long way home | n. horan

By hugsjesy

73K 6.7K 2.6K

DRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są... More

prolog
empire state of mind
the sound
yellow
fast car
now or never
gravel to tempo
hold my hand
pumpin blood
charlie boy
by your side
all time low
one dance
no matter
magnetised
like a kid
wherever i go
electric love
don't matter now
home
losing sleep
bonfire heart
a little party never killed nobody
little lion man
XO
how to love
nights with you
scarecrow
youth
love like this
waste a moment
honey // burn slow
pieces
mess is mine
four walls (the ballad of perry smith)
route 66
you're such a
phone down
#NOTYOURS
room for 2
can't help falling in love
runnin' (lose it all)
steady 1234
fallingforyou
thrift shop
just for one night
don't wanna know
city lights
sleeping in a car
let me in
i need your love
single
mistakes
malibu
hurricane
hotel ceiling
back when we had nothing
hold on, we're going home
long way home

someone to you

1.3K 109 59
By hugsjesy

Obudziło mnie delikatnie pukanie do drzwi. Mruknęłam coś niezrozumiale w poduszkę, nie trudząc się otwieraniem oczu. Ktoś wszedł do środka i po chwili poczułam, jak materac ugina się za moimi plecami.

- Wstajemy, perełko! - wykrzyknął Niall. Ściągnął kołdrę z mojej twarzy i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że to ona przeszkadzała mi w oddychaniu. A już myślałam, że umieram.

- Nigdzie nie idę - wymruczałam i przewróciłam się na plecy. Podjęłam próbę uniesienia powiek do góry, ale bardzo szybko się poddałam i wtuliłam w drugą poduszkę.

- Ale nikt nie każe ci nigdzie iść. Jeszcze - powiedział Niall, podchodząc do okien i uchylając je, by świeże powietrze dostało się do środka. W całym pokoju było dość duszno. Otwarłam oczy, spojrzałam w sufit i odetchnęłam głęboko. Naprawdę nie miałam na nic ochoty.

- Auć, Niall, zgaś do światło! - krzyknęłam, zrywając się gwałtownie do pozycji siedzącej i zasłaniając wrażliwe na ostre światło oczy. Brunet zaśmiał się głośno i odsunął pozostałe zasłony, pozwalając promieniom słonecznym wpaść do środka i rozświetlić cały pokój. 

- Wybacz, perełko, ale nie dam rady wyłączyć słońca - mruknął. - Aż tak mocno wczoraj zabalowałaś?

- Nie wypiłam dużo - zaczęłam. - I nie mam kaca. Po prostu boli mnie całe ciało, jakby ktoś przejechał mnie walcem z piętnaście razy. I właśnie brutalnie wybudziłeś mnie ze snu. Tak się nie robi.

Z wdzięcznością złapałam butelkę wody, którą Niall rzucił przez pół pokoju. Opróżniłam jej połowę i z powrotem rzuciłam się na twardy materac, chociaż miałam ochotę wejść pod prysznic i przez godzinę stać pod strumieniem zimnej wody.

- Poznaj moją dobroć i doceń, że nie obudziłem cię dwie godziny temu, byś mogła wywiązać się ze swej obietnicy. 

Widząc moją niezrozumiałą minę, bo naprawdę nie miałam zielonego pojęcia, o czym on, do cholery, mówi, uśmiechnął się szerzej i dodał:

- Zaniosłem cię wczoraj do hotelu, a ty w zamian miałaś zrobić mi śniadanie.

- Aha - mruknęłam. Faktycznie, tak było. Pamiętałam to. Pamiętałam też to, że przytulaliśmy się na środku ulicy i nie chciałam go puścić. - Możemy przełożyć to na inny dzień?

- Okay - zgodził się niechętnie. - Ale dodajmy do tego, że przez jeden dzień będziesz robić wszystko to, o co cię poproszę.

- Co? - pisnęłam, siadając gwałtownie. - A niby jakim to prawem?

- To takie jakby odsetki - mrugnął jednym okiem i uśmiechnął się chytrze. 

- To ja może zrobię ci to śniadanie, co?

- Za późno - wzruszył ramionami i bezczelnie uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Już jadłem.

Z krzykiem furii rzuciłam w niego poduszką, która leżała najbliżej mnie. Złapał ją w locie i zaśmiał się głośno.

- Nie chcesz zaczynać ze mną tej wojny - powiedział. - Lepiej wstań i idź pod prysznic. Miałaś zbić sobie gorączkę w nocy, a oczywiście tego nie zrobiłaś. Nadal jesteś rozpalona.

- Zbić to ja ci mogę zaraz mordę - mruknęłam pod nosem, wyplątując się z objęć ciepłej pościeli, która jak na złość, nie chciała mnie wypuścić. Z trudem zwlekłam się z łóżka, wzięłam pierwsze lepsze rzeczy z torby i udałam się do łazienki, ignorując złośliwy chichot bruneta.

- Lepiej się pośpiesz! - krzyknął za mną, zanim trzasnęłam drzwiami i przekręciłam klucz w zamku. - Musimy się wymeldować do dwunastej, a dochodzi jedenasta!

Świetnie wręcz. Zajebiście.

W pośpiechu wrzuciłam wszystkie rzeczy do torby i nawet nie upewniałam się, czy wzięłam ze sobą ładowarkę i inne bzdety. Najwyżej, jeśli obsługa i właściciele są w porządku, to się z nami skontaktują i poproszą o adres do wysyłki. Może. Kto wie. 

Niall odebrał ode mnie torbę, co przyjęłam z wdzięcznością. Wrzucił ją do bagażnika i zatrzasnął klapę.

- Chcesz prowadzić? - spytał.

- Jeśli twoim marzeniem jest wjechać w drzewo, to jasne, czemu nie - prychnęłam. Nie czekając na odpowiedź, usiadłam na miejscu pasażera.

Pierwszym przystankiem była apteka, gdzie brunet kupił dla mnie aspirynę, którą przyjęłam od niego z wdzięcznością. Przez ten cały ból rozsadzający moje ciało byłam strasznie markotna i mną samą to denerwowało, a co dopiero chłopaka.

W planach miał odwiedzić muzeum kolei i parę innych rzeczy. Oczywiście, mnie średnio interesował rozwój kolei i ewolucja taboru, ale grzecznie podążałam za Niallem, słuchając, jak opowiada o czymś z przejęciem. Parę rzeczy było ciekawych, historia ogółem sama w sobie była ciekawa, jednak mnie aż tak bardzo to nie fascynowało.

Tak samo nie fascynowały mnie parki ani inne rzeczy, przez które Horan tego dnia postanowił mnie przeciągnąć. Udawałam zainteresowanie, ale najchętniej schowałabym się pod kołdrę i nie wystawiała zza niej nosa do końca dnia, a nawet jeszcze dłużej.

Słońce chowało się za fasadami budynków, kiedy wreszcie dotarliśmy do samochodu. Ostatnim przystankiem był supermarket, gdzie zaopatrzyliśmy się w więcej jedzenia. Bez słowa wpakowaliśmy zakupy do środka i zatrzasnęłam klapę od bagażnika, wzdychając głośno.

- A ciebie co dzisiaj ugryzło, huh? - spytał Niall, opierając się o samochód. - Masz minę, jakbyś zjadła cytrynę. Przez cały dzień. Nawet teraz.

- Nie mam humoru - odparłam bez przekonania. Nie wiedziałam, dlaczego złapała mnie taka chandra. Po prostu nie miałam na nic ochoty i nic nie miało sensu i chciałam tylko spać. - A może jestem zmęczona. 

- Wiesz co jest najlepsze na poprawę humoru?

- Czekolada? 

- Też - przytaknął Niall. Chwycił sklepowy wózek i uśmiechnął się szeroko. - Ale są i lepsze opcje. Na przykład... przejażdżka ze znajomymi.

- Niall, jestem z tobą w trasie od... nie wiem ilu dni. Może i miesięcy. Przejechaliśmy jakieś cztery tysiące mil. To jest ponad sześć tysięcy kilometrów. To jakbyś z trzy razy przejechał Zwrotnik Raka wzdłuż i wszerz, więc nie mów mi nic więcej o podróżowaniu.

- Uwierz mi, w ten sposób jeszcze nie było dane ci podróżować - mruknął i uśmiechnął się tajemniczo. Mocniej zacisnął dłonie na sklepowym wózku i dopiero wtedy ogarnęłam, co chodzi mu po głowie. Parsknęłam, a z moich ust wydobył się cichy śmiech.

- Jesteś głupi. Mam do tego wejść? 

- Jeśli mnie zmusisz, sam cię tu wsadzę - przewrócił oczami. - Dalej, Boyle.

- O mój Boże... - jęknęłam i zaśmiałam się jeszcze głośniej. Musiałam upewnić się z pięć razy, że Niall trzyma wózek mocno, zanim włożyłam do niego jedną nogę. Drugą niepewnie odbiłam się od ziemi i po chwili siedziałam w sklepowym wózku. Generalnie było dość niewygodnie, metal, z którego był wykonany, boleśnie wbijał mi się w ciało, ale nie mogłam myśleć tylko o wadach. - Ostatni raz siedziałam w wózku kiedy miałam trzy latka i jeszcze mieściłam się w te foteliki dla dzieci. 

- Szczęściara. Ja w ogóle nie siedziałem - mruknął Niall i po prostu pchnął mnie prosto przed siebie. Piszczałam jak głupia, kiedy wózek pojechał do przodu i po paru metrach zaczął okręcać się wokół własnej osi, aż w końcu się zatrzymał. Miałam szczęście, że nie wjechało we mnie żadne auto.

- Ale super! - pisnęłam. - Gdyby było więcej osób, moglibyśmy urządzić wyścigi w wózkach!

- Cóż, jestem tylko ja i ty - mruknął Niall, kiedy podszedł bliżej. - Ale to nie znaczy, że nie możemy się świetnie bawić? 

Złapał za rączkę od wózka i zaczął biec, pchając go przed siebie. Wyciągnęłam ręce w górę i piszczałam jak jakiś pięcioletni dzieciak na rollercoasterze. Horan w pewnym momencie puścił wózek i znów okręcał się wokół własnej osi. Świat wirował mi przed oczami, ale w końcu się uśmiechnęłam.

Gdy się zatrzymał, moja klatka piersiowa unosiła się i opadała dość szybko. Nie sądziłam, że taka głupia przejażdżka wprawi mnie w stan takiej euforii. Ostrożnie stanęłam w wózku pilnując, by się nie przewrócić.

- Teraz twoja kolej, Horan!

Z wahaniem zamieniliśmy się miejscami. Niall ledwo mieścił się w wózku, nogi wystawały mu górą i to było po prostu przekomiczne. Rozpędziłam się na długości całego parkingu i śmiałam się razem z brunetem, kiedy wiatr smagał mnie po twarzy. 

Oczywiście, coś musiało pójść nie tak, bo kiedy puściłam wózek, ten, zamiast jechać kawałek prosto i zacząć się kręcić, po prostu się przechylił i wywrócił. Nigdy jednak nie śmiałam się głośniej niż wtedy.

- To nie było śmieszne! - krzyknął Niall, siedząc pod tą górą złomu. Powinnam pomóc mu się wydostać, ale kolejne spazmy śmiechu nie pozwalały mi nawet stać prosto. Sam chłopak zanosił się śmiechem.

- Chyba jesteś zbyt gruby - wysapałam w końcu, podchodząc do uwięzionego pod wózkiem przyjaciela i pomagając mu stanąć na własnych nogach. - Praw fizyki nie oszukasz.

- Nie śmieszne - mruknął. Próbował udawać złego, ale zdradzał go szeroki uśmiech na twarzy.

- Powinniśmy się stąd zmywać, zanim ktokolwiek naskarży na nas obsłudze sklepu.

- No i co z tego? - Niall wzruszył ramionami. - Nie wiesz co się robi w takich sytuacjach? Ja, ja... Ich verstehe nicht. Albo... J'entrave que dalle. Ponoć jesteś Francuzką?

- Oh, zamknij się - warknęłam. Mimowolnie uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszego wieczoru i to wcale nie z powodu Adama czy Ruth lub Grace. - Moja mama do końca mojego marnego życia będzie mi miała za złe, że nie umiem nic po francusku. 

- Nie uczyłaś się go w szkole?

- Wybrałam hiszpański - przypomniałam. - Jezu, chodziliśmy na niego razem przez parę tygodni, dopóki nie przeniosłeś się na francuski. 

- Czy to ten moment, kiedy będziesz mi wypominać, że nie pamiętam każdej spędzonej wspólnie chwili? - parsknął brunet, ale nie było w tym pytaniu ani trochę ironii.

- Oczywiście, że tak - zaśmiałam się. - Powinieneś mieć to wszystko ładnie opisane w swoim pamiętniczku.

- Pamiętniczku?

- Taki zeszyt w różowej okładce, na której znajduje się brokatowy napis "pamiętniczek Najala", wielkie serduszko, a pod spodem, wyklejonymi wyciętymi z gazet literkami, napis "nie dotykać!". 

- Ah, ten pamiętniczek - brunet pokiwał głową. - Chyba leży gdzieś głęboko zakopany w ziemi. Tak jak moja godność.

Wybuchnęłam śmiechem. Odstawiliśmy wózek na odpowiednie miejsce i wróciliśmy do samochodu, przepychając się po drodze. Jak dzieci.

Humor zdecydowanie mi wrócił. 

Ledwo zdążyłam zapiąć pas, Niall znów się odezwał.

- Właściwie, to wciąż nie wiem, od kogo dostałaś wczoraj te tabletki - zauważył.

Jęknęłam i przewróciłam oczami.

- A kto powiedział, że musisz wiedzieć? - burknęłam.

- Hej! Jestem starszy! - krzyknął oburzony.

- Pięć miesięcy... - mruknęłam pod nosem.

- ...tak jakby powinienem się tobą opiekować! - kontynuował.

- No właśnie. Tak jakby - zaśmiałam się. - Niall, mam dwadzieścia dwa lata... dwadzieścia trzy? O Boże, nawet nie wiem... 

- No właśnie - zaczął mnie przedrzeźniać. - Ktoś musi mieć na ciebie oko. Jak można nie wiedzieć, ile ma się lat? Dobrze, że chociaż wiesz, jak się nazywasz. Zresztą, tu nie chodzi o to, że coś wzięłaś bez mojej zgody.

- No jeszcze czego! - prychnęłam. Brunet kontynuował dalej, wcale nie przejmując się moim wybuchem:

- Bardziej chodziło o to, że to ja miałem ci coś dać. To ze mną miałaś się zjarać po raz pierwszy. I to ja miałem cię tak spić, że nie wiedziałabyś, co się dzieje!

- No ładnie - pisnęłam. Byłam trochę przerażona tym, że chłopak miał wobec mnie takie plany. Nie znałam go od tej strony. - Dlaczego chciałbyś to robić?

- Żeby poznać twoje brudne sekreciki? - mruknął, po czym zaśmiał się krótko. - Nie wiem. Po prostu nie widziałem cię w takim stanie i w sumie powinnaś czerpać z życia garściami i wszystkiego próbować, więc, czemu nie? 

- Jesteś moim przyjacielem, Niall. Znasz wszystkie moje brudne sekreciki - zaśmiałam się, wygodniej opierając się ramieniem o zimną szybę po swojej stronie. - Zresztą, wystarczy o nie zapytać, nie musisz mnie od razu upijać!

- Oh, dobra, wiem. Ale to byłoby zabawniejsze, nie uważasz?

- Chcesz bawić się moim kosztem? - zaśmiałam się. - Ja cię mam za przyjaciela, a ty mnie tak brutalnie ranisz.

- Karma - wzruszył ramionami. Gdyby w tej chwili nie prowadził, uderzyłabym go.

Ale i tak to zrobiłam. Dostał w ten głupi czerep.

- Hej! - oburzył się - Trzecia zasada! Żadnego rozpraszania kierowcy! - przypomniał.

- Serio? - zdziwiłam się. - Teraz udajesz, że przestrzegasz tych głupich zasad?

- Głupich zasad? One nie są głupie. Ale skoro tak uważasz, chętnie przestanę przestrzegać zasady numer sześć. I siedem może też - wyszczerzył się w głupim uśmiechu.

- Tylko spróbuj - prychnęłam. 

Milczeliśmy, udając obrażonych. Przynajmniej ja, może Niall wcale nie udawał i naprawdę był obrażony. Chociaż nie wydawało mi się. Czułam, jak ukradkiem mi się przygląda. Chciałam go na tym przyłapać, ale jeszcze nie teraz, jeszcze trochę, troszeczkę. Niech się pogapi i kiedy go przyłapię, będzie bardziej zażenowany.

Jednak nagle przestał rzucać mi ukradkowe spojrzenia, więc mój chytry plan diabli wzięli.

- Właściwie, to nie spytałam się, jak ty się bawiłeś wczorajszego wieczoru - zauważyłam. Spojrzałam na bruneta, który udawał, że jest całkowicie skupiony na drodze. - Więc? 

- Nic specjalnego. Bywało lepiej - uciął krótko.

- Nie poznałeś nikogo ciekawego? Madonna nie dała ci autografu w kolejce do łazienki?

- Nie ma kolejek do męskich ubikacji - prychnął. 

- Nie mówiłam o męskich ubikacjach. - Zaśmiał się krótko. - No? Więc jak? Dowiem się?

- Nijak - westchnął. - Bawiłem się okay i było okay, ale nie poznałem nikogo ciekawego. Większość dziewczyn była już zbyt wstawiona. A chłopcy mnie nie kręcą, uprzedzając twoje następne pytanie.

- Kurczę, naprawdę dobrze mnie znasz.

- Teraz moja kolej na pytanie.

- To mamy jakieś kolejki? Co to, bawimy się w dwadzieścia pytań? - prychnęłam.

- Hej! To była  m o j a  kolej na pytanie! Czekasz kolejkę! - zaśmiał się. Przez chwilę milczał, próbując zebrać myśli. - Miałaś kogoś w Nowym Jorku?

- Masz na myśli... chłopaka? - dopytałam. Pokiwał głową. Zdziwiło mnie takie pytanie. Naprawdę, to chciał tak bardzo wiedzieć? 

Powstrzymałam głębokie westchnięcie na myśl  o Archerze. To był miły chłopak, ale okazał się dupkiem jakich mało, kiedy dowiedziałam się, że mnie zdradził. Z facetem. Moja pewność siebie w ekspresowym tempie obniżyła się do poziomu ujemnego. 

- Yeah? - mruknęłam. - Nic ciekawego. A ty? Miałeś kogoś?

- Lepiej - zaśmiał się krótko, ale nie był to radosny typ śmiechu. Było to bardziej wymuszone, jakby trochę nerwowo. - Byłem zaręczony.

- CO? - pisnęłam. Podniosłam się na fotelu i teraz po prostu na nim klęczałam, mając nogi schowane pod siebie. Buty, jak zwykle, walały się gdzieś pod siedzeniem. Miałam milion pytań! - Jak to?! I ja nic nie wiedziałam!? Co teraz?! 

- Rzeczy nie zawsze idą po naszej myśli, prawda? Sama doskonale o tym wiesz - spojrzał na mnie przelotnie, by potem znów utkwić wzrok w rozciągającej się przed nami jezdni. - I chyba my obaj nie zdążyliśmy dojrzeć do tak zobowiązującej rzeczy, jaką jest małżeństwo. 

- Więc tak po prostu... się rozstaliście? 

- Amber stwierdziła, że potrzebujemy przerwy. A ja po prostu się spakowałem i wyjechałem.

- Do USA?

- Najpierw do Londynu - zamyślił się na chwilę, potem odchrząknął i dodał: - Potem do Hamburga i do Stanów.

- Przykro mi - wymruczałam. Nie dociekałam, co tak właściwie robił w Niemczech. Pewnie miało to związek z firmą, skoro w tych celach przyleciał do Ameryki. 

- Mi właściwie nie - przyznał szczerze. Aż mnie zamurowało. No, faktycznie, chyba jeszcze nie dojrzał do tak poważnego zadania, jakim było ożenienie się z jakąś kobietą. Widząc moją minę, prychnął i przyjrzał się swojej dłoni, na której powinna znajdować się obrączka. - No przyznaj szczerze. Wyobrażasz sobie to? Mnie? Żonatego?! 

- No nie bardzo - przyznałam szczerze. - Ale pod wpływem uczuć ludzie się zmieniają. Może zdążyłbyś do tego czasu wydorośleć.

- Wiem - westchnął. - Wiem, że ludzi się zmieniają pod wpływem uczuć. Doskonale o tym wiem. Ale nie mieliśmy żadnych szans. Nawet nie byliśmy zgodną parą!

- Niall? - zaczęłam delikatnie. Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma i wzdrygnęłam się, widząc w nich tak głęboki smutek. Miałam ochotę chwycić jego dłoń i ścisnąć ją mocno, mając nadzieję, że w ten sposób zdołam przelać mu mnóstwo energii i przekonanie, że zawsze znajdzie we mnie wsparcie. - Czy ty próbujesz się przede mną tłumaczyć? Czy przekonać samego siebie? 

Westchnął głośno. Milczał. Nie pośpieszałam go, dawałam mu tyle czasu na odpowiedź, ile tylko potrzebował. Mógłby nawet myśleć nad nią przez następne tygodnie; przynajmniej nie musiałabym słuchać tych jego głupich docinek i żartów typu puk puk

- Chyba próbuję sam siebie do tego przekonać - wyznał w końcu. 

Nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć, po raz pierwszy zapomniałam języka w gębie i nie wiedziałam, jak ułożyć ze sobą słowa, by tworzyły jakieś spójne zdanie. Zamiast tego zrobiłam to, o czym myślałam wcześniej - sięgnęłam po jego dłoń, przykryłam ją swoją i ścisnęłam mocno. Uśmiechnęłam się przy tym delikatnie i poszerzyłam swój uśmiech, kiedy brunet ściągnął dłoń z kierownicy i złączył nasze palce razem.

Continue Reading

You'll Also Like

160K 6.1K 60
Kiedy Justin Bieber, młody i niebezpieczny członek mafii potrąca samochodem dziewczynę, nie spodziewa się, że będzie zmuszony do spędzenia z nią dług...
164K 4.4K 27
Zbuntowana nastolatka, córka milionera i młody zawodnik MMA, ochroniarz... To ma prawo się udać? ***** UWAGA! Opowiadanie może zawierać przekleństwa...
30.2K 531 30
-Nic nie wiesz - W końcu musiałam się trochę postawić. Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem, a ja dobrze znałam to spojrzenie. -Ja nic nie wiem? J...
26.3K 1.2K 51
Wszystko się posypało, gdy przyłapałam swojego faceta w łóżku z inną. Kilka tygodni przed ślubem. Urządził sobie cudowny wieczór kawalerski, a mnie p...