Rozdział 8

146 24 2
                                    

Alice

Przeziębienie wycisnęło ze mnie siódme poty. Próbowałam normalnie funkcjonować, ale z moim przewrażliwionym narzeczonym było to wręcz niemożliwe. Opiekował się mną, podawał posiłki i bez przerwy chciał parzyć herbatki. James, któremu zależy, to od zawsze moja ulubiona wersja.

Jeśli chodzi o jego rolę w filmie, to okazało się, że sprawa była naprawdę pilna. Aktor mający zagrać, uległ wypadkowi i było to fizycznie niemożliwe, by mógł wziąć udział w filmie. Ekipa w panice poszukiwała zastępstwa, a kiedy reżyser – fan The Shrimp – zaproponował Jamesa, wszyscy zgodzili się z nim, jednak uznali to za pomysł nierealny do zrealizowania. Mylili się! Mój narzeczony jest dziś na planie Bandyty.

Odczytuję wiadomość, którą właśnie wysłał mi ukochany. Korzystam z kąpieli słonecznej, ponieważ jest wystarczająco ciepło, by w bikini wylegiwać się na leżaku, ale zbyt zimno, by zanurzyć się w nowym basenie. Musnęłam dziś palcami lustro wody, by upewnić się w tym, że jeszcze nie nadeszła odpowiednia pora na kąpiele. Poza tym nie chcę znów czuć żyletek w gardle, tak jak to miało miejsce kilka dni temu.

Zamykam oczy i wystawiam twarz do słońca, a ono pieści moją skórę niczym czuły dotyk ukochanej osoby. Odprężam się przy najpiękniejsze muzyce, jaka tylko istnieje – śpiewie ptaków i szumie drzew rosnących przy dróżce za posesją.

Coraz bardziej rozluźniona, powoli zaczynam zapadać w sen, jednak płoszą mnie kroki, które słyszę za plecami. Odwracam się w kierunku, z którego dochodzi dźwięk.

– Matt? Jak tutaj wszedłeś? – pytam, szukając dłonią jakiegokolwiek okrycia, choć tak naprawdę wiem, że nie wzięłam ze sobą niczego, czym mogłabym się osłonić.

– Dla chcącego nic trudnego – odpowiada beztrosko, omijając mnie i siadając na leżaku naprzeciwko.

– Nie no, naprawdę, nie mów mi, że alarmy, dzwonki i blokady, które założyliśmy, są do niczego.

– To tylko technika. Nie ma to jak ochrona żywego człowieka – stwierdza, wyciągając przed siebie nogi i kładąc głowę na małej poduszeczce zamontowanej przy leżaku.

Ma na sobie tylko biały top, odsłaniający większość jego mięśni i krótkie spodenki, ciasno opinające jego muskularne nogi. Nigdy nie podobali mi się tak przerysowani mężczyźni i też nie znałam żadnego osobiście. Teraz, siedząc sam na sam z Matthew, nie czuję się zbyt komfortowo i bezpiecznie, choć powinnam, skoro to mój ochroniarz. Paradoks. Ten człowiek jednym ruchem mógłby zrobić mi naprawdę wielką krzywdę, a pewnie i pozbawić mnie życia.

– Zatem Alice, mówiłaś, że mam być twoim ochroniarzem podczas koncertów, ewentualnie wywiadów i innych publicznych wystąpień, prawda?

– Tak – odpowiadam pewnym głosem.

– A ja myślę, że lepiej, bym opiekował się tobą codziennie. Nie chodzi o pieniądze. Po prostu byłbym spokojniejszy, wiedząc, że nic ci nie grozi – mówi, a jego wzrok bez przerwy opada na dół i podjeżdża do góry, omiatając moje niemal nagie ciało, błyszczące od sporej ilości kremu z filtrem – mógłbym na przykład stać samochodem pod twoim domem.

– Nie, przestań. Jak miałbyś normalnie żyć w takich warunkach?

– No, jeśli tym się martwisz, to przecież mógłbym zamieszkać z tobą, masz na pewno sporo miejsca w tej posiadłości – mówi, a ruchem głowy wskazuje na nasz dom.

Nasz! Nie mój. A on nietaktownie pomija fakt, że mieszkam tutaj razem z Jamesem. Poza tym, co to za pomysł, by się tutaj wprowadził?

– Spokojnie, naprawdę na co dzień mój narzeczony otacza mnie wystarczającą troską.

Dream Biggest #3 ✔ 18+Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu