11 ღ ...kiedy emocje stają się kluczem...

2.3K 141 51
                                    

- Wyglądasz, jakbyś sto lat nie spała - uśmiechnęła się słabo Bella, gdy Willow weszła do zajmowanego przez dziewczynę pokoju.

Brązowooka wywróciła oczami, po czym uśmiechnęła się przebiegle, przyciskając do piersi czerwoną książkę.

Faktycznie, podarunek od Carlisle'a ją wciągnął, a dzieje włoskiego rodu Viscontich były tak burzliwe, że Black nie mogła tak po prostu pójść spać. Były rzeczy ważne i ważniejsze.

- Przy tobie wyglądam jak okaz zdrowia - odpowiedziala, siadając naprzeciwko dziewczyny. Zlustrowała wzrokiem koc, którym była przykryta. Wśród naszywek, charakterystycznych dla różnych stanów, dostrzegła Waszyngton i uśmiechnęła się blado.

Kiedy Cullen odchrząknęła, Willie wróciła wzrokiem do jej twarzy.

- Co tam masz? - zapytała, wskazując przedmiot, który Black nadal dzierżyła w dłoni.

- Och... To od Carlisle'a. Bardzo wciągające...

- Mogę?

Willow kiwnęła głową i podała Belli egzemplarz. Brązowooka przez chwilę uważnie go oglądała, po czym oddała Black.

- Carlisle bardzo ceni swoje książki.

- Też bym ceniła taką perełkę. Większość mam już za sobą. Do końca zostały cztery rozdziały... Visconti to ród o bogatej historii, pełno było skandali z ich udziałem... Po prostu... Bajka!

- Koniecznie muszę ją przeczytać - uśmiechnęła się Bella, na co Willie energicznie pokiwała głową.

Cullen z radością słuchała, jak rozemocjonowana Black opowiada jej o świecie osiemnastowiecznym. I choć sama nie przepadała z historią, z uwagą słuchała o kartach czerwonej książki.

Willow okazała się namiastką normalności. Tego, co było za oknami, za granicą lasu i rezerwatu. Poza Forks, poza Seattle. Rozmowy rozpoczynające się od książek, kończyły się na nocnych wycieczkach po Waszyngtonie, na które wybierała się ciemnooka. O jej dość beztroskim życiu, z dala od domu. I choć na pierwszy rzut oka wydawało się, że dziewczyna była wtedy szczęśliwa i spełniona, Bella dojrzała jeszcze coś, co znała z autopsji.

Podczas opowieści o Waszyngtonie, Willow ani razu nie wymieniła imion swoich znajomych. Sama Bella nie była zbyt towarzyska, jednak miała kilku znajomych, z którymi od czasu do czasu spędzała czas. Czy to możliwe, żeby przez pięć lat w otoczeniu Black nie znalazł się nikt dla niej ważny? Ktoś, z kim wyskoczyła na kawę, pośmiała się, wymieniła notatkami?

- A jak twoi znajomi? - zapytała nagle Cullen, przerywając dziewczynie opowieść o pijanym wykładowcy.

Black przełknęła ślinę, gdy Bella nieświadomie dotknęła wrażliwej sfery. Willow nie była wybitnie towarzyska, nie potrzebowała wokół siebie gromady ludzi. Wystarczyła jej nawet jedna, zaufana osoba, z którą mogłaby spędzić miło czas. Osoba, której mogłaby zaufać, wygadać się, pośmiać. I taka się pojawiła...

Jednak gdy zapracowała sobie na zaufanie podejrzliwej Black, kiedy popołudnia wydawały się radośniejsze, a przerwy na kawę zamieniały się w długie pogaduchy, skutkujące spóźnieniem na zajęcia, wraz z końcem ostatniego roku nauki, coś zaczęło się psuć. Wystarczyło jedno, ostateczne wydarzenie, aby cztery stosunkowo dobre lata poszły w niepamięć.

Bolesna igła ukuła serce brunetki, a Cullen żałowała, że nie ugryzła się w język.

- Przeciętni ludzie. - Wzruszyła ramionami Willow, poprawiając się na fotelu. - Nie utrzymuję z nikim zbyt zażyłego kontaktu.

Promień słońca || Carlisle CullenWhere stories live. Discover now