Rozdział 12

150 22 0
                                    

Dan

Jakimś cudem udało mi się pojechać do schroniska z Alice i załatwić całą sprawę tak, bym jeszcze zdążył spotkać się z Millie. Zaprosiła mnie do zoo, a ja nie protestowałem. Sądząc po jej wyborze i pracy, którą wykonuje, musi kochać zwierzęta, więc zapewne ucieszyłaby się, gdybym przedstawił jej Jaxa, ale to tylko takie przyszłościowe założenie.

Kiedy wjeżdżam na parking, kątem oka widzę ją, stojącą przed wejściem. Uśmiecha się szeroko, poznając mojego pickupa, którego musiała widzieć, przyprowadzając brata na treningi. Lub gdy ostatnio byłem u weterynarza.

Znajduję miejsce zaraz na brzegu, gaszę silnik i ruszam szybkim krokiem w stronę czekającej na mnie dziewczyny. Jestem ciekaw, ile czasu tak na mnie czeka, ale na szczęście nie spóźniłem się.

– Cześć – mówi, wyciągając przed siebie rękę, rozwiązując tym samym mój dylemat, czy podczas powitania lepiej uścisnąć dłoń, czy ją przytulić.

– No cześć – odpowiadam, po czym ustawiamy się w kolejce po bilety.

– Udało się wszystko załatwić? – pyta uprzejmie.

– Na szczęście tak. Braliśmy z przyjaciółką dwa pieski ze schroniska. – Dosyć szybko wypalam z tym wątkiem, sam jestem zaskoczony. Chyba za bardzo stresuję się tym, że nie znajdziemy wspólnych tematów, dlatego zaczynam wygadywać pierwsze, co przychodzi do głowy.

Millie jest jednak wniebowzięta.

– Naprawdę?! Świetnie! Sama mam pieska ze schroniska.

– Jak się wabi?

– Nazywa – akcentuje – się Juicy. Jest ruda, wszystkich kocha i wyłudza jedzenie.

Potakuję z uśmiechem, nie mając w głowie żadnej odpowiedzi, choć tak bardzo chciałbym zareagować w jakikolwiek inny sposób. Powiedzieć cokolwiek! Ale mam w głowie pustkę, a w gardle blokadę.

– Ludzie źle chodzą do zoo, wiesz? – Millie zdaje się być nieugięta, a mnie to bardzo cieszy. Chyba lubi gadać tak jak Ally.

– Tak? A to jest w ogóle możliwe? – pytam.

Przerywamy na chwilę, by kupić bilety, a po chwili znajdujemy się już po drugiej stronie, która pełna jest zagród z różnymi gatunkami zwierząt. Nigdy nie byłem w zoo na początku wiosny, a teraz widzę, że wiele przez to straciłem. Drzewa dopiero co zaczynają się zielenić, a powietrze pachnie zupełnie inaczej, niż o jakiejkolwiek innej porze roku. Ruszamy zgodnie ze strzałkami, które prowadzą nas w prawo do miejsca, gdzie królują małpy.

– Oczywiście, że jest możliwe. Ludzie przychodzą tutaj jakby wykonywali jakiś bieg. Rozumiesz, przechodzą z punktu do punktu, jakby to były przystanki kontrolne. Żyrafy, okej, odhaczone, dobra, idziemy dalej, tutaj zdjęcie ze słoniami, no i dalej.

– A ty jak przychodzisz? – pytam, szczerze zainteresowany jej punktem widzenia.

– Ja przychodzę odpocząć, pomyśleć. Rozumiesz? Nacieszyć się tą chwilą, naturą. To jak relaks w parku na ławce tylko, że sto razy lepszy, bo możesz wybrać sobie towarzystwo dowolnego zwierzęcia. Siadasz lub stajesz przy ogrodzeniu, obserwujesz i żyjesz tą chwilą. Tak się powinno chodzić do zoo.

Nigdy nie spotkałem się z taką teorią i żałuję, że poznaję ją dopiero teraz. Słowa Millie mają dla mnie wiele sensu.

– I my dziś właśnie tak spędzimy ten czas? – pytam, choć mogę przewidzieć odpowiedź.

– Tak. Mam nadzieję, że nie załamiesz się, jeśli przypadkiem nie zaliczymy oglądania tygrysów, bo zasiedzimy się przy strusiach? – mówi żartobliwie, a ja reaguję śmiechem na jej słowa.

Dream Biggest #3 ✔ 18+Where stories live. Discover now