75 ღ ...kiedy tuszujesz ślady...

1.6K 116 35
                                    

Willow powoli wybudzała się ze snu. Czuła miękką pościel i ciepłe powietrze. Wspomnienia poprzedniego dnia i nocy powróciły do niej, powodując szeroki uśmiech. Zanim otworzyła oczy, poczuła, jak Carlisle przysuwa się bliżej.

Cullen złożył delikatne pocałunki wzdłuż żuchwy dziewczyny, powoli przeniósł się na szyję i obojczyki.

— Chcę taką pobudkę codziennie — mruknęła, otwierając oczy. Przeczesała dłonią włosy Carlisle'a. Po chwili patrzyły na nią złote oczy.

— Załatwione — obiecał. — Na dole czeka na ciebie śniadanie.

Willow zmarszczyła nos. Coś jej nie pasowało. Dlaczego ona była owinięta jedynie w śnieżnobiałą kołdrę, a on był w pełni ubrany?

— Co to jest? — zapytała, łapiąc za materiał koszulki.

— Koszulka? — odparł Carlisle, siadając.

Willow zrobiła to samo, wciąż przytrzymując przy sobie kołdrę.

— Czemu mam przeczucie, że to, co powiesz mi się nie spodoba? — mruknęła, bawiąc się kołnierzykiem Cullena.

— Muszę iść na polowanie. Zjedz swoje śniadanie, ja swoje i potem... będę już tylko twój.

— Od wczoraj już na zawsze jesteś tylko mój, Cullen — sprostowała, przyciągając mężczyznę do siebie. Zamierzała go jedynie pocałować, ale blondyn skorzystał z okazji i wciągnął ją na swoje kolana. Pisnęła cicho pozwalając, by pogłębił pocałunek.

Zdecydowanie chciała już zawsze budzić się w ten sposób.

Carlisle faktycznie udał się na polowanie, ale przedtem złożył Willow uroczystą obietnice, że nie zapoluje na żadne kolorowe ptaki. Jakby chciało mu się skakać po drzewach specjalnie, żeby zapolować na tukana. Nic z tych rzeczy. Zamierzał szybko załatwić sprawę swojego pragnienia i wrócić do dziewczyny.

Willow zjadła śniadanie, dopiero potem wykonała poranną toaletę i tym razem ubrała się w swoje ciuchy. Konkretniej, w jedne, jedyne spodenki, które spakowała jej Alice. Brunetka ze strachem dostrzegła, że Cullen musiała dorwać się do jej szafy i spakować wszystkie, dosłownie wszystkie spódniczki, które miała. Siedem, konkretnie. Do tego jedne, krótkie spodenki, które zdecydowała się wciągnąć i jedną parę jeansów. Cóż za litość.

— Już nigdy więcej nie pozwolę ci mnie spakować, Alice... — mruknęła sama do siebie. Zrezygnowana wrzuciła spódniczki znów do walizki.

Z ciężkim westchnieniem podeszła do lustra. Przemyła i przetarła twarz ręcznikiem. Zamierzała założyć jedną z luźniejszych koszulek, ale coś przykuło jej uwagę.

— Cholera. — Ogromny, siny ślad zdobił jej biodro. — Niedobrze, niedobrze, niedobrze...

Ubrała w obawie, że Carlisle wróci arcyszybko. Rozejrzała się w poszukiwaniu telefonu. Znalazła go w sypialni, na szafce nocnej.

W google poszukała sposobów, które mogłyby pomóc jej pozbyć się śladów na ciele. Wyczytała, że ponad dwadzieścia godzin po urazie może pomóc jej ciepły kompres. Poza tym — maści.

— Skąd ja wezmę maść... — szepnęła, zagryzając nerwowo paznokieć.

Nie przewidziała takiego problemu, a mogła. Była zła sama na siebie za swoją głupotę. Przecież ostatnio skończyło się podobnie, chociaż siniaki były zdecydowanie mniejsze, jaśniejsze i zniknęły po kilku dniach. Czuła, że z tym nie będzie tak łatwo.

Jej jedyną szansą był ktoś, kto miał szybki dostęp do apteki.

Halo?

Willow odetchnęła, gdy w słuchawce usłyszała głos Alice. Może nie była na przegranej pozycji.

Promień słońca || Carlisle CullenWhere stories live. Discover now