Rozdział 52

161 16 0
                                    

Dan

Jestem już po pierwszym sparingu. Nie zdobyłem bramki, lecz i tak mogę uznać tę rozgrywkę za sukces. Nie potrafię jednak w pełni cieszyć się moim powodzeniem, kiedy u Alice dzieje się źle.

Śmierć Mike'a mnie także dotknęła, jednak nie ma co porównywać moich emocji do tego, co poczuli The Shrimp. Posypało się u nich na tylu płaszczyznach. Choć w swoim pożegnaniu ich przyjaciel nie szukał odpowiedzialnych za swoją decyzję, a wręcz zdjął z nich ciężar winy, oni i tak czują, że zawiedli. Nie mają pojęcia, co dalej z zespołem, karierą...

Jest już wieczór, ale słońce dopiero przymierza się do zachodzenia, z każdym kolejnym dniem zajmuje mu to więcej czasu. Uwielbiam, gdy dni są coraz dłuższe.

Resztą sił wbiegam na piętro, pokonując po dwa stopnie.

– Jak było?! – krzyczy głos z kuchni.

– W porządku, mamo.

Przez uchylone drzwi wrzucam torbę treningową do swojego pokoju, sunie po podłodze i zatrzymuje się przy łóżku. Zamykam się w łazience, kilkoma ruchami zrzucam przepocone ubrania i wchodzę pod prysznic. Początkowo zimna woda orzeźwia mnie. Stopniowo jej temperatura się zwiększa, jednak nie bardzo, ponieważ pozostawiam gałkę przekręconą bliżej niebieskiego punktu.

Nie śpieszę się. Dopiero po kilkunastu minutach, odświeżony, siadam na łóżku, by napisać do Mil, ale widzę, że ona zrobiła to pierwsza.

„Spotkamy się dziś?" zapytała, dodając emotikonę uśmiechniętego diabełka.

Jeszcze wcześniej znajduję się jednak wiadomość od Ally.

„Spotkamy się jak wrócisz?"

Cholera. I co mam zrobić, żeby żadnej nie urazić? Rzucić monetą? Zastanawiam się chwilę, ale uznaję, że „kto pierwszy, ten lepszy", a ponieważ Alice wyprzedziła moją dziewczynę o trzy minuty, to jej odpisuję twierdząco.

„Wpadnę za pięć minut".

„Okej".

Zamiast pisać do Millie, postanawiam do niej zadzwonić.

– Cześć, kochanie – mówię.

– No cześć, jak tam? Bardzo zmęczony? – pyta uroczo, ale i uwodzicielsko.

– Nie na tyle, bym nie mógł być bardziej – odpowiadam, uśmiechając się zawadiacko i choć jej nie widzę, jestem pewien, że ma taki sam wyraz twarzy.

– Rozumiem, że w takim razie pozytywnie rozpatrzyłeś mój wniosek? – pyta z nadzieją, a mnie cholernie głupio, że zacząłem ją kusić, bo teraz muszę ją rozczarować.

– Alice wcześniej spytała czy mógłbym dziś się z nią spotkać... – Tłumaczę.

– Och. – Wzdycha. – Jasne. Pewnie nie jest jej łatwo – mówi, a w jej głosie nie słychać zazdrości. No, może odrobinę. – Ale nie robicie nocki?

– Nie, raczej nie.

– Czyli mógłbyś do mnie lub po mnie przyjechać później?

Podchodzę do tablicy korkowej, która od czasów podstawówki wisi nad moim biurkiem, i sprawdzam moje plany na jutrzejszy dzień, mimo że i tak chcę się zgodzić, bo wiem, że kolejna odmowa sprawiłaby jej przykrość. Poza tym będzie miło móc się do niej przytulić dziś w nocy.

– Mógłbym.

– Świetnie, kochanie. – Radość Millie, którą teraz słyszę, jest warta wszystkiego. – Pozdrów Ally i daj znać, gdy będziesz wyjeżdżał.

– Dobrze.

Kilka minut później jesteśmy z Alice w drodze na pomost. Słońce maluje niebo rozmaitymi odcieniami różu i pomarańczu. Szaro-niebieskie chmury odcinają się ostrymi krawędziami na tym bajkowym tle.

– Mika jest najlepszym, co mogło nas wszystkich spotkać – mówi moja przyjaciółka, pokazując mi zdjęcia malutkiej dziewczynki w różowym kubraczku z czarnym włoskami, które odziedziczyła po Keithie.

– Jest urocza. Aż zatęskniłem za czasami, gdy Nina była taka maleńka. – Stwierdzam, trzymając w dłoni smartfona Alice.

Siadamy na zmurszałych deskach, a temat kilkudniowej dziewczynki kończy się. Zapatrujemy się w taflę wody przed nami. Jest dzisiaj bardzo spokojna. W przeciwieństwie do nas, a szczególnie Ally. Wiem, że gryzie ją mnóstwo rzeczy, które chciałaby z siebie wyrzucić, tak jak zrobiła to już kilka razy wcześniej. Tak jak i przy poprzednich naszych spotkaniach, nie popędzam jej.

– Mam tyle myśli, Dan... Tyle mi chodzi po głowie...

– Opowiadaj. – Zachęcam, opierając się na rękach i odginając głowę do tyłu, jednak słońce nie ma już siły, by połaskotać moją twarz ciepłymi promieniami.

– Chciałabym, ale ja się chyba powtarzam. Bez przerwy mówię to samo... Tobie, mamie, cioci Amy i cioci Agacie.

– Nawet jeśli chcesz powiedzieć to, co mówiłaś już wcześniej, to chętnie posłucham.

Obraca głowę w moją stronę i uśmiecha się wdzięcznie. Po chwili całym ciałem odwraca się przodem do mnie i zaczyna mówić. Rzeczywiście są to rzeczy, które już słyszałem. Ten sam ból, wyrzuty sumienia, pretensje, niepewność, niezdecydowanie. Targają nią bez przerwy te emocje. I ona doskonale o tym wie, ponieważ sama to mówi. Żali się, że każdym razem, kiedy to z siebie wyrzuca, jest jej lepiej, a później to wszystko wraca, niczym bumerang.

– Alice, moim zdaniem musicie wrócić na scenę.

– Dan... – mruczy, jakby chciała mnie uciszyć, jednak nie jest zbyt przekonana.

– Słucham? – pytam, ale nie odpowiada, tylko bawi się naderwanym kawałkiem drewna z deski przed nią. – Tam jest wasze miejsce. Tam możecie się uzdrowić.

– Wiesz co mówisz. – Przyznaje cicho.

– No właśnie. Też było mi trudno wrócić na boisko, choć wiem, że wasza tragedia jest o wiele cięższa do przejścia. Mimo wszystko nie możecie tego porzucić. Muzyki, kariery, The Shrimp. Wcześniej ty namawiałaś mnie na powrót, a teraz ja namawiam ciebie.

Na krótki moment zapada cisza. Zastanawiam się, co jeszcze powiedzieć, które punkty nacisnąć, by utwierdzić ją w moim przekonaniu.

– Często myślę, że musimy grać dalej. Chcę tego. Nawet rozmawiałam o tym z Jamesem. Oboje byliśmy pozytywnie nastawieni, a później wróciły te same wątpliwości. To uczucie, że nie można, nie wypada. A jeśli nawet to kiedy? Ile ma trwać nasza żałoba? A może lepiej byłoby przeżywać ją na scenie, wśród fanów, którzy kochali Mike'a?

– Bingo. Przeżywajcie na żałobę w miejscu, które nie tylko łączy was, członków zespołu, ale i publiczność. Nie mówię, żebyście skakali z radości. Może na początek zrezygnujcie z tych najoptymistyczniejszych kawałków, wprowadzajcie je później, stopniowo.

– Tak jest, menedżerze. – Śmieje się przez chwilę Ally, a ten dźwięk bardzo mnie cieszy.

Pytam ją, co ma na myśli, a ona mówi, że tak samo doradziła im Nelly. To dobrze, że ona również ciągnie ich w tę stronę, ale ostatecznie to oni podejmą decyzję. A pewnie w głównej mierze James.

Rozmawiamy jeszcze trochę o The Shrimp, przez naprawdę krótki moment wspominamy Mike'a, a kiedy słońce znika na dobre i powietrze wokół nas robi się chłodne, uznajemy, że pora wracać.

– Kiedy zrobimy noc filmową? – pyta moja przyjaciółka.

– Zapowiada się, że za kilka dni będę bardziej wolny niż zwykle, więc dam ci dokładnie znać.

– Może Millie też by wpadła?

– Myślę, że bardzo chętnie.

Żegnamy się, jak zwykle, przytuleniem. Staram się nim dodać Alice jak najwięcej siły. Tak jak wtedy, kiedy odszedł jej ojciec... Tak jak ona przytulała mnie, gdy myślałem, że nigdy nie wrócę do piłki nożnej... Tak jak zawsze wspierają się najlepsi przyjaciele, którymi byliśmy, jesteśmy i będziemy. 

Dream Biggest #3 ✔ 18+Where stories live. Discover now