14 ღ ...kiedy wszystkie granice się zatarły...

2.1K 126 34
                                    

— Chwila przerwy, błagam! — jęknęła Willow, odkładając długopis na stół. Dziewczyna oparła czoło o zeszyt, mając nadzieję, że wiedza magicznie przesiąknie do jej głowy.

— Willow, zaczęliśmy dziesięć minut temu... — zauważył Carlisle, zerkając na zegarek. Nie wierzył, że dziewczyna aż tak się zmęczyła. Ostatnio szło jej bardzo dobrze i był wręcz zdziwiony nagłą prośbą.

— Wiem, ale... nie mogę się skupić... — westchnęła, opierając podbródek na dłoni. Spojrzała na Cullena, który uśmiechnął się lekko.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa. Ich oczy, jakby połączone niewidzialną, magnetyczną siłą. Właśnie w tamtym momencie, czerń oczu wampira uderzyła dziewczynę, powodując, że prawie spadła z krzesła.

— Twoje oczy są czarne — szepnęła sekundę później, mimowolnie przysuwając się bliżej Cullena.

Willow przypomniała sobie dzień, w którym prawie zemdlała. Już wtedy zauważyła, że oczy Carlisle'a stały się ciemniejsze niż zazwyczaj.

— Moje oczy nie są tematem twojego zaliczenia... — odparł blondyn. Mimo, że zdrowy rozsądek podpowiadał mu, by jak najszybciej odsunął się od dziewczyny, nie mógł. Czuł, jak jej ciepły oddech go okala i w żaden sposób nie mógł odnaleźć w sobie wewnętrznej siły, by zwiększyć dzielącą ich odległość. Wszystkie jego mięśnie jakby odmówiły posłuszeństwa.

— Proszę, powiedz mi... — poprosiła, wpatrując się w jego tęczówki, niczym zahipnotyzowana.

Carlisle zaczął się zastanawiać, która odpowiedź brzmi lepiej. "Jestem głodny", czy może "Mam ochotę na krew". Obie wydawały mu się skrajnie głupie, chwilami nawet przerażające. W końcu Willow na co dzień nie miała do czynienia z wampirami. Doktor wątpił nawet, czy do końca przyjmowała do wiadomości ich dietę.

— Nie chcę cię straszyć... — odpowiedział zgodnie z prawdą.

— Carlisle, uciekałam przez pół lasu przed wilkołakami, przez drugie pół niosłeś mnie na rękach, podczas gdy moje przedramię krwawiło. Masz coś lepszego? — prychnęła dziewczyna, pewna, że Cullen przesadza. Nie tak łatwo ją przestraszyć.

Carlisle spuścił wzrok, a jego ciemne tęczówki przykrył wachlarz równie ciemnych rzęs.

Skoro Willow sama prosi, chyba nie musi robić z tego wielkiej tajemnicy?

— Moje oczy... Ciemnieją, wraz ze wzrostem głodu — odpowiedział, wciąż nie podnosząc wzroku.

Zmarszczyła brwi, dokładnie analizując to zdanie.

Zwykle Cullen posiadał złote tęczówki. W tamtej chwili były intensywnie czarne, a to znaczyło, że nie był głodny, tylko umierał z głodu.

Dziewczyna przełknęła ślinę, zdając sobie sprawę z odległości dzielącej ich twarze. Serce zabiło jej szybciej, jednak nie cofnęła się, ani nie przestraszyła. Wbrew temu, czego spodziewał się doktor, odważyła się położyć dłonie na jego policzkach i delikatnym ruchem zmusić, by na nią spojrzał.

Pytający wzrok Carlisle'a w końcu przewiercał ją na wylot, a sama Willie jedynie się uśmiechnęła.

— Dlaczego sądzisz, że to miałoby mnie przestraszyć? Bo w moich żyłach płynie smakowita krew?

Blondyn oblizał wargi, gdy tylko w jego umyśle pojawiła się wizja zanurzenia warg w tętnicy Black. Przymknął oczy, chcąc jak najszybciej odsunąć od siebie podobne myśli. Delikatnie chwycił nadgarstki Willie, chcąc zsunąć jej dłonie ze swojej twarzy. Jej dotyk był dla niego w jakiś sposób kojący, jednak jeszcze bardziej wpływał na jego głód.

Promień słońca || Carlisle CullenWhere stories live. Discover now