2 ღ ...kiedy nic już nie jest takie samo...

2.8K 140 40
                                    

Willow wraz z wampirem podążyła na górę, po drodze podziwiając wnętrze domu. Ściany zdobiły obrazy, meble w większości były brązowe. Okna wielkie, niezasłonięte. Skórzane fotele i kanapy, a na jednej z nich siedział on, we własnej osobie.

— Zabiję cię! — warknęła, gdy tylko Jacob wstał, by uściskać siostrę.

Dziewczyna w ogóle nie zwracała uwagi na zgromadzone w pomieszczeniu osoby. Popchnęła chłopaka z całej siły, jednak on nawet się nie cofnął. Szeroki uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy zrozumiał, że jego siostra była naprawdę wściekła, a on sam nie miał nic na swoją obronę.

— Co ty sobie wyobrażałeś, co?! Jak mogłeś tak zniknąć bez słowa?! Nie odbierałeś telefonu! Nie dawałeś znaku życia! Jeden SMS, Jake! Jeden cholerny SMS, że żyjesz i nic ci nie jest!!! — krzyknęła, uderzając pięściami jego klatkę piersiową. Zamierzała dać upust swoim emocjom i wykrzyczeć bratu jak wielkim egoistą był, zapadając się pod ziemię. — Ty podły, samolubny kretynie! Życie bym za ciebie oddała, a ty co?!

— Illy... Ja wiem, że to było złe, ale wrócił...

— I nic mi o tym nie powiedziałeś!!! Latałam w tę i z powrotem, błagając wykładowców, by pozwolili mi zakończyć rok zdalnie, z domu! W dniu kiedy Bella zadzwoniła do mnie z wiadomością chciałam rzucić wszystko! Wszystko! Przekonała mnie, żeby tego nie robić! Znalazłam więc inny sposób, a ty co?! Miałeś mnie w dupie, Jacob!  — krzyknęła, patrząc w jego ciemne oczy.

Podczas gdy Rebecca i Rachel były ze sobą najbliżej, Willie i Jacobowi także udało się wytworzyć silną więź, jednak dopiero kilka lat temu. Odnaleźli wspólny język, ufali sobie bezgranicznie. Tym bardziej Willie poczuła się odepchnięta. Znów. Sądziła, że Jake miał podobne odczucia. Jednak w momencie telefonu Belli zrozumiała, że jej odczucia były tylko mrzonką, dalekim pragnieniem, wyobrażeniem, a sam Jacob przez te kilka lat nie miał takich samych odczuć.

W końcu dojrzała w jego oczach poczucie winy i, przez chwilę, jej serce wypełniła cholerna satysfakcja, która po sekundzie znów zniknęła. Po raz kolejny poczuła się jak przegrana.

— Jesteś podły, Jake! Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje! Mówiłeś mi o wszystkim, dzwoniłeś codziennie, dlaczego tak nagle odsunąłeś się także ode mnie?! — przyciszyła głos, gdy obecność obcych wzbudziła pewien dyskomfort. Stała w zupełnie obcym salonie, w otoczeniu obcych istot, z uwagą słuchających wyrzutów wobec Jacoba. — Byliśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi... Jak mogłeś zostawić mnie bez słowa? Tak po prostu? Nie odzywać się przez miesiąc? Dobrze wiesz, że jestem w stanie zrozumieć złamane serce... Naprawdę jestem... Więc dlaczego, powtarzam... Dlaczego? Co ja ci takiego zrobiłam? Co zrobiłam tobie, tacie, że mnie tak potraktowaliście? Czym zawiniłam, że nie zasłużyłam nawet na głupią informację, że wróciłeś do La Push? — Jej brązowe oczy uważnie wpatrywały się w ciemne tęczówki Jacoba.

Black nie znajdował słów, które mogły załagodzić całą sytuację. W pełni zgadzał się ze zdaniem siostry. Był samolubny, podły, bo nawet jej nie dał znaku życia. Ona jako jedyna wiedziała o wszystkich jego uczuciach. Zawsze doradzała, chciała słuchać. Po śmierci mamy trudno mu było zbudować jakąkolwiek szczerą relację. Kiedy w końcu się to udało, wszystko zniszczył.

— Odstawiłeś mnie w kąt, kiedy już mnie nie potrzebowałeś, Jake. Zostawiłeś mnie... Mimo, że wiesz jak bardzo boje się samotności, braciszku... Zostawiłeś mnie... — dokończyła, cofając się kilka kroków.

Słowa, które wypowiedziała spowodowały, że Jacob spuścił wzrok. Nie mógł dłużej wytrzymać palącego spojrzenia, wywołującego poczucie winy. Za nic miał uczucia siostry. Myślał tylko o sobie i swoim bólu, nie o tym, jak ona to przeżyje. Kiedy wrócił... Cholera, tak bardzo przejął się Bellą, że zapomniał choćby zadzwonić do siostry. Przez cały czas ufał, że ojciec o wszystko zadbał. Widocznie się mylił.

Promień słońca || Carlisle CullenNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ