pomieszczenie na nowo rozpłynęło się w niebieskim świetle, nikogo w nim nie było.

Nawet Nialla.

- Niall? - spytałam, chociaż tak naprawdę wiedziałam, że mi nie odpowie. Nawet nie dlatego, że mogłoby go tam nie być. Bardziej dlatego, że bawił go mój strach i moja reakcja. 

Rozejrzałam się ponownie dookoła i te wszystkie moje odbicia w lustrach zaczynały mnie wkurzać, a nie bawić jak przed chwilą. 

Chciałam znaleźć wyjście z tego przeklętego pokoju. Musiało znajdować się za którymś z luster, więc zaczęłam je dotykać, próbując popchnąć czy przesunąć w którymś kierunku. W końcu mi się udało i znalazłam się za lustrem, w pomieszczeniu pełnym trumien. Coś zaczęło dotykać moich włosów, usłyszałam trzepot skrzydeł i byłam pewna, że to nietoperze, ale przecież nie mogłyby pojawić się tam znikąd. 

- Niall? - ponowiłam moje pytanie. Musiał być gdzieś w okolicy, przecież ludzie nie rozpływają się ot tak w powietrzu! 

Zajrzałam do ustawionej pionowo trumny, z której buchnęło śmierdzące powietrze i coś na wzór konfetti. To pewnie miała być imitacja jakiś owadów i skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie to nie przestraszyło. 

Ale oprócz tego w środku nic nie było. Pozostałych trumien nawet nie dało się otworzyć, więc kiedy pozostała mi jedna jedyna leżąca na jakimś stole, trochę się bałam. Co strasznego mogło tam na mnie czekać?

Ostrożnie uniosłam jedno wieko - przecież ciekawość zawsze wygrywa w konfrontacji ze zdrowym rozsądkiem. Byłam też pewna, że nie mogłabym stąd wyjść, dopóki nie otwarłabym tej przeklętej trumny.

W środku leżał trup. Znaczy, manekin jakiegoś trupa. Przypominał trochę Frankensteina, ponieważ miał prostokątną twarz i coś na wzór szwów na szyi i dłoniach. Ubrany był w lekko przedarty garnitur z czerwoną muchą, w splecionych ze sobą na piersi dłoniach trzymał jakiś notatnik. Powinnam go wziąć? Pewnie tak. Ale po co? Żeby przeczytać death note i zobaczyć swoje odbicie na kartce? Bo moich danych przecież nie mogli tam napisać. 

Chociaż, kto wie? Tak łatwo udało im się zmanipulować moim odbiciem. Zdobycie mojego imienia i nazwiska na pewno było o wiele prostsze. 

Postanowiłam jednak zamknąć trumnę. Musiałam się nieźle z tym siłować i kiedy w końcu udało mi się ruszyć zablokowane wieko, czyjaś zimna dłoń owinęła się wokół mego nadgarstka.

Krzyknęłam, puszczając wieko i uderzając w dłoń truposza. Przysięgam, że patrzył się na mnie jakby faktycznie ożył(wcześniej jego oczy były zamknięte!) i było mu przykro, że go uderzyłam. Wyciągnął ręce w górę i sam zamknął sobie trumnę. 

Pewnie był zły, że przeszkodziłam mu w drzemce.

Ale ja też byłam zła. O coś kompletnie innego, ale byłam zła.

- Horan, ty idioto! Zginiesz jak tylko cię znajdę! - warknęłam. Nie wiedziałam, gdzie szukać, ale musiałam go szukać, chociaż przede wszystkim, musiałam stąd wyjść.

Bez problemu znalazłam następne przejście i tylko udało mi się uskoczyć w bok, zanim spadło na mnie białe prześcieradło. Wyszłam ponownie na korytarz i nie wiem jakim cudem wiedziałam, gdzie znajduje się kolejne straszydło. Bardziej ono przestraszyło się mnie, niż ja jego, kiedy zaczęłam krzyczeć, że jeśli na mnie wyskoczy, to powyrywam mu łapy. Pracownik tego domu mruknął coś niezrozumiale pod nosem i z powrotem schował się do swojej kryjówki. Ja za to szłam dalej jak burza, a dalsze próby wystraszenia mnie nic nie dawały, tylko bardziej mnie wkurzały.

Kiedy wyszłam z tego przeklętego domu, niebo z różowo-fioletowego zrobiło się ciemnofioletowe. Cały ten gwar i urok tego miejsca spowodował, że złość lekko ze mnie uszła, ale nie całkowicie.

Rozejrzałam się dookoła próbując znaleźć Nialla. Znajdował się parę metrów ode mnie i też gorączkowo rozglądał się na boki, jak gdyby kogoś szukał.

- No proszę! - wykrzyknęłam, zwracając tym jego uwagę na moją osobę. Odetchnął z ulgą i wydawało mi się, że wyglądał na spokojniejszego, kiedy mnie zauważył. - Tu jesteś!

- Szukałam cię! Gdzie byłeś?! Co! Zamknij się! - krzyknęliśmy równocześnie stojąc naprzeciw siebie. W końcu to ja warknęłam z frustracją i uderzyłam chłopaka pięśćmi  w klatkę piersiową.

- Gdzie ty byłeś, do cholery?! Zostawiłeś mnie tam samą!

- Ja cię zostawiłem? - pisnął. Zawsze kiedy się wkurzał, jego głos przybierał nienaturalnie wysoki ton. - To ty tak nagle zniknęłaś przy tych cholernych lustrach!

- Co? Co ty pierdolisz w ogóle - parsknęłam. - To ja się odwracam, a ciebie nie ma!

- Ja pierdole, gdybym chciał się ciebie pozbyć, to zostawiłbym cię gdzieś już w okolicach Chicago, a nie gdzieś w Kalifornii! 

- Miałeś mnie ponoć chronić, ty bucu! - znów go uderzyłam. - A co gdybym dostała tam zawału?!

- W końcu przestałbym mieć siniaki - mruknął pod nosem, chwytając za moje ręce i odciągając je od siebie. - Uspokój się Louane, przecież nic się nie stało.

- A mogło. I co wtedy byś powiedział?

- Przecież nic poważnego się nie stało?

Zaśmiałam się głośno i szczerze, bo cała ta złość była po prostu udawana. Niall musiał to wiedzieć, bo tylko pokręcił głową, wypuszczając głośno powietrze i też zaśmiał się cicho. 

- Teraz musisz odkupić swoje winy i zabrać mnie w jakieś przyjemne miejsca - powiedziałam. Spojrzał na mnie z góry, unosząc brwi ku górze. 

- Okupić winy? - powtórzył. - A gdybym zabrał cię na lody, to to by nie wystarczyło?

- Hmm... - udawałam, że się zastanawiam. - No raczej nie. To są głębokie rany psychiczne, przy których tylko duża ilość poświęconej mi uwagi może pomóc. 

- Tobie już nic nie może pomóc - stwierdził. Uśmiechnął się przy tym szeroko patrząc mi w oczy. Udawałam, że tego nie słyszę - niech zna moją dobroć.

Poszliśmy zagrać w mini golfa. Byłam w tym kiepska, nawet dzieciaki radziły sobie lepiej ode mnie. Nie dość, że nie mogłam trafić tym pieprzonym kijem w piłeczkę, to jeszcze leciała w kompletnie przeciwnym kierunku, niż w którym chciałam by leciała, albo uderzyłam w nią za mocno lub za lekko. Niall oczywiście okazał się mistrzem w tej grze, za co szczerze go znienawidziłam.

- Nie możesz chociaż udawać, że nie umiesz w to grać? - warknęłam. - Czuję się teraz jak ogromne beztalencie, którym zresztą jestem.

- Nie moja wina, że Bóg mnie kocha i jestem tak wszechstronnie utalentowany - wzruszył beztrosko ramionami. Naprawdę bardzo wtedy chciałam, żeby zamiast uderzać w piłeczkę golfową, mogłabym uderzać w ten jego pusty, nadęty łeb. 

Przy kolejnym dołku najzwyczajniej w świecie się poddałam i zamiast grać za pomocą kija, chwytałam piłeczkę do ręki i rzucałam nią do celu - ale to też nie zawsze mi się udawało. Gra szybko mi się znudziła i tylko jęczałam, byśmy sobie stamtąd poszli. Golf zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. 

Chciałam namówić bruneta na jedzenie, ale ten stwierdził, że to raczej nie jest pora na jakikolwiek posiłek. Zrozumiałam jego słowa, kiedy stanęliśmy w kolejce na rollercoaster.

- Tak! Tak! - wykrzyknęłam. - Kocham kolejki górskie! 

- Chociaż raz mi się udało - odetchnął z ulgą Niall.

- Daj spokój. Wszystkie atrakcje, które znajdujesz, są spoko. Oprócz tego przeklętego minigolfa. I domu strachów. To było bezsensu.

Milczał, ale czułam jego wzrok na sobie. Kiedy nadeszła nasza kolej, pomógł mi wsiąść do wagonika i założyć blokadę. Byłam podekscytowana przejażdżką jak jakieś małe dziecko, ale nic w tym dziwnego - naprawdę lubiłam kolejki górskie, chociaż zawsze trochę się bałam, że wagoniki nagle wypadną z toru i wszyscy zginiemy.

Wagony ruszyły. W żółwim tempie zaczęliśmy podjeżdżać pod stromą górkę. Uśmiech miałam tak szeroki, że jeszcze trochę, a dostałabym szczękościsku. 

Kolejka zwolniła na szczycie i przez sekundę nie ruszała się. Wiatr wiał tu o wiele mocniej niż na ziemi, ale i widoki były super - po jednej stronie ocean, po drugiej oświetlone miasto. Wagoniki ruszyły ostro w dół i zaczęłam krzyczeć, unosząc dłonie ku górze. Ostre zakręty, pętle, wzniesienia, wszystko to było pokonywane w towarzystwie szaleńczej prędkości, krzyków zadowolenia i rozpaczy. Ktoś chyba nawet płakał. 

Gdy skończyliśmy, nie chciałam wychodzić. Słyszałam za to, jak ktoś wymiotuje i to ostatecznie skłoniło mnie do wyjścia z wagonika. Omal nie upadłam, najwidoczniej wciąż zmagałam się z delikatnym zaburzeniem funkcjonowania błędnika. 

- Co dalej? - spytałam podekscytowana. - Może jeszcze raz kolejka?

- Może coś innego? - odparł brunet pytaniem na pytanie. - Może przejdziemy się obok?

Obok znajdowało się ogromne, okrągłe coś. I to coś znajdowało się na wielkim stelażu i miało siedzenia i te siedzenia się wirowały, i to się wirowało, i ten stelaż latał od lewej do prawej strony i to wszystko było w ruchu. 

Zdecydowanie dobrze zrobiliśmy nie idąc wcześniej na jedzenie.

Siadając na miękkim fotelu byłam dość niepewna, czy faktycznie dobrze robimy. Ta atrakcja nazywała się fireball i jakoś mnie to nie przyciągało.

Siedziałam jednak cicho, nie wymieniając się z Niallem swoimi spostrzeżeniami. 

Spędziliśmy tam trzy minuty i to były najdłuższe trzy minuty mojego życia. Przy tym kręciło mi się tak bardzo w głowie, że nie byłam pewna, czy to świat kręci się wokół mnie, czy ja sama się tak kręcę. Musieliśmy potem pięć minut stać, zanim wszystko wróciło na swoje miejsce. Nie powiem, że morskie powietrze bardzo mi w tym pomogło.

- Teraz dla odmiany może porzucamy sobie talerzami? - zaproponował brunet.

- Mówisz, że aż do tego doszło, że musimy niszczyć porcelanę? - spytałam. 

- Komuś by się to chyba przydało - spojrzał na mnie wymownie.

- Więc sugerujesz, że mam ze sobą jakiś problem? - wzburzyłam się.

- Aha, tak jakby - przyznał szczerze. 

- Jesteś idiotą.

- Z tym też się nawet mogę zgodzić.

Zaśmiałam się i zerknęłam na plażę. Było już całkowicie ciemno i nie było widać nic, co działo się nad brzegiem.

- Musielibyśmy się pokłócić, a ty musiałby stanąć przy tej ścianie, żebym mogła porzucać sobie talerzami. Rzucanie bez powodu jest nudne.

- Zapamiętam.

Ruszyliśmy dalej deptakiem. Powoli, ponieważ większe ruchy powodowały u mnie mdłości. Zatrzymaliśmy się przy jednej z budek, gdzie trzeba było wykazać się celnością, próbując ustrzelić wszystkie kaczki, które się ruszały.

- Chcesz spróbować? - spytałam, przyglądając się brunetowi.

- Mogę. W przeciwieństwie do ciebie nie potrzebuję powodu, by strzelać sobie z broni - zaśmiał się, sięgając po wiatrówkę podaną przez pracownika budki.

- Zaczynam się ciebie bać - zaśmiałam się nerwowo.

- Nie ma czego - mruknął brunet, zanim włączono maszynę i kaczki zaczęły się przemieszczać.

Na początku robiły to dość wolno, więc brunetowi szybko szło zestrzelenie ich. Potem zaczęły przyspieszać i byłam pewna, że Irlandczyk nie poradzi sobie tak dobrze jak wcześniej, ale oczywiście z nim niczego nie można być pewnym - jeden strzał na jedną kaczkę. Nie spudłował ani razu i po niecałych dwóch minutach żadna się nie ostała.

Zebrany tłum zaczął klaskać z uznaniem; klaskałam i ja, ale o wiele wolniej niż reszta. Brunet oddał wiatrówkę pracownikowi i odebrał ogromną maskotę w prezencie. Bez słowa podszedł do mnie i mi ją wręczył. Spojrzałam na pluszowego misia przedstawiającego rekina i przytuliłam się do chłopaka w podziękowaniu.

- To nie znaczy, że przestałam się ciebie bać - zastrzegłam. - I wolę nie wiedzieć, skąd masz takiego cela i umiesz obsługiwać się bronią palną.

- To nie pytaj - zaśmiał się, mrugając do mnie jednym okiem. Rzuciłam w niego pluszakiem z udawanym oburzeniem, na co zaśmiał się jeszcze głośniej. 

Ruszyliśmy dalej, rozmawiając na niezobowiązujące tematy. Mijaliśmy jakieś karuzele, ale to było bardziej dla dzieciaków, a ja po tym fireballu nie czułam się jeszcze na siłach, by porywać się na kolejne atrakcje. 

- Patrz! Tatuaże! - wykrzyknęłam, wskazując na budę naprzeciwko hot-dogów na patyku. Zerknęłam na bruneta, który miał nieodgadniony wyraz twarzy. - Skoro już jesteśmy w Kalifornii, to powinniśmy zaszaleć na całego i zrobić sobie tatuaż. Rodzice i tak się nie dowiedzą.

- No nie wiem... - mruknął. - Nie jestem na to gotowy! Przecież to trzeba przemyśleć! To ozdoba na całe życie!

Zamknął się, kiedy stanęliśmy przy budce. Mężczyzna stojący za ladą miał około czterdziestu lat i minę, jakby stał tam za karę. Zmierzył nas wzrokiem i wrócił do przeglądania czegoś w telefonie.

Przeglądałam tatuaże, które były bardzo dziecięce, ale w sumie o to mi chodziło. Starałam się wybrać taki najbardziej tandetny i najgłupszy, w końcu i tak zmyje się po paru dniach. Kiedy już udało mi się taki znaleźć, spojrzałam na Nialla, który stał oparty o ścianę i spoglądał wszędzie, tylko nie na mnie i nie na katalog.

- To co, panie dorosły? Namyśliłeś się już? - spytałam.

Zerknął na mnie nieprzytomnym wzrokiem, który nagle ożywił się. Skinął głową, ale nie podszedł wybrać tatuażu.

- Mogę wybrać? - kolejne pytanie i kolejne kiwnięcie głową. Poczekałam, aż się odwróci i wybrałam coś podobnego. W oko wpadł mi jeszcze jeden wzór, więc kiedy sprzedawca zerknął na mnie leniwie, pokazałam mu te trzy. Sięgnął po nie pod ladę, a ja zapłaciłam, wzięłam i odeszłam. Żadnych słów, nawet cenę pokazał mi na ekraniku kasy.

- Chodź! Idziemy się wytatuować! - krzyknęłam, łapiąc chłopaka za rękę i ciągnąc w kierunku kranów z pitną wodą. Kiedy przy nich przystanęliśmy wybrałam odpowiedni wzór i spojrzałam na bruneta, który miał minę, jakby chciał się śmiać ale i rozpłakać równocześnie. - No, dawaj rękę! Chyba, że chcesz mieć tatuaż w innym miejscu.

- Może być ręka - westchnął, wyciągając lewą dłoń przed siebie. Chwyciłam ją i na wysokości nadgarstka ułożyłam tatuaż, który potem zmoczyłam wodą. Odczekałam krótką chwilę i ściągnęłam biały papierek. 

- Voila! - wykrzyknęłam. - Ale nie patrz jeszcze! Poczekaj na mój!

Szybko zrobiłam swój tatuaż, tyle, że na prawej ręce, bo tak było mi wygodniej. Kiedy i ja ściągnęłam papierek, pokazałam mu swoje dzieło i pozwoliłam zobaczyć co i on ma na skórze.

Wybuchnął szczerym śmiechem, kiedy zobaczył tatuaże z My Little Pony.

- Ty rebeliantko! Przecież to jeden z kultów czczenia szatana! Jak ja się teraz w domu pokażę...

- Mam jeszcze jeden tatuaż dla ciebie - przyznałam. - Mogę?

- A mam jakieś wyjście? - westchnął. Uśmiechnął się przy tym promiennie.

- Chcesz go zobaczyć zanim go zrobię? - spytałam. 

- Nie. Ufam ci - powiedział, patrząc prosto w moje oczy. Automatycznie uśmiechnęłam się szerzej i zerknęłam na ostatni tatuaż, który trzymałam w dłoni.

- Miejsce też mogę wybrać?

- A niech mi będzie.

- W takim razie musisz się jakoś zniżyć.

Widząc jego spojrzenie, przewróciłam oczami i pokręciłam głową. Ci to zawsze będą myśleć tylko o jednym.

- Chcę go zrobić na karku, a jesteś za wysoki, żebym zdołała tam zwyczajnie sięgnąć - wyjaśniłam spokojnie. - Ty zawsze musisz sobie wyobrazić coś innego.

- Ale czy ja coś w ogóle mówiłem? - zaśmiał się. Bez słowa chwycił mnie za biodra i podniósł do góry, sadzając na metalowej poręczy odgradzającej cały pasaż od plaży. - Może być?

Pokiwałam głową, nie będąc zdolną wydusić z siebie ani słowa. Odwrócił się do mnie plecami, przez co miałam swobodny dostęp do jego szyi. Odgarnęłam włosy i przylepiłam tatuaż do skóry chłopaka, zwilżając potem papierek wodą. Kiedy go odkleiłam zaczęłam obserwować swoje dzieło, przejeżdżając palcem delikatnie po jego konturach.

- Chyba zaczynam się bać - przyznał Niall ze śmiechem. - Nawet nie będę mógł go zobaczyć w lustrze.

- Spokojna głowa. To gitara - zdradziłam. - Nic strasznego.

- Dziękuję - odparł, odwracając się twarzą do mnie. 

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparłam. - To... co robimy teraz?

- Może faktycznie pójdziemy coś zjeść? - zaproponował. Przystałam na tę propozycję bez wahania, naprawdę byłam głodna, a oferowano tu wiele typów jedzenia. 

W końcu zdecydowaliśmy się na małą knajpkę przy wyjściu na plażę. Stoliki znajdowały się na zewnątrz, a cała kuchnia w drewnianej zabudowie. Całość znajdowała się trochę na uboczu, więc stąd nie dało się słyszeć krzyków i pisków dzieci. Postanowiliśmy zamówić pizzę i kiedy brunet poszedł zamówić, ja oglądałam swój tatuaż. Dwa kucyki Pony w towarzystwie tęczy to był naprawdę doskonały pomysł. 

Kiedy Niall wrócił do stolika, wyciągnął swoją rękę, położył obok mojej i zrobił zdjęcie. 

- Hej! - krzyknęłam. - Po co ci to?

- Na pamiątkę - odparł najzwyczajniej w świecie. Grzebał coś w telefonie, więc i ja postanowiłam sprawdzić co się dzieje w wielkim świecie. Kiedy tylko włączyłam dane komórkowe, dostałam powiadomienie z Facebooka, że Niall Horan oznaczył mnie w poście.

Posłałam mu mordercze spojrzenie i sprawdziłam, co dodał. Oczywiście, było to zdjęcie, które zrobił przed chwilą z podpisem "naznaczeni 😈". Do postu dodał także lokalizację, więc teraz wszyscy jego - i moi znajomi - wiedzieli, że jesteśmy w Santa Cruz, Kalifornia. Świetnie.

- Zabiję cię - westchnęłam.

- Dlaczego? Przecież to bardzo ładne zdjęcie - zgrywał głupka. - Właściwie to powinienem dodać jakieś nasze selfie. 

- Tobie naprawdę życie nie miłe - zauważyłam.

- Lubię tę piosenkę! - wykrzyknął, zmieniając temat. Zmarszczyłam brwi, próbując wyłapać dźwięki muzyki by zorientować się, o jaką chodzi. Moja mina złagodniała, kiedy poznałam, że to The Other Lauv, do którego tańczyliśmy na balu. Byłam ciekawa, czy on też to pamiętał.

- Trochę przygnębiająca jak na muzykę do kotleta.

- Zatańczysz?

- Co? - wyplułam. - Niall, ja nie umiem tańczyć.

- Jasne. Nie kłam - zmrużył brwi. - Nie jestem na tyle głupi i stary, żeby nie pamiętać naszego balu. Sukienki mogłem nie pamiętać, ale piosenki nie zapomnę.

Z wahaniem wstałam od stolika. Przynajmniej nie byliśmy jedyną tańczącą parą, bo jacyś staruszkowie też kręcili się gdzieś nieopodal. Knajpka miała też coś na wzór drewnianego parkietu, więc to nie było dziwne.

To nie było dziwne, to nie było dziwne, nie dziwne powtarzałam sobie ciągle w głowie. Niall prowadził i naprawdę nie ciężko było płynąć z nim w tańcu. Ciągle patrzyłam pod nogi, co on komentował dziwnymi uwagami, które mnie rozśmieszały, ale stosunkowo krótko zajęło mi podłapanie o co chodzi. 

Nawet pozwoliłam sobie oprzeć głowę o jego ramię. Było fajnie. Trochę niezręcznie, ale fajnie. Przypomniał mi się bal i ta cała niezręczna sytuacja i to wszystko. Miałam ogromne szczęście, że Niall zareagował wtedy jak zareagował i dzięki temu wciąż mogliśmy być przyjaciółmi. I teraz to wszystko. Szkoda tylko, że o Alison nie mogłam powiedzieć tego samego.

Gdy piosenka się skończyła, bez słów wróciliśmy do swojego stolika, gdzie czekała na nas gotowa pizza. Jakoś straciłam na nią apetyt, zamiast jeść, miałam ochotę płakać.

- Wszystko w porządku?

Pokiwałam twierdząco głową i sięgnęłam po kawałek. 

Od tych pięciu lat niewiele się zmieniło - wciąż potrafiłam go okłamywać. I za to siebie nienawidziłam. 

Continue Reading

You'll Also Like

1.6K 107 20
Do drugiej klasy liceum chodzą Vanessa Green i Adrien Martin. Vanessa to spokojna dziewczyna która jest nazywana "Kujonką", a Adrien jest jej przeci...
27K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
16.2K 1.3K 24
Historia opowiada o pewnej dziewczynie której pewnego dnia jej życie wywrolilo się o 360 stopni. Sad end Praca bierze udział w konkursie literackim "...
3.1K 276 26
Ashton Irwin słynął z pisania o zabójcach i o sposobie ich myślenia. W swoim najnowszym artykule poruszył temat seryjnych morderczyń, kobiet, których...