Rozdział 44

143 16 0
                                    

James

– Nie wierzę ludziom na słowo. Gdybym tak robił, już dawno bym pożałował.

– W takim razie co mam zrobić?

– Nie wiem. Badania na obecność narkotyków?

– Ja pierdolę, James, gdzie ja mam teraz takie rzeczy robić? Wiesz jaką uwagę, by to na nas przyciągnęło? Jestem czysty, uwierz mi!

– Nie wkurzaj się tak. Nie każę Nelly odkręcać odwołania koncertów, dopóki nie będę miał twardych dowodów, więc lepiej coś wymyśl.

– Jasne. Nara.

Charakterystyczny sygnał zakończonego połączenia rozbrzmiewa w moim telefonie, który odsuwam od ucha; zablokowuję ekran i wsuwam go do kieszeni czarnych, podziurawionych spodni.

Cieszę się, że Mike był na naszym ślubie i wyraził chęć powrotu na scenę. Nie jestem jednak aż tak uradowany jak pozostali. Wiem, że on jest zdolny do wszystkiego. Równie dobrze mógł tak tylko powiedzieć, a za plecami dalej robiłby swoje, co zdecydowanie mi nie odpowiada. Nie zadowala mnie naiwna wiara i oszukiwanie samego siebie, byle tylko wrócić do koncertowania.

Brakuje mi tego, to jasne. Brakuje jak cholera. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że aż tak mocno to odczuję. Pamiętam jak ciężko było, gdy miałem polipy na krtani. Jak długo kłamałem, udawałem, nie robiliśmy prób, ale wtedy nie byliśmy też w takim ciągu pracy jak teraz. Akurat skończyliśmy trasę, mieliśmy czas na odpoczynek. Teraz niemal bez przerwy gdzieś się pojawiamy. Ta nieplanowana przerwa to wielki cios dla fanów, ale i dla nas.

Powiedziałem wcześniej, że bez Mike'a nie ma The Shrimp, ale czy rzeczywiście porzuciłbym zespół, gdyby on wybrał narkotyki? Szczęśliwie tak się nie stało, ale mogło... I już nie jestem tak bardzo pewien tamtych słów. Czy dałbym radę zrezygnować z zespołu? Z czegoś, na co nie tylko ja tak ciężko pracowałem? Czy wybrałbym wtedy zmianę nazwy? Trudno mi teraz stwierdzić i wolę nie zaprzątać sobie głowy takimi ewentualnościami. Czekam, aż Mike udowodni, że jest w formie, która pozwoli mu powrócić na scenę. Wierzę, że to zrobi. I to szybko. Właściwie może powinienem już zorganizować próbę? Nie przestaliśmy grać z Alice, bo to jeden z naszych ulubionych sposobów na spędzanie czasu, ale z Dougiem i Keithem już jakiś czas nie robiliśmy prób.

Wychodzę z próbowni i wchodzę do salonu, w którym moja świeżo upieczona żona czyta książkę. Diamenty na jej ślubnej obrączce lśnią w słońcu, która wpada przez okno. Przyodzianą w srebro dłonią przekartkowuje na kolejną stronę.

Zdaje się nie zwracać uwagi na moją obecność. Siadam tuż obok jej nóg i kładę sobie na kolana jej stopy, na których ma skarpetki w kotki. Najchętniej od razu bym je ściągnął, ponieważ wiem od kogo je dostała, ale powstrzymuję się wszystkimi siłami.

– Weźmiesz Maxa? Bo muszę iść do łazienki. – Oznajmia Alice, kiedy właśnie chciałem wymasować jej stopy.

– No chodź tu mały – mówię, zdejmując pupila z jej brzucha.

Ledwo zaczynam go miziać za uchem, a ten z powrotem zapada w sen. Ten mały facet jest wiecznie zmęczony.

– Uważaj, żeby ci nie spadł! – Prosi przewrażliwiona Alice, opuszczając salon.

Wiem, że nasz psiak jest jeszcze za mały, żeby móc zostawiać go na kanapie czy łóżku. Wiem jednak również, że ona i tak nie przestanie mnie ostrzegać. Troszczy się o niego, bo jest jej oczkiem w głowie. Dobrze, że podczas naszego ślubu mógł zostać z dziadkami Dana, którzy opiekowali się jego zwierzakami, ponieważ inaczej Max chyba poszedłby razem z nami przed ołtarz.

Dream Biggest #3 ✔ 18+Where stories live. Discover now