Rozdział 43

144 17 0
                                    

Dan

– Bo widzę jak się zachowujesz. Jak na nią patrzysz. Myślisz, że to powinieneś być ty, prawda?

Tulę w ramionach zapłakaną ukochaną, która opacznie zrozumiała moje dzisiejsze zachowanie i zapiła to nieporozumienie kilkoma drinkami. Stoimy na końcu jednego z ciemnych korytarzy, tak by żaden z gości nie mógł nas znaleźć, a ja słucham jej zarzutów. Już nawet nie próbuję przebić się przez fale jej słów. Może jeśli to wszystko z niej wypłynie wraz ze łzami, będzie jej lżej i dopiero wtedy spróbuję się usprawiedliwić.

Rzeczywiście, nie jestem dziś sobą. Od kiedy wróciłem na treningi jestem fizycznie i psychicznie wykończony. Poświęcam temu całego siebie, a muszę jeszcze znajdować czas dla Millie i na zajęcia z moimi podopiecznymi, choć i tak dwie grupy oddałem Sashy. To naprawdę odbija się na moim zachowaniu.

Nie mogę powiedzieć, że zamążpójście Ally jest mi całkowicie obojętne, ponieważ byłoby to kłamstwo. Stojąc tuż za nią miałem w głowie mnóstwo myśli. Dopiero w momencie, w którym ślubowała sobie miłość z Jamesem, dotarło do mnie, że to dzieje się naprawdę. I, przyznaję, przełknąłem to z wielkim trudem. Jak gorzki cukierek. Poczułem niesmak. Poczułem ukłucie zazdrości, ale w żadnym razie nie dlatego, że wolałbym nie być z Millie i stać przed moją przyjaciółką, zamiast za nią. Bardziej było mi żal tego, że już nigdy nie będzie tylko naszej dwójki, że więcej łączy ją z nim niż ze mną.

Wiem, że moje myśli są absurdalne. Ally od tak dawna jest z Jamesem. I mimo to daje mi przecież z siebie najwięcej ile może, a ja to bardzo doceniam. Zdaję sobie sprawę, że niewiele istnieje takich przyjaźni jak nasza. Powinienem to doceniać i się cieszyć, a nie smucić, jednak czasami mam niewielki wpływ na swoje własne uczucia...

– I co, nic nie powiesz, tak? Teraz pewnie chcesz mnie zostawić. James mnie ostrzegał, żebym nie robiła scen zazdrości, bo wybierzesz ją, nie mnie, i skończy się nasza znajomość.

– Słucham? – pytam, wciąż przejeżdżając dłonią po jej plecach. Wzmianka o tym, o czym Millie rozmawiała z moim wrogiem jest tematem, który chciałbym rozwinąć.

– Musisz zawsze tak reagować jak tylko usłyszysz jego imię?! – Oburza się. – James jest w porządku! Nie wiem, czego od niego chcesz. Jest fajny.

– Wiem, że jest fajny. Po prostu się nienawidzimy, to nic osobistego.

Millie śmieje się krótko, po czym natychmiast zarzuca mi, że nienawidzę go przez zazdrość o Alice.

– Kochanie, na początku rzeczywiście to był jeden z powodów, ale też po prostu go nie polubiłem. Jego sposobu bycia i rzeczy, które robił. Ale wiem, że teraz jest dla Ally najlepszym facetem na jakiego mogła trafić. – Tłumaczę, a zanim jej uda się zareagować, odpowiadam na jej wcześniejsze słowa. – I nie zostawię cię, Millie. Bo ty jesteś najlepszą dziewczyną, na jaką ja mogłem trafić. Odrobina zazdrości z twojej strony na pewno tego nie zepsuje.

Przypieczętowuję moją przemowę pocałunkiem w miejsce, w którym jej śniada, nieskazitelna skóra łączy się z karmelowymi włosami, które tworzą dziś burzę loków.

– Tylko ja jestem bardzo zazdrosna, a nie odrobinę. I na jakiej podstawie twierdzisz, że będzie ci ze mną lepiej niż z nią? Ją znasz całe życie, a mnie...

– A ciebie będę poznawał przez jego resztę. Każdego dnia. O tym właśnie marzę, Mil.

– A ja marzę... – Zaczyna, a ja po raz kolejny jej przerywam.

– Tak, a ty się mażesz i mażesz.

– Nie – odpowiada ze śmiechem. – To znaczy tak. Mażę się, ale marzę o tym, żebyś był tylko mój.

Choć jesteśmy w związku, wciąż wszystko między nami jest bardzo świeże i niepewne, dlatego takie wyznania z jej ust przyprawiają mnie o szybsze bicie serca. Nie wiem czy mam zaburzone spojrzenie przez to, że przez lata pozostawałem samotny, ale wydaje mi się, że nie można usłyszeć nic milszego niż to, co właśnie powiedziała moja dziewczyna.

– Jestem tylko twój. – Zapewniam ją, szepcząc.

Pozwalam jej dojść do siebie, przejeżdżając w górę i w dół ramienia odzianego w cienką koronkę. Jestem trochę zły za to, co nagadał jej James, ale nie będę robił scen, ponieważ, jak rozumiem, miał dobre intencje. Oczywiście nie chcę, żeby Millie miała mi za złe każde spotkanie czy rozmowę z Alice, bo na dłuższą metę byłoby to nie do wytrzymania. Potrafię jednak wczuć się w jej sytuację i zrozumieć, że z pewnością nie należy do najłatwiejszych.

Nic dziwnego, że Mil jest zazdrosna już o sam fakt tego wszystkiego, co nas łączy. Staram się nie dawać jej żadnych powodów ponadto. Poza tym ona ma dopiero dwadzieścia lat i jest po toksycznym związku. Nie uważam się za wiele starszego, w końcu to jedynie trzy lata różnicy, jednak w wieku, w którym jesteśmy, nawet niewiele ma znaczenie. Widzę sam po sobie jak zmieniło się moje myślenie od czasów osiemnastolatka czy dwudziestolatka. Wciąż się kształtujemy, poznajemy, uczymy.

Naprawdę nie mam do niej żadnych pretensji. Tym bardziej, że jej zachowanie trudno nazwać „robieniem scen". Nie nakrzyczała na mnie przy wszystkich, nie zrobiła wielkiej kłótni. Poprosiła mnie na bok, a kiedy zaczęła mówić, początkowo bardzo spokojnie, emocje jednak wzięły nad nią górę i zaczęła szlochać. To nic złego. To dobrze. Cieszę się, że znalazła w sobie siłę, by podzielić się ze mną wszystkimi swoimi żalami. Wolę, żeby była ze mną całkowicie szczera i mówiła o wszystkim, co ją boli, bym mógł nad tym pracować i się zmieniać niż gdyby udawała, że nie ma żadnych problemów, a później zostawiłaby mnie z dnia na dzień, bo nie dawałaby sobie rady.

– Powinnam iść się ogarnąć do łazienki? – pyta, patrząc na mnie spod byka.

Wygląda uroczo, ale czarne strużki tuszu spływające w dół jej policzków zdecydowanie są czymś, czego powinna się pozbyć. Odpowiadam jej potaknięciem głowy i litościwym uśmiechem.

– Pójdziesz ze mną?

– Oczywiście.

Pozwalam jej włożyć rękę pod moje ramię i ruszamy do naszego pokoju. Właściwie nie wiem dlaczego nie poszliśmy tam porozmawiać. Chyba żadne z nas nie spodziewało się, że wywiąże się z tego taka łzawa historia.

Kiedy Millie doprowadza się do porządku, poprawiając swój i tak bardzo delikatny makijaż, ja leżę na łóżku, w którym będziemy dziś spali i staram się być jak najbardziej obecny. Nie dlatego, że uciekam myślami do Alice. Przeciwnie. Po naszym pierwszym razie, i kilku kolejnych, trudno mi teraz nie wyobrażać sobie tego, co będziemy robili w tym pokoju, gdy wesele się zakończy.

– Gotowy? – pyta Mil, odwracając się do mnie na krześle.

– Zawsze.

– Pytałam o powrót na salę – mówi, unosząc do góry brwi, co oznacza, że po jej głowie też chodziły grzeszne myśli.

– Może zrobimy sobie trochę dłuższą przerwę od wesela?

– Niestety nie tym razem – odpowiada, sugestywnie dotykając swoich loków. – Poza tym nie chcę, żeby ominęły mnie zabawy.

Dream Biggest #3 ✔ 18+Où les histoires vivent. Découvrez maintenant