Periden House | Niall Horan ✓

بواسطة teenspiriitt

176K 11.7K 3.5K

Periden House to nie dom jak każdy inny. W jego zakamarkach kryją się ból i wspomnienia powracające każdego... المزيد

1. ,,Nic nadzwyczajnego"
2. ,,Są mi kompletnie obcy"
4. ,,Witamy w Periden House"
5. ,,Nieznajoma"
6. ,,Z uśmiechem jej do twarzy"
7. ,,Powinnaś pójść tam ze mną"
8. ,,Spóźniłaś się"
9. ,,Oblicza strachu"
10. ,,Jest wspaniała"
11. ,,Przyjaciel"
12. ,,Chciałbym poznać TWOJE marzenia, Madeline Powell"
13. ,,Urodzinowe szczęście"
14. ,,I to był błąd"
15. ,,Jest twoja"
16. ,,Jesteś Piękna"
17. ,,Bardzo ją lubię, wiesz?"
18. ,,Witam w nowym domu, aniołku"
19. ,,Kto tu jest problemem?"
20. ,,Nigdy więcej"
21. ,,Jesteś nowa?"
22. ,,Na to liczę"
23. ,,Devon Hill"
INFORMACJA *proszę o przeczytanie*
24. ,,Wolałbym zrobić coś innego"
25. ,,Chcę spróbować"
26. ,,Nie chcę, żebyś się z nim zadawała."
27. ,,Wszystko sprowadza się do jednej osoby"
28. ,,Niall mnie zabije"
29. ,,Komu można ufać?"
30. ,,Nie wiedziałam, co się tu dzieje."
31. ,,individual character'' na prawym przedramieniu.
32. ,,Szaleństwo, no nie?"
33. ,,Nienawidzę tego uczucia"
34. ,,Do zobaczenia, Niall"
35. ,,Nie jestem pewny, czy jesteś prawdziwa"
36. ,,Po prostu mnie przytulaj"
37. ,,Zrobiłbym to jeszcze raz"
38. ,,Naprawdę bardzo"
Epilog
Podziękowania
I'm still with him

3. ,,Dam radę"

6.6K 379 123
بواسطة teenspiriitt




- Masz wszystko?

- Tak jak zawsze, stary, to cholerstwo zajęło pół bagażnika. Rozumiem, że potrzebujesz...

- Skoro rozumiesz, to bądź tak dobry i po prostu zamilcz – westchnąłem, rozmasowując skronie.

- Jak chcesz – mruknął, odwracając wzrok w kierunku prowizorycznego ringu, wokół którego zdążył się już zebrać niemały tłum. – Matko, to się nie może dobrze skończyć! – wybuchnął po chwili milczenia. A już było tak pięknie...

-  Elyas zrobimy tak. Ty się zamkniesz i przestaniesz panikować. Ja wejdę na  ten pieprzony ring, wygram i zgarnę kasę. Odbierzemy co nasze, popędzimy na zewnątrz gdzie czeka na nas Liam – wypowiadałem każde słowo dokładnie i powoli po raz trzeci w ciągu godziny. Mogłem lepiej dobierać ludzi... - Usadzisz swój tyłek za kierownicą i pojedziesz na zachód, ja z Liamem na wschód. Po skończonej robocie spotkamy się w starych fabrykach, jak zawsze. Oto cała filozofia – tłumaczyłem, sprawdzając czy przypadkiem nikt nas nie podsłuchuje. – I na Boga Eylas przysięgam, jeśli jeszcze raz spytasz czemu jedziesz sam, urwę ci łeb.

- Tak, wiem wiem... Mniej towaru i tak dalej. Wyluzuj.

Cholera, ja naprawdę powstrzymywałem  się, żeby go nie zabić.

Zbiorowisko przy ringu było coraz większe, a Hayden, główny organizator nielegalnych walk z chorym uśmiechem chodził między ludźmi zbierając całkiem niezłe sumy. Matko uwielbiałem tego gościa.

W tym miejscu przelewały się grube pieniądze. Głównie dlatego tu jestem. Ludzie stawiali na swoich ulubionych zawodników więcej, niż mogłoby się wydawać.

Dzisiejszej nocy brałem udział w ostatniej walce na jakiś czas. Miałem się zmierzyć z niejakim Lorenzo Basile. Szefem jakiejś kiepskiej, włoskiej mafii. Był zdecydowanie bardziej napakowany niż ja, pewnie dlatego większość uważała, że nie mam najmniejszych szans. Otóż miałem. Duże. Mógł być silniejszy, lecz był z pewnością za głupi i zbyt pewny siebie. Ja byłem sporo wyższy i zdecydowanie lepszy technicznie.  Poza tym,  wiedziałem jak dobrze to rozegrać. Biedak nie wie w co się wpakował. Nie ma najmniejszych szans. Nikt nie miał.

- Jak leci młody? – Hayden z uśmiechem poklepał mnie po plecach. – Nie odpuszczasz? Wydaje się, że to całkiem niezły przeciwnik – rzucił, spoglądając w stronę ringu, na którym już dumnie kroczył Lorenzo.

- Że  niby kto? Ten dumny paw? – parsknąłem śmiechem. No bo błagam, wystarczy na niego spojrzeć. – Hayden, nie znasz mnie? Ja nigdy nie odpuszczam. A poza tym – przerwałem aby zdjąć podkoszulek przez głowę. Jakaś minuta dzieli mnie od rozpoczęcia walki. – Podroczę się z nim chwilę, a potem daj mi pięć minut i będzie po wszystkim.

- Jak uważasz, ale w razie potrzeby przerywam walkę.

- To nie będzie konieczne.

- Jak chcesz. – westchnął z lekkim uśmiechem przeliczając plik banknotów. – W takim razie do dzieła! Pokaż kto tu rządzi, a potem bierz, co twoje. – wykrzyczał, machając wachlarzem z dwudziestoma dolarami.

Panie i Panowie. Przedstawienie czas zacząć.

Stanąłem na ringu w akompaniamencie braw i gwizdów. Żadnych zasad, to lubię.

Lorenzo z drwiącym wyrazem twarzy, krążył wokół mnie. Idiota był tak pewny siebie, że nawet nie przyjął pozycji. Miał tylko napięte mięśnie, żeby postraszyć i zaszpanować. Był ode mnie z siedem lat starszy. Miał mnie za dzieciaka. Szkoda tylko, że nie wiedział co potrafię.

- Będziesz tak łaził, czy możemy już zacząć?

Jego wyraz twarzy zmienił się z drwiącego na groźny. Lub coś, co miało tak wyglądać. Oprócz tego nie zrobił kompletnie nic.

- Rozumiem, że się boisz i próbujesz przeciągnąć czas, ale niektórzy nie mają całej nocy. – próbowałem go sprowokować. Miałem plan i nie mogłem zaatakować pierwszy. Takich jak on nie trudno podpuścić, już zaczynał parować.

Zwykle w czasie walk w moich żyłach płynął alkohol, lecz dzisiejsza misja była zbyt ważna, żeby sobie na to pozwolić. Dlatego też, jego przeciąganie zaczęło mnie już powoli irytować.

- Oh no dawaj tłusta maso...

To było to. 

Lorenzo rzucił się na mnie z rykiem. Nim zdążyłem się zorientować, a jego pięść znalazła się na moim policzku. Zatoczyłem się delikatnie do tyłu przykładając rękę do źródła bólu.

Spojrzałem na niego drwiąco rozkładając ręce.

- I co? – parsknąłem śmiechem – To wszystko?

Pięść faceta ponownie zderzyła się z moją twarzą. Na ustach poczułem smak krwi. Włoch okładał mnie pięściami po brzuchu i w okolicach żeber. Po chwili dołożył także nogi.

W pewnym momencie poczułem ból tak silny, że aż zgiąłem się wpół. Oddychanie zaczęło sprawiać mi ból. Świetnie, koleś prawdopodobnie złamał mi żebro.

Z każdym uderzeniem, krzyki tłumu przybierały na sile. Hayden zapewne stał gdzieś z przodu, bo słyszałem jego pełen napięcia głos. Pewnie irytowało go, że przegrywam. Mało tego, nawet nie próbowałem się bronić.

Nikt nie wiedział, że taki był plan. 

- Młody, dość tego do cholery! Przerywam to przedstawienie zanim nic z ciebie nie zostanie!

- Nie! – wrzasnąłem ścierając krew kapiącą z nosa. – Dam radę.

Wyprostowałem się i przyjąłem odpowiednią pozycję. Adrenalina, buzowała mi w żyłach. Kochałem to uczucie. Nie słyszałem już wrzasków widowni. Tylko ja i przeciwnik. Ból przestał się liczyć. Była tylko wygrana.

Lorenzo znów rzucił się na mnie lecz tym razem bez skutku. Zrobiłem unik i podciąłem go, jak się okazuje dość skutecznie, bo runął na ziemię. Cóż, poszło zdecydowanie łatwiej niż sądziłem. Taka wygrana nie przyniosłaby mi żadnej satysfakcji , dlatego też pozwoliłem mu wstać. Później już wszystko poszło łatwo.

Trafiłem w jego policzek, a zaraz potem w wargę i nos, z którego trysnęła krew. Chwyciwszy go za ramiona, uniosłem zgiętą nogę z całą siłą jaką w sobie miałem. Włoch osunął się z jękiem na kolana. Lecz mi nadal było mało.

Jednym kopnięciem powaliłem go całkowicie. Nachyliłem się nad Lorenzo i z satysfakcją spojrzałem w jego przerażone oczy.

A później okładałem go pięściami. Bez opamiętania.

Od początku mnie irytował. Widok go dławiącego się krwią jakoś nie robił na mnie wrażenia.

Po krótkiej chwili poczułem szarpnięcie. Hayden. To oznacza jedno. Wygrałem.

- Panie i Panowie, niezawodny Niall Horan! – przez widownie przemknął ryk zadowolenia, lecz niektórzy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Widocznie nie poszło po ich myśli. Cóż. To już nie mój problem. 

- Mówiłem, że załatwię to w pięć minut.

- Właściwie skończyłeś w cztery – mruknął, prowadząc mnie w kąt sali – Młody, przez chwilę myślałem, że już po tobie. Napędziłeś mi niezłego stracha. Poza tym – przerwał, wręczając mi część pieniędzy. – straciłbym kupę kasy.

- Mówiłem, że dam radę. Szczerze mówiąc... Wiedziałem, że będzie łatwo ale nie sądziłem, że aż tak.

- Lorenzo wydawał się groźnym przeciwnikiem – stwierdził. – Pogruchotał Ci tylko trochę buźkę.

- Bywało gorzej – stwierdziłem, wzruszając ramionami. Ból powoli do mnie docierał, lecz był znośny. – Muszę lecieć. Dzięki za wszystko, Hayden! – krzyknąłem na pożegnanie, po czym biegiem udałem się na zewnątrz. Tam czekało na mnie kolejne zadanie.

Liam z Elyasem już stali przy samochodach gotowi wyruszyć w każdej chwili.

- Piękna twarz, księżniczko – Liam parsknął śmiechem gdy tylko mnie zobaczył.

- Mogło być gorzej – wzruszyłem ramionami. – Mogłem wyglądać jak ty.

- Ta, śmieszne – mruknął do siebie, odpychając się od maski samochodu. – Wszystko gotowe, jeśli chcesz możemy ruszać – stwierdził, patrząc przelotnie na Eylasa. Chłopak wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. To nie jego pierwsza misja, zwykle sprawował się dobrze, ale dzisiejsza akcja chyba przewyższała jego możliwości.

- Mała zmiana planów – rzuciłem, wciągając koszulkę przez głowę. - Jedziesz z Elyasem, dam radę sam. Spotkamy się na miejscu.

- Ale przecież...

- Liam, ufam Ci i wiem, że tego nie spieprzysz. O mnie się nie martwcie.

Nie czekając na odpowiedź wpakowałem się do czarnego Mercedesa S65, mojej dumy i jedynej miłości. Zdobyłem to cacko o własnych siłach.

Wyjąłem paczkę chusteczek ze schowka w celu oczyszczenia twarzy i knykci z zasychającej już krwi. Po spojrzeniu w lusterko, skrzywiłem się z niesmakiem. Warga była rozcięta, nos zaczynał  robić się siny a na prawym policzku formował się sporych rozmiarów siniak. Stwierdzenie, że wyglądam znośnie byłoby wielkim komplementem.

Po sprawdzeniu wszystkich szczegółów – upewnieniu się, że broń jest naładowana i na swoim miejscu – mogłem wreszcie wyruszać. Czekała mnie godzinna podróż do niejakiego Edwarda Martinez. Koleś był nieźle pochrzaniony, więc miałem nadzieje, że weźmie co jego i da mi spokój. Muszę tylko dostarczyć bezpiecznie towar. Nie przewidywałem po drodze żadnych niespodzianek. To była najważniejsza akcja. Nie mogło się nie udać.

Byłem już w połowie drogi do miejsca spotkania. Jechałem powoli, tak by nie zwracać na siebie uwagi. Nietrudno więc wyobrazić sobie, jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem w lusterku czerwono-niebieskie światła.

- Nie, nie, nie – powtarzałem w kółko. Miałem ochotę wrzeszczeć. Ten samochód jechał za mną od dobrych piętnastu minut ale było zbyt ciemno bym zorientował się, że to gliny.

Posłusznie zjechałem na pobocze.

Pewnie sprawdzą tylko prawo jazdy i cie puszczą, nie panikuj frajerze.

Radiowóz zatrzymał się parę metrów za mną. Nagle, nie wiadomo skąd dojechały jeszcze dwa otaczając mnie z każdej strony.

- Wyjdź z pojazdu! Ręce za głowę, nogi w rozkroku. Tylko powoli! – usłyszałem.

I właśnie w tym momencie wszystko co tak długo planowałem przepadło. Wpadłem. I nie miałem szans na wytłumaczenie. Towar w bagażniku mówił wszystko.

***
Witam!
Tak oto prezentuje się rozdział trzeci. Tym razem z perspektywy Nialla.
Mam nadzieje, że nie jest tak źle. Szczere opinie i rady mile widziane.

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

114K 6.6K 63
Jedyny w swoim rodzaju koński zodiak!
46.9K 1.8K 41
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
12K 592 55
,,Kochaj mnie aż do dnia, w którym umrę."
195K 16.2K 31
Samookaleczanie to bagno, z którego się nie wychodzi. Dobrze wie o tym 16-letni Alan, dlatego postanawia pomóc Megan - intrygującej sąsiadce z ławki...