Plotkara

By Szarada

375K 26K 2K

Drodzy poszukiwacze pikantnych i smakowitych ploteczek, Minęło wiele czasu od kiedy nikt inny jak cudowny, zi... More

Może to nie jest szampan, ale liczą się bąbelki.
Gdy Kapturek sam przychodzi do Wilka.
Muszę wskoczyć do jeziora, żeby cię pocałować, prawda?
Opowieść o zagubionych majtkach i golasach w windzie.
Witam w Pandemonium, w ten piękny, poniedziałkowy poranek.
Propozycja z piekła rodem.
Ale chociaż seks jest zajebisty.
Bardzo smaczna tradycja.
To będzie bardzo udany weekend.
Trzepot białych flag.
W blasku ognia.
Wyznania o północy.
Jestem Plotkarą.
Z jak Zemsta.
Style.
Let's be friends.
Mały szantaż i duża obietnica.
Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.
Nowy sojusznik.
Wszystko, albo nic.
Spotkanie dwóch złośnic.
Droga do upadku.
Bloodstream.
High Hopes.
Bad Habit.
Wszystko odbija się rykoszetem, kochanie.
Diabelski trójkąt, ale nie do końca.
Give me love.
All I want, isn't what I need.
They're the hunters, we're the foxes.
Eyes cold as ice.
Przysługa na wagę złota.
The Enemy.
Pay the bill.
Long way down.
Wanna Be Yours.
The Kiss.
Hieny cmentarne.
I'm hungry for you, my love.
You watch me bleed until I can't breathe.
I'm a Ruin.
Dog Days Are Over.
The Last Gossip.
I think I am finally clean.
Obłuda goni obłudę.
The End.

Koszmar.

5.4K 407 55
By Szarada

- Gotowa do drogi? - Dotarł do mnie zachrypnięty głos Harrego, gdy po raz ostatni spoglądałam na domek, w którym mogliśmy bez problemów być sobą i żyć naszą małą sielanką. Bez oceniania. Bez ukrywania się. Bez strachu przed fleszami i wycelowanymi w nas obiektywami.

Harry spakował do bagażnika nasze ostatnie torby i podszedł do mnie uśmiechając się pokrzepiająco. Tyler stał u naszego boku i na szybko tłumaczył mi co mam załatwić dla niego w biurze. Zrywał on aktualnie swoją umowę o pracę, widząc, że nie tylko nie da sobie w tej potwornej redakcji rady beze mnie, ale także dlatego, że ta praca po prostu przestała mu odpowiadać. Wiedziałam, że jak tylko pojawię się w Londynie będę musiała porozmawiać z Alexandrą na temat etatu dla mojego przyjaciela w Vogue. Nie miałam zamiaru patrzeć jak z mojej winy jest bezrobotny.

Kalkulowałam na szybko ogrom pracy jaki mnie czeka i bezwiednie się krzywiłam. Nick pocałował mnie na pożegnanie w policzek z mocnym cmoknięciem, przywracając moje myśli na rzeczywisty tor. Spojrzałam po raz ostatni na swojego najlepszego przyjaciela widząc w jego twarzy jedynie spokój. Najgorsze miał już za sobą. Mogłam go zostawić na kilka dni samego. Zwłaszcza, że miał u swego boku mężczyznę, który ewidentnie go kochał. Nadeszła pora na to, by Tyler wyznał mu swoje uczucia. Oboje zasługiwali na tą odrobinę szczęścia.

- Nigdy nie będę na nią gotowa. - Odparłam na zadane przez Harrego pytanie i spojrzałam na w jego zielone oczy. - Na samą myśl o pracy i spotkaniu tych wszystkich osób robi mi się słabo.

- Będzie dobrze. - Otworzył przede mną drzwi od strony pasażera i posłał uroczy uśmiech. Szybko ruszyliśmy przed siebie oboje czując jak z każdym kilometrem przybliżającym nas do stolicy, robi się nam coraz słabiej.

- Nikt nie wie, że jesteśmy razem. Nikt. - Powiedziałam cicho po długich minutach relaksującej ciszy.

- I jak na razie tak pozostanie. Najpierw muszę porozmawiać z Niallem i chłopakami. Dopiero potem zdecydujemy co zrobimy z prasą.

- A co jeśli mają już własną teorię na nasz temat? - Obrócił na chwilę swoją twarz w moją stronę, patrząc na mnie uważnie.

- Nie czytają gazet.

- Mogły do nich dotrzeć plotki.

- Powiadomiłem ich o pogrzebie ojca Tylera, więc wiedzą, że byliśmy w ostatnich dniach razem. Nic ponadto nie podejrzewają. Mam przynajmniej taką nadzieję. - Zapadła między nami głucha cisza. Patrzyłam przez szybę na mijane przez nas samochody, mając ogromną nadzieję, że przyciemniane szyby uchronią nas przed wścibskimi spojrzeniami.

- Wolę nawet nie wiedzieć co sobie o mnie pomyślą. Uznają mnie na gracza. Za dziewczynę bez sumienia. - Dłoń Harrego znalazła się na moim kolanie i zaczęła je masować w pocieszającym geście.

- Nie jesteś już z Niallem. - Powiedział twardo. - Daliście sobie nawzajem wystarczająco dużo szans. Wszyscy widzieli jak cię potraktował. Należy ci się druga szansa z kimś innym u twojego boku.

- Wiem Harry. - Splotłam razem nasze palce i uścisnęłam mocniej jego dłoń. - Problem tkwi w tym, że jedynie nasza trójka wie co tak naprawdę się wydarzyło. Nikt więcej.

- Powiem im tyle, ile muszą wiedzieć, by to wszystko zrozumieć. Nic ponadto. To nasza prywatna sprawa.

- Gdyby to było takie proste. - Szepnęłam do siebie i wygodnie rozsiadłam się na swoim fotelu zamykając oczy. Bałam się. Po prostu się bałam, choć widziałam, że Harry był pełen nadziei. Wierzył w to, że przyjaciele go zrozumieją. Liczył na to, że wszystko się potoczy po naszej myśli. Sęk tkwił w tym, że ja byłam trochę większą realistką. Czekała nas batalia z jego przyjaciółmi, zszokowanym i wściekłym Niallem i prasą, która zechce obedrzeć nas ze skóry tylko po to, by poznać prawdę na temat, który zdecydowanie przekraczał granicę naszej prywatności. Czego bałam się najbardziej? Nialla. Nialla i Nadine. Gdybym tylko wiedziała co tak na prawdę mnie czeka...

* * *

Po szybkim pożegnaniu się z Harrym, wysiadłam z jego samochodu na opustoszałej uliczce i szybkim krokiem ruszyłam w stronę najbliższego przystanku metra. Obiecał wziąć na siebie całą masę reporterów. Przez cały dzień miał zamiar pojawiać się w miejscach publicznych, by całkowicie odciągnąć zainteresowanie od mojej osoby. Podróż metrem odbyła się bez większych utrudnień. Najwidoczniej nie rzucałam się w oczy tak bardzo jak się obawiałam. Minęło już kilka dni od moich ostatnich zdjęć z Harrym i prasa najwidoczniej na chwilę umilkła. Myślę, że pomagał też fakt, że w tych kilku wolnych dniach znacząco skróciłam włosy i je rozjaśniłam.

Dostałam się do biura i szybko zeskanowałam swoją legitymację i weszłam do prawie pustej windy. Znajdujące się w niej osoby zmierzyły mnie krytycznym spojrzeniem, ale nie powiedziały ani słowa. Miałam na sobie dzisiaj jedynie wygodne jeansy i ciemną bluzkę. Zdecydowanie nie wyglądałam jak osoba pracująca w redakcji Antheay Moss na tak wysokim stanowisku. Po szybkim przejściu pomiędzy działami i powitaniu kilku zdziwionych moim widokiem współpracowników, weszłam do swojego gabinetu i odetchnęłam z ulgą. Jak zawsze na biurku piętrzyły się sterty dokumentów czekających na moje podpisy. Zabrałam się od razu do pracy, uważanie czytając każdy dokument, który podpisywałam. Sortowałam godzinami dokumentacje i akty do poszczególnych kartonów tym samym oczyszczając swój gabinet z rzeczy. Gdy najgorsze miałam już za sobą, a czas pędził nieubłaganie do przodu, zasiadłam przed biurkiem i po raz ostatni zalogowałam się na oficjalnej stronie Plotkary. W oczy zakuła mnie liczba wyświetleń i liczba komentarzy. Ostatnia notka dotyczyła wyjścia chłopaków do klubu wczorajszej nocy. To nie ja ją napisałam, tylko moja asystentka Jessica. Musiałam przyznać, że naśladowanie mojego stylu wychodziło jej coraz lepiej.

Nadeszła pora na ostatni wpis Plotkary i choć wiedziałam ile złego przyniosła cała historia jej istnienia, nie mogłam jednak ukryć ukłucia smutku. Zawdzięczałam jej tak wiele. Dzięki niej uwolniłam się od zgubnego wpływu Sama Collinsa. To dzięki niej poznałam Tylera, Nicka i wszystkich tych cudownych ludzi, którzy znajdowali się teraz w moim życiu. Zniszczyła tak wiele, jednak nie mogłam powiedzieć, że to wszystko było do końca złe. Byłam Plotkarą i byłam z tego dumna. Była ona częścią mnie. Tego nikt nie mógł mi odebrać.

Nie mogłam już dłużej tego odkładać. Nadszedł czas, by to wszystko zakończyć. Napisałam notkę z ciężkim sercem i łzami w oczach, przelewając w każde napisane przeze mnie słowo wdzięczność, prośbę o wybaczenie i błaganie o wyrozumiałość. Czy byłam dumna z tego co napisałam? Myślę, że tak. Zdecydowanie wymagało to ode mnie mnóstwa odwagi. Kończąc wpis i zapisując go na serwerze jedynie się uśmiechałam. Chciałam to zakończyć z honorem. Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową na myśl o tym, jak jeszcze kilka tygodni temu skoczyłabym w ogień, by uniknąć tego co miałam zamiar zrobić. Dorosłam i postanowiłam stawić czoła konsekwencjom własnego postępowania. Ustawiłam publikację postu na kilka godzin w przód i wylogowałam się z systemu. Za kilka godzin Plotkara miała po prostu zniknąć, a ja wraz z nią. Nie mogłam się tego doczekać. Nadeszła teraz jednak pora na spotkanie ze smoczycą i tym razem ani trochę się nie bałam.

* * *

- Proszę! - Usłyszałam wysoki głos swojej szefowej zapraszający mnie do środka. Weszłam do szklanej pułapki z wysoko podniesioną głową i naręczem dokumentów w dłoni.

- Anthea.

- Witaj Lily. - Odparła i uśmiechnęła się do mnie nieszczerze. Nie widziałyśmy się od dawna, gdyż postanowiłam w ostatnich tygodniach zabrać swoją pracę ze sobą do domu. - Miło, że do nas wróciłaś. - Zmierzyła moją sylwetkę z góry do dołu krytycznym spojrzeniem, chyba rozumiejąc, dlaczego pojawiłam się w jej gabinecie w tym stroju. - Co ciebie dzisiaj do mnie sprowadza?

- Przyszłam jedynie dopełnić reszty formalności związanych z rozwiązaniem mojej umowy. - Odparłam profesjonalnym tonem i zasiadłam na jednym z foteli przed jej biurkiem. Podałam w jej stronę teczkę z dokumentami, które uważnie przejrzała i podpisała każdy z papierów z coraz większą ulgą malującą się na jej twarzy. Nie tylko ja czułam, że koniec naszej współpracy przyniesie nam wszystkim tylko coś dobrego.

- Wysłałam w zeszłym tygodniu listy polecające do wydawnictw, o których rozmawiałyśmy. W tym tygodniu powinni się do ciebie odezwać. - Odparła oddając mi teczkę. - Czy dokończyłaś swoją pracę?

- Biuro jest już wolne. Projekty zamknę do końca przyszłego tygodnia.

- Wspaniale.- Wysoka blondynka podniosła się ze swojego miejsca i wyciągnęła w moją stronę idealnie wymanicurowaną dłoń. Uścisnęłam ją czując jak z moich barków spada ogromny ciężar. Szczerze mówiąc spodziewałam się mniej spokojnego rozwiązania naszej wspólnej intrygi. Ruszyłam w stronę wyjścia z gabinetu z coraz szerszym uśmiechem na ustach. To był naprawdę koniec i nie mogłam w to uwierzyć.

- Anthea? - Obróciłam się na pięcie w ostatnim momencie, zanim wyszłam z jej biura na dobre.

- Tak? - Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Przepraszam. - Obróciłam się do niej twarzą i spojrzałam wprost w niebieskie oczy. - Przepraszam cię za to, że kiedykolwiek cię szantażowałam. Nigdy tego nie chciałam. Po prostu się bałam. Zakochałam się w kimś i wiedząc, że prawda o tym kim jestem, to zniszczy, robiłam wszystko, by...

- Mnie powstrzymać przed jej wyjawieniem. - Dokończyła za mnie. Usiadła na skraju biurka tylko na mnie patrząc. Nie wydawała się zła. Nawet nie była zestresowana.

- Prawda i tak wyszła na jaw, z twoją pomocą czy też nie. Przykro mi, że po tak wielu latach udanej współpracy, musiałyśmy spać tak nisko, by nawzajem się zastraszać.

- I ja ciebie przepraszam. To nigdy nie miało prawa zaistnieć. Do zmiany twojego kontraktu zmusiła mnie siła wyższa. Postawiono mnie pod ścianą.

- Modest!? - Spytałam zasiadając na nowo na tym samym fotelu.

- Nie on, a raczej posiadacz większości z ich akcji. Przysięgam, że nie wiedziałam, że ma to coś z tobą wspólnego. Nalegał, by na sam koniec twoja tożsamość została ujawniona.

- O czym ty mówisz Anthea? - Poczułam jak po moich plecach spływa strużka zimnego potu. Ton jej głosu. Jej spojrzenie, mówiło mi, że to czego zaraz się dowiem zadrży moim światem w posadach.

- Modest! Skontaktował się ze mną tuż przed tym jak pojawiłaś się u mnie na rozmowie kwalifikacyjnej. Złożył mi propozycję nie do odrzucenia. Nie tylko mieli mi sowicie zapłacić za moje usługi, ale także pomóc rozwinąć się naszej gazecie i stronie internetowej. Nie mogłam odrzucić takiej propozycji. Dopiero po podpisaniu umowy dowiedziałam się, że naszym głównym celem będą ich klienci. Chcieli ich darmowej reklamy. Im gorszej tym lepiej dla nich. Sama wiesz, że ludzie bardziej skupiają się na negatywach, aż pozytywach. - Przerwała na chwilę i spojrzała na swoje splecione na blacie biurka dłonie. - Chcieli mieć wpływ na to co pojawi się na temat ich ludzi w prasie i mogli to osiągnąć dzięki nam. To było krótko po moim rozstaniu ze Stylesem. Byłam rozgoryczona i zraniona, ale nigdy nie planowałam się na nim mścić. Miał prawo zerwać nasz romans. A ja nie chciałam być dojrzałą kobietą, która mści się w tak dziecinny sposób, dodatkowo za coś co ja sama spowodowałam. To nigdy nie było moim zamiarem. Chciałabym byś mi uwierzyła. - Podniosła na mnie wzrok, a ja wiedziałam, w ten przedziwnie pokrętny sposób, że nie kłamie. Każde wypowiedziane przez nią słowo jest szczerą prawdą.

- Wierzę. Żałuję jedynie, że nie wiedziałam tego wcześniej. Inaczej by się to wszystko wtedy potoczyło.

- Nie mogłam tobie tego powiedzieć. Miałam znaleźć Plotkarę. Jadowitą, dobitną i szczerą do bólu anonimową pisarkę. Pojawiłaś się ty. Tak bardzo zdesperowana i zdecydowanie utalentowana. Miałam co do ciebie wątpliwości. Nie lubiłam ludzi w rozsypce...bez urazy. - Uśmiechnęła się do mnie nieznacznie. - Ale zostałam przekonana do twojego zatrudnienia. Napisano do mnie list, w którym wymuszono na mnie twoją umowę o pracę.

- Ktoś chciał byś mnie zatrudniła? Kto? Po co? - Moje dłonie zaczęły niebezpiecznie drżeć. To, że byłam w tym momencie zestresowana było ogromnym niedomówieniem. - Kto. - Patrzyłam na nią uważnie widząc jak blednie. Z każdą sekundą stawała się coraz bardziej wystraszona.

- Jeremy Collins. - Powietrze opuściło moje płuca ze świstem. Moje dłonie zacisnęły się boleśnie mocno na parciu fotela, na którym siedziałam. Byłam pewna, że zaraz zemdleję. Jeremy był ojcem Sama. Sama Collinsa. Mojego oprawcy, byłego faceta i niedoszłego narzeczonego z samego koszmaru. - Tak bardzo mi przykro Lily.

- Od jak dawna o tym wiesz? - Spytałam. Anthea była jedną z nielicznych osób, które znały moją historię. To z jej pomocą udało mi się zdobyć sądowy zakaz zbliżania się dla tego dupka.

- Jakiś czas.

- Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć? - Zawołałam i zerwałam się z miejsca widząc przed oczami czarne mroczki.

- Bo i tak miałaś odejść z pracy. Myślałam, że nie ma to już znaczenia. Potem zaczęły się nasze szantaże i te paskudne dokumenty i straciłam do tego głowę.

- Po co chciał byś mnie zatrudniła? - Spytałam zamykając oczy i walcząc z mdłościami.

- Chciał mieć ciebie na oku, skoro nie mógł się do ciebie zbliżać. Po ujawnieniu twojego imienia i nazwiska liczył na to, że wrócisz do rodzinnego miasta, by odpocząć od prasy i tłumów.

- Miał jakiegoś informatora? - Spytałam prosto. Ta intryga była najgorszą jakiej byłam świadkiem. Anthea podeszła do mnie i posadziła mnie na fotelu siłą, wołając swoją sekretarkę o lodowatą wodę. Ledwie wiedziałam co się teraz ze mną dzieje.

- Jessicę. Twoją asystentkę.

- O Boże. O mój Boże. - Zgięłam się w pół pewna, że zaraz zwymiotuję. Anthea pobiegła po pomoc, a ja walczyłam z tym, by nie rozpaść się na kawałki. Chwilę potem otworzono wszystkie okna i podano mi zimne okłady i lodowaty napój. Pomogło choć nadal walczyłam z potwornymi mdłościami. - W tym wszystkim nigdy nie chodziło o Harrego, prawda? - Spytałam bardziej samą siebie niż kobietę przede mną. - To zawsze chodziło o mnie. To wszystko było przeze mnie. Chciał bym się rozwinęła pod jego pilnym spojrzeniem i zraniona przez okrutną prasę wróciła do niego z podkulonym ogonem.

- Życie takie już jest. - Odparła kobieta i uścisnęła mocno moje lodowate dłonie. - Ważne by się nie poddawać. Masz z kim walczyć u boku. Pamiętaj o tym. Nie pozwolę, by ten mężczyzna kiedykolwiek się do ciebie zbliżył.

- Nie masz na to wpływu. - Szepnęłam zapominając, że Anthea Moss, choć tak bardzo przeze mnie nienawidzona, zawsze była kobietą walczącą o inne kobiety. Tego nie mogłam jej odebrać.

- Mam. Nie tylko ty jesteś bardzo dobrze poinformowana. - Spojrzałam na teczki na moich kolanach i pod wpływem impulsu podałam jej najgrubszą z nich, skórzaną. Była całkowicie zaskoczona jej zawartością. Jej spojrzenie wyrażało tylko i wyłącznie niezrozumienie.

- Nie chcę już nigdy więcej być kobietą, która musi zniżać się do szantażu. Mam nadzieję, że nie każesz mi żałować mojej decyzji. - Wyprostowałam się i zmierzyłam ją uważnie wzrokiem. - Teczka jest twoja. Tylko mi pomóż.

- Dziękuję. Nigdy tego nie pożałujesz. - Odpowiedziała jedynie i ku mojemu zaskoczeniu pocałowała mnie w czoło. - Będziesz bezpieczna pod moją opieką. - Wyszeptała. W tym momencie do jej gabinetu weszła jej sekretarka.

- Panie są proszone do pokoju konferencyjnego. - Spojrzałyśmy po sobie i powoli podniosłyśmy się ze swoich miejsc poprawiając nasze wymięte ubrania. Bez zbędnych pytań ruszyłyśmy przed siebie, ramię w ramię ku temu co miało zaraz nastąpić. Byłyśmy sobie równe. Dwie dumne, ambitne i silne kobiety po przejściach. Ja byłam jej wsparciem, a ona moim. Jakie to było dziwne.

Mijając biurko Jessica'y skrzywiłam się nieznacznie czując ukłucie bólu w klatce piersiowej. Zdrajca. Była cholernym zdrajcą. Drzwi do wyznaczonej sali otworzyły się, a my weszłyśmy do środka.

Miałam ogromną nadzieję, że za drzwiami czeka na nas Harry. Miał się tutaj pojawić zgodnie ze swoją obietnicą. Nie mogłam się doczekać, aż będę mogła się do niego bezkarnie przytulić i po prostu wypłakać. Przyrzekł mi pomoc w zakończeniu Plotkary co wymagało jego spotkania z Moss. Chciał ją przeprosić za swoje postępowanie. Sam wyszedł z taką inicjatywą. Myśląc o tym nie wiedziałam jednak, że zaraz miało mnie spotkać spełnienie jednego z najgorszych scenariuszy koszmarów jakie kiedykolwiek mogłam sobie wyśnić.

Pierwszą osobą jaką ujrzałyśmy po przekroczeniu progu drzwi była moja była (w moich myślach już zwolniona) asystentka i wysoki mężczyzna odwrócony do nas plecami. Jego wysportowaną sylwetkę opinał perfekcyjnie uszyty garnitur. Jego idealnie ułożone blond włosy jaśniały w panującym w pomieszczeniu półmroku. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha. Już z daleka poznałam tą postawę. Te umięśnione barki. Już z tak daleka poczułam jego zapach. Moje ciało napięło się jak struna, a ja odruchowo zrobiłam krok do tyłu. Moje serce przyspieszyło swoje bicie dwukrotnie, a ja poczułam jak zawartość mojego żołądka podjechała mi do gardła po raz setny tego popołudnia.

Anthea wyprostowała się dumnie i zrobiła krok do przodu. Mężczyzna w odpowiedzi na dźwięk wydany przez jej obcasy i odwrócił się do nas przodem, a ja usłyszałam jak urywany krzyk opuścił moje gardło. Ruszyłam w stronę wyjścia w dzikiej panice.

- Masz zaraz zbliżania się do tej dziewczyny! - Zawołała Anthea, gdy Sam ruszył w moją stronę. - Nie zbliżaj się! - Wrzasnęła. Szarpiąc go za ramię i zasłaniając moje ciało swoim własnym.

- Zakaz wygasł dokładnie trzy dni temu. Długo czekałem na tą chwilę. - Odparł swoim niskim głosem patrząc mi prosto w oczy. Poczułam się jak ofiara, której drapieżnik miał za chwilę poderżnąć gardło zębami. Czułam ciarki w każdym miejscu w które kiedykolwiek mnie uderzył. - Myślałaś, że uda ci się ode mnie uciec? - Spytał rozbawiony. -Ode mnie się nie odchodzi. - Niestety nie wiem co działo się potem. Po prostu straciłam przytomność.

Continue Reading

You'll Also Like

71.8K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
6.3K 488 34
Każdy zna opowieść o miłej, idealnej dziewczynie, która przychodzi nagle do nowej szkoły i podbija serce szkolnego podrywacza, rywalizując z jego nik...
62.7K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
186K 15K 38
"Patrząc na rodziców Iris Martin, jako nauczyciel, albo raczej jako człowiek, uświadomiłem sobie parę prostych faktów dotyczących życia. Po pierwsze...