54 ღ... kiedy podróż jest obiecująca...

1.7K 118 69
                                    

Jacob szeroko otwartymi oczami patrzył, jak Carlisle pakuje walizki do samochodu. Willow dreptała za nim z mniejsza torbą i wrzuciła ją na tylne siedzenie.

— Przepraszam bardzo, co tu się dzieje? — zapytał w końcu, podchodząc bliżej siostry.

— Jesteśmy umówieni z Rebecca'ą i Solem w barze Winchesterów. Potem od razu wyjeżdżamy na lotnisko... Jadę do Egiptu! Tatą się nie martw, powiedziałam mu, że jadę do Miami, do znajomej.

Jake stał i uważnie wpatrywał się w siostrę. Mrugał i mrugał, a jego usta wciąż były zamknięte. Spodziewał się, że Willie ewentualnie wylewnie pożegna się z Cullenem, albo wyklnie go za to, że nie chce jej zabrać. W każdym razie nie brał pod uwagę opcji, że wampir zabierze ją ze sobą. W końcu spojrzał na Carlisle'a, który pojawił się obok Willie.

— Ona się czegoś naćpała, tak? — zapytał, wskazując palcem siostrę. — Carlisle, powiedz mi, że to żart...

— Ty mu wytłumacz, że nie, a ja idę pożegnać się z resztą — zaszczebiotała radośnie Willie, w podskokach ruszając do domu.

Carlisle mimowolnie uśmiechnął się. Cieszył się, że mimo sytuacji Willow była w dobrym humorze. Wrócił jednak spojrzeniem do Jacoba, a jego mina nieco zrzedła.

— Zwariowałeś, żeby zabierać ją do wampirów, które jedzą takich, jak ona?!

— Uspokój się — poprosił Carlisle. — Nie pozwolę, aby włos spadł jej z głowy. Poza tym proponowałem, żeby została, ale...

— Proponowałem — zacytował Jake, imitując głos blondyna. — Dobrze wiesz, że jej zaproponować to można burgera! Willow albo rozkazujesz, albo szantażujesz! Nic pomiędzy! Dopiero wtedy ewentualnie rozważy to, co mówisz!

— Czyli sam widzisz, że nieważne co bym powiedział, i tak pojechałaby ze mną.

Jake chciał powiedzieć coś więcej, ale nie miał pojęcia co. Oboje wiedzieli, że dyskusje z Willow zdecydowanie częściej kończą się jej zwycięstwem. Co więc Black mógł zrobić? Jedynie błagać doktora, by zajął się jego siostrą.

— Dobra — syknął widząc, że dziewczyna wraca, odprowadzana przez Rose. — Ale jeśli coś jej się stanie... albo... albo wróci w ciąży, rozszarpie cię.

Carlisle nie zareagował zupełnie na słowa Jacoba, bo po raz kolejny w ciągu dwóch dni wmurowało go w podłogę. Sądził, że Jacob tak zareagował bo martwił się jedynie, że któryś z wampirów ją skrzywdzi...

— Jestem gotowa — uśmiechnęła się Black, stając obok brata.

— Uważajcie na siebie — poprosiła Rosalie. Przytuliła Willie po raz ostatni, to samo uczyniła z Carlisle'em. Jacoba zupełnie zignorowała. — I dajcie znać, kiedy wylądujecie.

— Wy też uważajcie — uśmiechnęła się Willie.

Uściskała jeszcze brata i ruszyła do samochodu.

Jacob i Rose stali w dość niewielkiej odległości od siebie i obserwowali, jak samochód Carlisle'a znika za drzewami.

— Stoisz za blisko, psie — mruknęła wampirzyca, odwracając się w stronę domu.

— To się odsuń. Nam obojgu wyjdzie to na dobre — syknął, wyraźnie wyprowadzony z równowagi.

Rosalie to nie umknęło. Wiedziała, że nastrój chłopaka jest spowodowany wyjazdem Willie.

— I co? — zapytała, pozwalając sobie na jadowity uśmiech. — Boisz się, że wróci z pierścionkiem zaręczynowym?

— Nie przypominaj mi — mruknął chłopak. Wyminął blondynkę i ruszył do domu. W końcu też musiał się ogarnąć, Edward i Bella chcieli wyjechać wieczorem. Poza tym musiał pogratulować Edwardowi jego nieskutecznego planu.

Promień słońca || Carlisle CullenWhere stories live. Discover now