Rozdział 27

143 18 0
                                    

Alice

Sprawy coraz bardziej posuwają się do przodu. Wszystkie sprawy.

Ślub nadchodzi coraz większymi krokami. Wcześniej niemal o nim nie myślałam, ale teraz muszę dogadywać ostatnie szczegóły z organizatorką i z Larą, więc nie sposób zapomnieć o tym wydarzeniu. Nie czuję jednak przesadnych emocji z tym związanych. Suknię ślubną wypatrzyłam już dawno temu, więc po prostu pojechałam ją przymierzyć, dopasować i kupić. O fryzjera i makijażystkę nie muszę się martwić, ponieważ wszystkim zajmie się Nelly, która jest jaka jest, ale na tym, co ma robić, zna się jak mało kto. Larę również będzie przygotowywała.

James wielokrotnie pytał się mnie czy nie jest mi przykro, że bierzemy podwójny ślub. Już nawet zaczęłam podejrzewać, że to jemu jest z tego powodu przykro, ale zaprzeczył. Mnie nie jest żal, ponieważ i tak będę się czuła wyjątkowo. Będę ślubowała najważniejszemu mężczyźnie w moim życiu. Co z tego, że zaraz po mnie albo tuż przede mną to samo będzie robiła narzeczona jego najlepszego przyjaciela? Nie czuję się z tego powodu źle, wręcz przeciwnie, to będzie niepowtarzalne wydarzenie! I tylko jeden drugiemu nie będzie mógł świadkować, bo wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, żeby to byłoby już zdecydowanie zbyt dziwne.

Na naszych ślubach i tak spora część gości by się pokrywała, więc chyba lepiej nawet dla nich, że wszystko załatwimy za jedną imprezą. Pamiętam jak ciotka Agatha wychodziła za mąż, robiąc ślub na mnóstwo osób. Wtedy myślałam, że jest ich sporo, ale pobijemy jej rekord, zapraszając rodziny z czterech stron i wszystkich życzliwych nam ludzi. A przez te lata grania nieco się ich przewinęło w naszym życiu.

Całe wydarzenie będzie nagrywane przez kilka kamer i fotografowane przez wiele osób. Czuję się tym faktem odrobinę skrępowana. Niemal jakbyśmy byli parą królewską! Na szczęście nie będziemy transmitowani na żywo w telewizji, a cała uroczystość nie będzie ciągnęła się w nieskończoność.

Jedno jest pewne, to będzie wielki dzień. Cała nasza czwórka – a pewnie również goście – nie zapomni tego do końca życia.

Cieszę się, ponieważ jeszcze przed ślubem ciotka Amanda z rodziną zamieszkają w sąsiednim mieście. Nie spodziewałam się, że to wszystko uda się tak szybko zorganizować. Co prawda jest jeszcze wiele do załatwienia, ale ciocia poświęca teraz temu cały czas i energię. Pracuje na najwyższych obrotach, przygotowując wszystkich i wszystko na przeprowadzkę. Już wkrótce będziemy mogły spotykać się tak często jak nigdy w życiu!

Niestety sprawy z wyjazdem ciotki Agathy także nabrały tempa... Niedawno zadzwoniła do mnie i głosem, zwiastującym rozmowę nienależącą do najprzyjemniejszych, powiedziała:

– Alice, muszę ci coś powiedzieć.

– Tak? – zapytałam i usiadłam na łóżku, przygotowując się na usłyszenie tego, czego się obawiałam.

– Ostatnio spanikowałam. Nie wiedziałam, jak mam ci to powiedzieć... Peter był na mnie zły. Cały czas jest. Mówi, że niepotrzebnie to przeciągam, zamiast od razu powiedzieć, co i jak...

Zamknęłam oczy. Wiedziałam, co za chwilę powie. W mojej głowie kłębiły się setki myśli. Chciałam tyle powiedzieć. Chciałam prosić, błagać. Zamiast tego milczałam, dlatego ciotka zapytała:

– Jesteś tam?

– Tak – odpowiedziałam, starając się brzmieć tak jak zwykle, a to słowo było jedynym, na jakie potrafiłam się wysilić, żeby głos mi się nie załamał.

– Alice, bo ten nasz wyjazd do Afryki jest już niedługo. To wszystko wyszło tak nagle. Zaczęło się od luźnej rozmowy. Peter wspomniał o swojej rodzinie. Odezwaliśmy się do nich. Oni byli tacy otwarci. I tak na szybko, na wariackich papierach to zorganizowaliśmy. – Słyszałam, że bardzo stara się brzmieć smutno, ale nie potrafiła skutecznie zamaskować nut radości i ekscytacji. – No i... Nie będzie nas na twoim ślubie.

Dream Biggest #3 ✔ 18+Where stories live. Discover now