31 ღ ...kiedy stanie się coś nieoczekiwanego...

2K 138 32
                                    

Carlisle i Willow faktycznie skorzystali z imprez, które odbywały się w Waszyngtonie. Okazało się, że tegoroczni absolwenci zorganizowali paradę. Tanecznym krokiem ruszyli przez ulice miasta, dołączyli do nich inni mieszkańcy, nawet przejezdni i turyści. Uliczni grajkowie prowadzili cały korowód, co jakiś czas zatrzymując się na większych placach i zachęcając ludzi do tańca.

Na samym początku Willow jedynie klaskała i wesoło się śmiała. Nadszedł jednak czas, że i ona została wciągnięta w wir tańca, a wraz z nią Carlisle. Tańczyli w koło muzyków, śmiejąc się głośno i ciesząc swoim towarzystwem. 

Po chwili melodia zmieniła się na nieco spokojniejszą, a Willie skończyła w ramionach wampira, kołysząc się lekko na boki. 

Ta sytuacja sprawiła, że znów poczuła się wyjątkowo. Ponownie świat wokół tej dwójki jakby się zatrzymał. Oczy się spotkały i już żadne z nich nie było w stanie odwrócić wzroku. 

— Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem się tak... człowieczo... 

— Taniec tak na ciebie działa? — uśmiechnęła się lekko Willow, zaplatając ręce na karku doktora. 

Carlisle uznał to za pozwolenie i przysunął się bliżej dziewczyny, obejmując ją w pasie. 

— Nie. Ty.

— Ja? — zdziwiła się.

— Sprawiasz, że... — Carlisle zamilkł na chwilę, szukając odpowiednich słów. Sam nie wierzył, że po tylu latach jakiekolwiek ludzkie odczucia mogły w nim pozostać. A jednak. Niemal odczuwał, jak jego zimne serce znów drży z podekscytowania, jak jego ciało reaguje na bliskość Willow. — Że znów czuje się, jak zwykły człowiek, zdolny do odczuwania podstawowych emocji... szczęścia...

— Oczywiście, że jesteś do tego zdolny, Carlisle... — szepnęła Willow, nie dowierzając słowom doktora. Nie rozumiała, dlaczego miał o sobie takie mniemanie. Przecież był zdolny do odczuwania szczęścia, radości, smutku... miłości. — Uśmiechasz się, gdy jesteś radosny... krzyczysz, gdy jesteś zły... to wszystko czyni cię człowiekiem... Może i twoje ciało jest niezniszczalne, zatrzymało się w jakimś momencie, ale twoja dusza... twoje serce i twój umysł... nie są od niego zależne. Jesteś bardziej ludzki, niż ci się wydaje...

Willow przymknęła powieki, gdy poczuła dłoń Carlisle'a na policzku. Pogładził leciutko jej ciepłą skórę. Nie wiedziała, jak wiele znaczyły dla niego jej słowa. Widziała w nim człowieka, choć on sam często miał z tym problem. Zobaczyła w nim coś, czego on nie potrafił dostrzec przez setki lat. 

Słyszał jej głośno bijące serce, czuł krew pulsującą w żyłach, przyspieszającą z każdą sekundą. W tamtej chwili już wiedział, że nic go nie powstrzyma. 

Dłonią która spoczywała na talii Willow, przycisnął dziewczynę mocniej do siebie. Pochylił się, a jego zimne usta połączyły się z rozgrzanymi, spragnionymi wargami brunetki. 

Serce Willie natomiast na chwile się zatrzymało, wypełniając gorącem całe jej ciało. Odruchowo przyciągnęła wampira mocniej do siebie, pragnąc o wiele więcej. Jego lodowate usta były dla niej słodkim ukojeniem, potrzebowała ich bardziej niż tlenu. Chciała, aby ten moment trwał wiecznie, nigdy się nie kończył, aby silne ramiona Carlisle'a nigdy jej nie puszczały. 

Bliskość Willie budziła w wampirze takie uczucia, których jeszcze nigdy nie doznał. Chciał trwać w tym pocałunku jak najdłużej, delikatnie pieszcząc wargi dziewczyny. Była jego najdelikatniejszym, kruchym kwiatem, dla którego jego serce  zapłonęło żywym ogniem, roztapiając lód, tkwiący w nim od setek lat. Była ciepłem, które miało go roztopić. Była ogniem, który miał go zatlić. 

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz