let's make a deal $ cake

By weare5soslol

23.8K 2.9K 785

Luke to student na drugim roku medycyny. Dla niego liczy się tylko nauka. Można rzec, że jest typowym nerdem... More

prolog
rozdział pierwszy
rozdział drugi
rozdział czwarty + 15 faktów o mnie
rozdział piąty
rozdział szósty
rozdział siódmy
rozdział ósmy
rozdział dziewiąty
rozdział dziesiąty
rozdział jedenasty
rozdział dwunasty
rozdział trzynasty
rozdział czternasty
rozdział piętnasty
rozdział szesnasty
rozdział siedemnasty
rozdział osiemnasty
rozdział dziewiętnasty
rozdział dwudziesty
rozdział dwudziesty pierwszy
rozdział dwudziesty drugi
rozdział dwudziesty trzeci
rozdział dwudziesty czwarty
rozdział dwudziesty piąty
rozdział dwudziesty szósty
rozdział dwudziesty siódmy + ważna notka
rozdział dwudziesty ósmy
rozdział dwudziesty dziewiąty
rozdział trzydziesty
rozdział trzydziesty pierwszy
rozdział trzydziesty drugi
rozdział trzydziesty trzeci
rozdział trzydziesty czwarty
rozdział trzydziesty piąty
rozdział trzydziesty szósty
rozdział trzydziesty siódmy
rozdział trzydziesty ósmy
rozdział trzydziesty dziewiąty
rozdział czterdziesty
rozdział czterdziesty pierwszy
rozdział czterdziesty drugi
rozdział czterdziesty trzeci
rozdział czterdziesty czwarty
rozdział czterdziesty piąty
rozdział czterdziesty szósty
rozdział czterdziesty siódmy
rozdział czterdziesty ósmy
rozdział czterdziesty dziewiąty
epilog
soundtrack
ważna notka

rozdział trzeci

708 70 16
By weare5soslol

Piątek, 19 kwietnia 2019, godzina 21.47

— Ugh, Ashton powiedziałem nie i koniec. Nie mam ochoty wychodzić. Daj mi odpocząć po tym cholernym tygodniu.
— Lucas, nie marudź tylko wstawaj i ubieraj jakieś lepsze ubrania niż stare, powyciągane dresy w pingwiny i za duża koszulka Iron Maiden. Musisz zacząć wychodzić do ludzi, zrozum. Ciągle tylko siedzisz w tym klaustrofobicznym pokoiku i się uczysz. Rozumiem twoją motywację, ale od czasu do czasu trzeba to odłożyć i się zabawić. No, dalej. Wstawaj.
— Powiedziałem NIE i koniec tematu. Nie mam ochoty nigdzie dzisiaj wychodzić - odwróciłem się na drugi bok, twarzą do ściany.
— Mówisz tak za każdym razem, gdy chcę z tobą wyjść więc tym razem ci nie odpuszczę Hemmings i choćby siłą cię stąd wyciągnę.

Ten wysoki blondyn o kręconych i trochę za długich włosach, to Ashton Fletcher Iriwin. Mój najbliższy przyjaciel. Jest na czwartym roku, a mimo tego zamiast trzymać się z ludźmi ze swojego przedziału wiekowego to często spędza czas ze mną. Poznaliśmy się na apelu inauguracyjnym dwa lata temu. On już wkręcony w studencki świat, a ja zupełnie nowy więc zrozumiałym było, że jako straszy chciał mi pomóc w przystosowaniu się do nowej sytuacji. I tak nasza znajomość już ciągnie te dwa lata.

— Luke powiedziałem ci żebyś wstawał, a nie odwracasz się do mnie tyłkiem. Jesteś gorszy niż dzieciak.
— Może jestem takim dużym dzieckiem i nie mam ochoty włóczyć się po jakichś zatłoczonych klubach i oglądać jak osoby w moim wieku zapijają się do nieprzytomności i gdzieś po drodze jeszcze uprawiają seks. Dzięki, ale nie skorzystam. Chcesz to idź sam.

Przykryłem twarz poduszką i już myślałem, że sobie poszedł, ale wtedy poczułem na sobie lodowatą substancję. Niczym poparzony podskoczyłem na łóżku i tyłkiem znalazłem się na podłodze. Moja kość ogonowa w tym momencie mnie chyba nienawidzi.

— Popieprzyło cię do reszty?! Chcesz mnie zabić?! 
— Chciałem tylko żebyś podniósł swój kościsty tyłek z tego przeklętego łóżka, a nie latał po ścianach.
— Mój tyłek wcale nie jest kościsty, okej?
— Tylko to zdołałeś usłyszeć Luke? Proszę cię wstań, ubierz się, popraw włosy, wypsikaj swoimi najlepszymi perfumami i chodźmy do tego cholernego klubu. Chociaż raz zrób przyjacielowi przyjemność.
— Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy o tym wspominać, ale nie raz robiłem tak żeby było ci przyjemnie więc proszę cię, to na mnie nie działa.
— Właśnie, obiecaliśmy sobie coś więc nie wracajmy do tego. Ubierasz się czy mam ci pomóc?
— Jeżeli dzięki temu się przymkniesz na temat wychodzenia na najbliższe dwa tygodnie to okej, pójdę z tobą. Tylko nie zdziw się jak po godzinie wrócę do siebie.
— Kocham cię Hemmo! Jesteś najlepszy!
— Mówisz to za każdym razem Irwin.

Ten tylko uśmiechnął się głupio w moją stronę i pomógł wstać z mało wygodnej podłogi po czym przytulił mnie. Ten człowiek za każdym razem zadziwia mnie tak samo, a nawet bardziej. Trudno odgadnąć co w danej chwili chodzi mu po głowie. Człowiek zagadka, a co do tego co powiedziałem wyżej. Ja i Ashton mieliśmy pewny okres w naszej znajomości, który fachowo nazywa się "friends with benefits". Trwało to trochę ponad pół roku, może trochę dłużej, ale było. Ja potrzebowałem bliskości, a on kogoś z kim mógłby się bez stresu pieprzyć. Może brzmi to co najmniej dziwnie, ale nam jakoś to nie przeszkadzało. Każda ze stron była zadowolona, ale w którymś momencie stwierdziliśmy, że nie możemy dłużej tego ciągnąć, bo przez to nasza przyjaźń może się rozpaść, a żaden z nas tego nie chciał. Nasze kontakty nie uległy zmianie, wręcz przeciwnie. Przełamaliśmy między sobą jakąś niewidzialną barierę wstydu i krępacji. Ja sam oczywiście nie byłem gejem, a raczej biseksualny, ale i tak od zawsze myślałem o tym, że założę rodzinę z kobietą, a nie mężczyzną, ale miłość przecież nie wybiera, prawda? Chodzi o to jaki człowiek jest z charakteru, a nie o to czy między nogami ma waginę czy penisa. A takie prostolinijne myślenie jak "chłopak, dziewczyna to normalna rodzina" jest dla mnie po prostu śmieszne i jednocześnie żenujące. Na fakt, że ludzie mogą być tak zaślepieni tym, że z osobą tej samej płci nie można stworzyć normalnej, zdrowej relacji opartej na miłości i zaufaniu, szlag jasny mnie trafia.

Z szafy wyciągnąłem jedną z czarnych par jeans'ów, zielono-czarną koszulę flanelową i parę, również czarnych, butów. Rzuciłem wszystko na siedzącego na łóżku chłopaka. Spojrzał na mnie wzrokiem, który chyba miał udawać zdenerwowanie, ale kiepsko mu to wyszło, bo zaraz na jego ustach zakwitł zwycięski uśmieszek. Jak ja nienawidzę tego faceta.

Ubrałem swoją koszulę i zostawiłem dwa czy trzy guziki rozpięte. Wcisnąłem się w spodnie. Na nogi założyłem swoje buty, a po drodze jeszcze przejrzałem się w lustrze, by jako tako poprawić włosy i psiknąć perfumami. Całość prezentowała się nawet znośnie. Ashton też nie wyglądał gorzej. Czarna koszulka, tego samego spodnie i do tego skórzana kurtka, również czarna, oraz włosy związane w małego, niechlujnego koczka z tyłu głowy. Czyli jak dwaj studenci wyglądają gdy idą się bawić. Pełen profesjonalizm.

— Gdzie zamierzasz mnie wyciągnąć? Wiesz, że blisko nas nie ma żadnych klubów – tak, mieszkanie na Ósmej Alei, bardzo blisko uczelni równało się z brakiem jakichkolwiek lepszych atrakcji niż Panda Express czy jakieś mniejsze knajpki lub Starbucks na Parnassus Avenue, tak to okolice blisko uniwersytetu były mało urokliwe, ale nie mogłem narzekać. Nie miałem chyba nawet prawa.
— Idziemy do Audio. Ostatnio Mark mówił, że był i poleca więc musimy zobaczyć czy miał rację określając ten klub jako "największy rozpierdol w San Francisco".
— Gdzie to do cholery jest?
— Zaraz się dowiesz, tylko ubieraj się szybciej. Nie chce mi się potem czekać pół nocy za wejściem.

Po dziesięciu minutach wyszliśmy z budynku i pognaliśmy Linclon Way, by potem wsiąść w tramwaj i ruszyć w ponad półgodzinną drogę na Jedenastą Aleję. Ashton stwierdził, że nie będzie brał samochodu, bo zapewne zabaluje i nie będzie potem kto miał odebrać jego kochane autko. Za to ja nie miałem dzisiaj najmniejszej ochoty na wychodzenie z domu. Nie miałem nawet ochoty na wystawienie ręki spod pościeli. Chciałem tylko móc zostać w swoim łóżku z laptopem na brzuchu i oglądać kolejny sezon "Anatomii Prawdy" i jeść jakąś mało smaczną pizzę z pierwszej lepszej pizzeri i popić to wszystko piwem. Czy to tak dużo? Musiałem wychodzić z domu, by się napić? Przecież to bez sensu. Czym różni się wypicie piwa w domu, a w klubie? Niczym. Chyba tylko ceną za butelkę tego magicznego trunku. Tłukliśmy się w piątkowy wieczór tramwajem tylko po to, bym mógł patrzeć jak setka ludzi upija się, ociera o siebie, a potem część co chwilę znika za drzwiami damskiej bądź męskiej toalety. Na samą myśl przeszły mnie ciarki przez co wzdrygnąłem się, a do tego jeszcze zarobiłem dziwne spojrzenie od Irwina.

— Czy ja naprawdę muszę tu być? Chcę do domu.
— Przestań marudzić jak pięcioletnie dziecko, Luke. Posiedzimy kilka godzin i wrócimy do domu, okej? A potem zrobię co tylko będziesz chciał. Obiecuję ci.
— Na mały paluszek?
— Luke, przypomnij mi ile ty masz lat?
— Bo wrócę do domu. To jak, na mały?
— Na mały paluszek – po czym owinął swój mały palec wokół mojego. Za to ja uśmiechnąłem się do niego słodko i już wiedziałem co będziemy robić gdy wrócimy z tego cholernego klubu.

Wysiedliśmy na swoim przystanku i wolnym krokiem szliśmy w stronę Audio. Było dopiero kilka minut przed dwudziestą trzecią, a z zewnątrz już słychać było głośną, klubową muzykę. Czyli coś, co średnio lubię, ale musiałem to przetrzymać dla Ashtona i dla mojego świętego spokoju. Stanęliśmy przed wejściem wokół którego zebrała się już większa grupa ludzi. Po dobrych dwudziestu minutach zdołaliśmy dostać się do środka. Od razu do mojego nosa doleciał zapach wszelakich alkoholi wymieszany z zapachem palonego tytoniu. Gryzło mnie to połączenie, ale nie chciałem już narzekać. Dosyć się nagadałem w drodze tutaj. Za to Ashton wyglądał jakby odnalazł swój drugi dom. Wciągnął głęboko powietrze i skierował się do mnie, starając się przekrzyczeć głośną i dudniącą muzykę.

— Idę coś zamówić, a ty idź ogarnij jakieś miejsce do siedzenia. Znajdę cię.

Ledwo zdążyłem kiwnąć głową, a starszego już przy mnie nie było.

Dalej Lucas, nie bądź pizda. Dasz sobie radę, idź i poszukaj wolnego miejsca. No idź do cholery! Ruszaj tymi horrendalnie długimi nogami. Najpierw lewa, a teraz prawa. I tak przez jakiś czas. No! Widzisz, jak chcesz to potrafisz! Teraz posadź te cztery kościste litery i czekaj za Irwinem. Nikt cię tu nie zabije, spokojnie ty antyspołeczny człowiecze. Dziwię się, że ty jeszcze w ogóle wychodzisz ze swojego pokoju.


Moje myśli, a ja to dwie różne rzeczy. Tutaj wyżej macie tego przykład. Tak, nie lubię wychodzić tam gdzie nie wymaga od tego sytuacja. Nie lubię imprez ani klubów. Zawsze zamiast tego wybierałem książkę albo nowy sezon jakiegoś serialu, a w tym samym czasie moi "znajomi" bawili się w najlepsze i przeżywali swoją młodość. Nie oceniajcie mnie przez pryzmat innych. Jestem zupełnie jak jakaś kiepska alternatywa. I dobrze mi z tym, naprawdę nie potrzebuję do szczęścia imprez, klubów i ocierających się o mnie totalnie nawalonych panien. To nie życie dla mnie, przepraszam. 

Siedziałem i czekałem aż przy mnie pojawi się Ashton z zamówionym dla mnie alkoholem. Czujnie obserwowałem salę i z każdą napotkaną wzrokiem osobą czułem się jeszcze bardziej obco niż wcześniej. Znowu przeszedł mnie dreszcz.

— Mówiłem, że nasze kolejne spotkanie będzie przyjemniejsze. Plama się sprała? – usłyszałem śmiech i mimowolnie spojrzałem w stronę z której pochodził. Przed sobą ujrzałem uśmiechniętą twarz chłopaka o ładnej, opalonej karnacji, czarnych włosach i równie ładnych brązowych oczach.

Do jego boku przyklejona była niewysoka dziewczyna. Miała lekko falowane, długością sięgające do łopatek, brązowe włosy, które przy innym świetle wpadały w czerń. Jej hipnotyzujące zielone oczy, mieniły się w światłach klubu. Była ładna. Nawet bardzo. Chociaż dla niektórych jej uroda pewnie byłaby tylko jakimś wybrykiem natury. Idealnie wyregulowane ciemne brwi gryzły się z lekką bladością jej cery. Równie ciemne rzęsy okalające kocie oczy wyglądały jakby w ogóle tutaj nie pasowały. Małe usta w kolorze zwietrzałego cynamonu i nos, zupełnie nie odnajdujący się z resztą, ale mimo tego nadal była bardzo ładna. Pasowała do mojego oprawcy sprzed trzech dni.

— Na szczęście lub nieszczęście, tak, ale nie lubiłem tej koszulki więc wszystko jedno – uśmiechnąłem się przyjaźnie.  
— To jest Megan. Megan to Luke, mój znajomy – dziewczyna wystawiła w moją stronę idealnie gładką rękę i uścisnęła lekko. Wydawała się taka krucha. — Siedzisz tutaj sam?
— Nie, czekam na mojego przyjaciela. Miał przyjść, ale jak widać już podrywa jakąś dziewczynę – zaśmiałem się krótko i spojrzałem na chłopaka siedzącego na przeciwko. 

Wpatrywał się we mnie intensywnie przez co moja i tak znikoma pewność siebie odleciała sobie na Hawaje, ale mimo tego usilnie wytrzymywałem jego spojrzenie. Zachowywał się tak jakby siedząca obok niego dziewczyna w ogóle nie istniała. Jakby jej tutaj nie było.

— Calum? Co ty tu robisz? – przy moim boku pojawił się Irwin z piwem dla mnie i jakimś innym trunkiem dla siebie. Odwróciłem głowę w jego stronę, a on posłał mi tylko pytające spojrzenie.

Oni się znali?




$
Witam w kolejnym rozdziale! :)

Pojawił się i kolega Irwin oraz koleżanka Megan, która jeszcze sporo tutaj namiesza, ale nie chcę spojlerować więc już się zamykam.

Obsadę będę aktualizować systematycznie, wraz z pojawianiem się nowych postaci.

p.s to dopiero początek tej historii, a ja już ją kocham i powiem wam, że chyba warto czekać na kolejne rozdziały.

p.s 2 wygląd Ashtona w tym ff to wygląd sprzed obcięcia włosów

Continue Reading

You'll Also Like

89.8K 5.8K 20
Pierwsza wersja Śmierci Motyla z 2018 roku. Aktualnie pisany jest remake. W 2045 roku spokój zwykłych szarych ludzi został zakłócony. Nieznana dotąd...
36.7K 3.9K 21
[Skonczone] W dość dalekiej przyszłości Ziemia nie nadaje się już do mieszkania, chociaż niektórzy wciąż wierzą, że da się przywrócić planetę ze zgli...
1.5M 73.6K 40
"-Czemu mi nie powiedziałaś! - krzyknął ze złością i ze łzami w oczach. -A co miałam ci powiedzieć? "Cześć, jestem Ruby i umieram"? - zaśmiałam się i...
192K 6.2K 45
~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpalając swoje lodowate serca, zapomnieliśmy...