Hieny cmentarne.

7.9K 465 30
                                    

Lodowaty poranek. Padająca na nas mżawka, która choć tak delikatna, doszczętnie moczyła i niszczyła nasze drogie ubrania. Zimne podmuchy wiatru drażniły nasze twarze powodując, że nasze policzki pokrywały się czerwonymi rumieńcami. Panująca wokół nas wilgoć wbijała niewidzialne szpileczki zimna w nasze ciała, a my jedne co mogliśmy zrobić, to się temu poddać, delikatnie drżąc i szczelnej okrywając się płaszczami.

Szliśmy w długim pochodzie ubranych na czarno postaci, w stronę wykopanego w ziemi grobu, patrząc jedynie na swoje stopy. Nikt z nas nie ośmielił się podnieść wzroku na trumnę i trzymających ją na ramionach mężczyzn. Nikt z nas nie ośmielił się spojrzeć na Tylera, który z kroku na krok wpadałał w coraz większą otchłań rozpaczy. Widzieliśmy tylko wilgotną, czarną ziemię brudzącą nasze wypastowane buty. Walczyłam ze sobą, by nie wziąć Tylera w ramiona i nie odciągnąć z tego strasznego miejsca. Wiedziałam, że po części tego pragnął. Byłam tego pewna.

Zapach cmentarza i chłód jakim nas otaczał, był przejmujący. Niemalże pierwotny. W cmentarzach było coś tak przejmującego i mrocznego, że nawet najwięksi twardziele i nieustraszeni bohaterzy czuli się jakby wchodzili na grząski grunt. Śmierć nim była i w tym miejscu, wisiała w powietrzu, uśmiechała się do ciebie z każdego nagrobka i kiwała do ciebie ze skrzyżowania ścieżek pomiędzy kryptami. Bałam się tego miejsca, choć wiedziałam, że na całym świecie to umarli byli tymi, którzy nie mogli wyrządzić ci krzywdy. Tyler zachwiał się niebezpiecznie idąc w tym tragicznym korowodzie, a ja aż wyrwałam się w jego stronę. Powstrzymała mnie dłoń Harry'ego, spleciona z moją własną.

- Poprosił nas o chwilę samotności. Musimy to uszanować. - Jego szept dotarł do mojego ucha, gdy pochylił się w moją stronę. - Jeszcze tylko kilka metrów. Spójrz. - Wskazał głową przed nas. Zamarłam na chwilę widząc w oddali wykopany dół i samotną postać stojącą nieopodal. Było w niej coś znajomego, choć nie byłam do końca pewna na kogo patrzyłam. Szliśmy dalej przez siebie, a dłoń Harrego coraz mocniej zaciskała się na mojej. Był równie zdenerwowany pogrzebem i świadomością tego, jak ciężka czeka nas przeprawa, by podnieść Tylera na duchu i pomóc mu przetrwać tą noc, co ja. Gdy podeszliśmy do księdza i reszty żałobników, schowana w cieniu postać podeszła do nas, a ja wydałam z siebie ciche westchnienie. To był Nick. Nick Grimshaw. Bez słowa minął nas i podszedł do Tylera. Gdy tylko położył mu dłoń na ramieniu, ten wzdrygnął się, jakby otrząsając się z transu, po czym spojrzał na naszego przyjaciela. Jego oczy zaszkliły się niebezpiecznie od wstrzymywanych od godzin łez. Chwilę potem już był w jego ramionach. Nick mówił coś do niego po cichu sprawiając, że Tyler drżał w jego ramionach.

Ta scena była tak intymna, że musiałam odwrócić wzrok. Spoczął on na moich ściśle splecionych palcach z palcami Harrego. Jego jak zawsze ciepła dłoń dodawała mi otuchy w tak trudnym dniu. Gładził raz po raz swoim kciukiem wierzch mojej dłoni, jakby chcąc mi powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i przejdziemy przez to. Na jego palcach znajdowały się te same pierścienie co zawsze, a jeden z jego tatuaży zdobiący wierzch jego dłoni, wydawał się czarny jak noc, na tle jego bladej skóry. Miał piękne dłonie. Zawsze tak uważałam.

- Wszystko w porządku? - Jego głos dotarł do mnie, gdy przybliżył się do mnie na tyle, na ile mógł i na ile pozwalała mu zaistniała sytuacja.

- Dziękuję, że tutaj z nami jesteś. - Odparłam patrząc mu w oczy. - Na prawdę to doceniam. - Kiwnął jedynie głową na moje słowa i wrócił wzrokiem na Tylera i Nicka. Ceremonia się rozpoczęła, a ja już po paru chwilach przestałam walczyć z miażdżącym mnie smutkiem i pozwoliłam łzom płynąć. Tyler trzymał się blisko Nicka, który trzymał dłoń na jego ramieniu przez cały czas, chcąc ulżyć mu w cierpieniu. Wszyscy patrzeliśmy jak zahipnotyzowani na czarną trumnę przykrytą masą białych kwiatów. Byłam pewna, że w tamtej chwili każdy z zebranych nie myślał jedynie o zmarłym tydzień temu mężczyźnie, ojcu jednego z nas, ale także o własnych pochowanych bliskich.

PlotkaraWhere stories live. Discover now