Bardzo smaczna tradycja.

8.9K 670 56
                                    

Wokół nas panowało straszne zamieszanie. Każdy biegał w swoją stronę, trzymając papiery lub inne przedmioty w rękach. Chłopcy już parę minut temu zeszli ze sceny. Miałam wrażenie, że tylko tutaj przeszkadzamy. Zaprowadzono nas do części, gdzie znajdowały się garderoby i autobusy chłopców. Towarzyszyły nam dziewczyny chłopaków i kilka członków ich rodzin. Czułam się trochę nie na miejscu, zwłaszcza, że Nadine wydawała się szczerze mnie lubić. Rodziny weszły do wielkiej garderoby z lustrami, a ja ruszyłam w stronę autobusów, które nie tylko były gigantyczne, ale także obklejone plakatami zespołu. Z daleka uśmiechała się do mnie twarz Zayna i Liama. Rozejrzałam się dookoła, ale wydawało mi się, że nie ma nikogo w pobliżu. Podeszłam do autobusu i zajrzałam do środka.


- Halo! Jest tu kto?! - Nikt nie odpowiedział na moje wezwanie. Weszłam niepewnie do środka i ujrzałam przed sobą większą przestrzeń, niż się spodziewałam. Piętrowe łóżka po obu stronach schowane były za zasłonami, ogromne szafy pełne ubrań ukryte zostały za wielkimi lustrami, a w każdej wolnej przestrzeni stały stoliki do kawy. Za sobą usłyszałam ruch i obejrzałam się zaalarmowana. U wejścia stał Liam. Uśmiechnął się do mnie zaskoczony.


- Hej. Nie spodziewałem się tutaj nikogo. - Wyciągnął w moją stronę dłoń na powitanie. 

- Hej. Nie wiem czy mnie pamiętasz...

- Ciężko o Tobie zapomnieć. - Zaśmiał się wesoło. - Ciekawa z ciebie postać. -Zarumieniłam się zawstydzona. - Poza tym Niall mi o tobie opowiadał. 

Wydałam z siebie odgłos zaskoczenia. Nie miałam pojęcia, że Niall powiedział komukolwiek o tym, że się ze mną spotykał. Miałam wrażenie, że była to w jakiś sposób nasza tajemnica. Czy w takim razie i Harry coś komuś powiedział na mój temat? Liam, który swoją drogą był przemiły, oprowadził mnie po pojeździe i opowiedział kilka zabawnych anegdotek. Był kochany. Gdy dziękowałam mu za poświęcony mi czas, doszły do nas hałasy nieopodal wejścia.


Wyskoczyłam z autobusu i chwilę potem poczułam ostry ból w udach spowodowany łoskotem z jakim wpadłam do metalowego kosza doczepionego do wózka golfowego, pędzącego z zawrotną prędkością przez garaż. Ból był paskudny, ale widząc swoich porywaczy, nie mogłam przestać się śmiać.

- Ahoj moja syreno pokładowa! - Louis prowadził pojazd jak wariat. W środku siedział już Niall i niemal dusił się ze śmiechu. Tylko jego nogi, które wyciągnięte były na dnie wózka, obroniły moją głowę przed rozbiciem się o metal. Gdy podniosłam się do siadu roztarłam poobijane nogi i spojrzałam na Nialla, który uśmiechał się do mnie szeroko.

- Chyba nigdy tak bardzo nie ucieszyłem się z tak nieoczekiwanego porwania. - Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. We włosach czułam wiatr spowodowany prędkością, z którą poruszał się wózek. 

- Czy możesz mi wyjaśnić, co wy do cholery robicie? - Spytałam blondyna trzymając się kurczowo metalowych części pojazdu. Chyba trochę obawiałam się o swoje życie.

- Uciekamy przed ochroną. - Krzyknął Louis, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie. Na naszym horyzoncie pojawiły się dwa kolejne wózki golfowe. Zatorowały nam przejazd. Byłam pewna, że w tamtej chwili zginę i to w absurdalnej sytuacji. 

- Louis zatrzymaj się! - Wrzasnęłam na całe gardło, zamykając ze strachu oczy. Wózek zatrzymał się z łoskotem o kilka centymetrów od ochroniarzy. Ostro zarzuciło nas do przodu. Dyszeliśmy. Za sobą usłyszałam stek przekleństw powiedzianych z zabawnym, irlandzkim akcentem. Ochroniarze od razu się na nas rzucili, nie do końca wiedząc, skąd się znalazłam w wózku, wraz z tymi dwoma idiotami. 

PlotkaraWhere stories live. Discover now