Rozdział 26

148 18 0
                                    

James

Tę niedzielę spędzamy w domu, a już w czwartek wieczorem ruszamy do sąsiedniego kraju, by zagrać trzy koncerty w trzech różnych miastach. W domu powinniśmy być w poniedziałek pod wieczór.

Wczorajsze spotkanie z Millie i Danem zapowiadało się tragicznie, ale o dziwo skończyło się w dosyć dobrych nastrojach. Zabraliśmy się do domu nieco wcześniej, żeby tamci mogli pobyć jeszcze trochę sam na sam. Alice w domu odrobinę narzekała na Millie, ale trudno jej się dziwić. Dziewczyna nie traktuje jej zbyt miło. Chyba każdy w końcu, by się wkurzył, gdyby go tak traktowano.

Dziś na obiad wpadły do nas chłopaki z The Shrimp. Pograliśmy trochę, rozgrzewając się przed wyjazdem, ale spotkamy się jeszcze w środę, żeby zrobić próbę, a następnie z naszą ekipą spakować cały sprzęt. W każdym razie dzisiaj co nieco poćwiczyliśmy i przerobiliśmy jeden kawałek, który ma się znaleźć na następnej płycie.

Chociaż wszyscy już poszli, my zostaliśmy w naszym pokoju pełnym instrumentów. Alice brzdęka na gitarze, sprawdzając różne przestery, a ja siedzę z mikrofonem w dłoni i raz po raz dołączam się wokalem do jej gry.

– Nie podoba mi się coś w tym refrenie. – Stwierdzam, więc ona przestaje grać.

– Melodyjnie czy tekstowo?

– Chyba i tak, i tak. Nie wiem, gdzie Mike się tak spieszył. Mówiłem, że to nie jest to...

Czułem niedosyt, nie chciałem kończyć spotkania, dopóki nie poczuję, że to jest to, że uzyskaliśmy przekaz, którym chciałbym podzielić się ze światem. Niestety nasz basista powiedział, że nie może zostać ani minut dłużej, dlatego odpuściłem i pozwoliłem każdemu pójść w swoją stronę.

– Więc zróbmy to po swojemu, a później przedstawimy im najnowszą, i miejmy nadzieję ostateczną, wersję. Co ty na to, kochanie?

Patrzę na nią, próbując ułożyć w głowie to, co chciałbym osiągnąć. Podnoszę się z kanapy, podchodzę do niej i ruchem wskazuję na czarny przester.

– Dobra, zagraj mi z tym.

– Aż tak? – pyta. – Myślałam, że to ma być lżejsza piosenka.

– No właśnie chyba każdy tak myślał, dlatego nie jestem zadowolony, bo nie tego chciałem.

Sięgam jeden z licznych długopisów i zmieniam kilka słów. Powiedzenie „pierwsza myśl jest najlepsza" chyba jeszcze nigdy nie sprawdziło się u mnie, jeśli chodzi o tworzenie utworów.

Spędzamy w studiu jeszcze kilkadziesiąt minut, aż wreszcie oboje opuszczamy je z poczuciem satysfakcji i zadowolenia z tego, co udało nam się stworzyć. Uwielbiam ten stan.

Nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie być z Alice. Nie wytrzymałbym w związku z kimś, kto nie rozumie tej pasji, tej miłości. Z kimś, kto nie wiedziałby, o czym mówię. Wychodziłbym z sali prób, wracał do domu i zastawał kogoś, kogo nudziłoby to, o czym opowiadam. To byłoby okropne. Wiem, że dla większości ludzi to, czym ja żyję, jest nieważne, ale nie dla Alice. Ona wszystko rozumie, nieraz mam wrażenie, że czyta mi w myślach. Jest po prostu stworzona dla mnie.

Nasza codzienność, nasze normalne życie byłoby dla wielu tak nienormalne. I nie mam tu na myśli długich tras, koncertowania, wywiadów. Mam na myśli ten czas, który spędzamy w domu. To niemal za każdym razem wiąże się tworzeniem lub ćwiczeniem czegoś własnego; słuchaniem i oglądaniem innych. Muzyka jest z nami tak często jak to tylko możliwe. Bez przerwy się czymś inspirujemy. To, co przeżywamy, co odczuwamy, potrafimy przekształcić w teksty piosenek.

– Lara przysłała mi zdjęcia kwiatów i pyta czy takie mogą być – mówi Alice, wchodząc do salonu zapatrzona w ekran tableta.

Mości się obok mnie na kanapie, na której siedziałem właśnie w zamyśleniu, słuchając płyty Disturbed. Sięgam po pilota i przyciszam dźwięk. Wpatruję się w jasnoróżowe kwiaty, które gdzieś już kiedyś widziałem.

Dream Biggest #3 ✔ 18+Donde viven las historias. Descúbrelo ahora