Rozdział 48

138 16 0
                                    

James

– James, mam dosyć. – Stęka, będąca po drugiej stronie słuchawki, Nelly.

Jej głos nigdy nie był tak bezsilny. Mam wrażenie, że znajduje się wręcz na granicy płaczu. Wierzę, że „ma dość", przez co zaczynam się niepokoić, ponieważ nie mam pojęcia, co ma na myśli. Nie pamiętam, by kiedykolwiek była w takim stanie.

– Co się dzieje, Nel? – Zdrabniam jej imię, tak jak zwykle ona zdrabnia nasze.

– Byliśmy umówieni, a jego znowu nie ma. Znalazłam najlepsze miejsce w tym pierdolonym kraju, a jego nie ma! Czekam tu, sama, jak jakiś kołek. Wysłałam mu wiadomość w każde możliwe miejsce, chyba tylko nie pieprzoną pocztą. Dzwoniłam. I nic. Co mi przyszło do głowy, żeby wybrać się tutaj oddzielnie? – Z każdym kolejnym słowem jej bezsilność stopniowo przekształca się we wściekłość.

Wzdycham głośno, opuszkami rozprostowując zmarszczki na czole, powstałe w wyniku grymasu, który pojawił się na mojej twarzy, słysząc wieści naszej menedżerki. Przesuwam palce w dół i wplatam je w brodę.

Słowo „spokojnie" ciśnie mi się na usta, ale wiem, że nie istnieje lepszy zapalnik, dlatego gryzę się w język.

– Nel, nie panikujmy. Może jest w drodze. Wiele rzeczy mogło się zdarzyć. Nie zakładajmy...

– James! Rusz dupę i jedź do niego. – Jej wulgarność i agresywny ton jednoznacznie świadczą o tym, że została doprowadzona do skraju swojej wytrzymałości.

– Chciałem to zaproponować. Sprawdzę to i odezwę się, gdy będę cokolwiek wiedział. W razie czego ty też...

– Jasne. – Przerywa mi po raz kolejny. – Czekam. Jesteśmy w kontakcie.

Alice wybrała się do mamy, zabierając ze sobą Maxa, więc niewiele myśląc po prostu zdejmuję klucze z wieszaka i ruszam do garażu, skąd wyjeżdżam swoim Dodgem. Emocje, które mną rządzą są trudne do opisania. Sprzedałem Nelly śpiewkę, w którą ani ona, ani ja nie wierzymy. „Wiele rzeczy mogło się zdarzyć..." Ciekawy byłby to zbieg okoliczności, że akurat Mike'owi, który ma jechać do kliniki odwykowej, zdarzyły się jakieś „rzeczy".

Nelly tak się postarała. Tyle godzin z nim przegadała. Spędzili razem wiele czasu w ostatnich dniach. Przycisnęła go nawet bardziej niż ja. Postawiła ultimatum. Sprawa naszych koncertów nie ruszyła, ponieważ ona uznała, że musi mieć absolutną pewność, a ja potulnie oddałem jej władzę, sam również nie chcąc podejmować ryzyka, dopóki Mike czegoś nam nie udowodni. Dlatego Nelly znalazła najlepsze i najbardziej poufne miejsce. A jego nie ma...

Scenariusze, które przemykają teraz przez moją głowę są najróżniejsze. Jeśli zastanę go w domu, jestem cholernie ciekaw, co będzie miał mi do powiedzenia.

Docieram do celu. Droga, którą musiałem pokonać, pozwoliła mi odrobinę uspokoić emocje. Mimo wszystko wkładam trochę zbyt wiele energii w zamknięcie drzwi, przez co przykuwam zainteresowane spojrzenia, których zdecydowanie nie chciałem na siebie sprowadzać. Przykładam dłonie bokami do twarzy, wierząc że w jakikolwiek sposób pomoże mi to się ukryć, i czym prędzej przemykam do budynku. Uspokajam się dopiero podczas samotnej jazdy windą.

Udaje mi się dotrzeć na odpowiednie piętro bez mijania się z innymi. Dzwonie dzwonkiem, ale nikt mi nie otwiera. Podejmuję kolejną próbę i pukam do znajomych drzwi, których jednak nie widziałem już od jakiegoś czasu. Jeszcze kilkukrotnie przeplatam ze sobą te czynności, lecz bezskutecznie. Przed odejściem postanawiam po prostu nacisnąć na klamkę, co okazuje się dobrą decyzją, ponieważ drzwi ustępują mi.

Wchodzę do środka, czując jak zalewa mnie nowa fala gniewu. Siedzi sobie w mieszkaniu. Jak gdyby nigdy nic.

– Mike! – wołam, nie potrafiąc powstrzymać agresji.

Dream Biggest #3 ✔ 18+Where stories live. Discover now