25|Niegodna czy niegodny?

1.2K 57 42
                                    

Minęło kilka dni. Marinette mieszkała już z owym czarującym blondynem. Mieszkanie było cudownie urządzone na nowoczesny styl. Było ogromne w porównaniu do jej poprzedniego mieszkania, w którym mieszkała z przyjaciółką. Bardzo było jej żal rozstawać się z tym miejscem mimo kilku pozorów między innymi szaloną sąsiadką. Ale przede wszystkim trudno było jej rozstawać się z Alyą, z którą wiele przeżyły. Dziewczyna nie mogła się doczekać zaręczyn, które powinny już dawno się odbyć ale cóż jak to mężczyźni... Zawsze spóźnieni. W każdym razie według Marinette to mulatka powinna się pierwsza wyprowadzić. W sumie nie zastanawiała się nad tym, że jej związek z Adrienem był szybki. Tak, był szybki i to nawet bardzo. Nie spodziewała się tego ale bardziej nie spodziewałaby się tego, że jej ta szybkość się spodoba czego kiedyś w życiu by nie uznała. Ostatnio zaczęła się coraz gorzej czuć. Coraz więcej dni spędzała w toalecie. Nie tylko w pracy ale także w domu.

— Idziemy? — zapytał Adrien.

— Tak, tak tylko założę buty i chodźmy — odpowiedziała.

Zwinnie ubrała buty i wyszli z korytarza. Mieszkanie znajdywało się na drugim piętrze więc mięli przed sobą kilka schodów. Po chwili znaleźli się pod budynkiem na parkingu. Chłopak z szarmanckim uśmiechem otworzył jej drzwi od pasażera czerwonego Audi. Sam za nią podążył do środka samochodu. Beżowa skóra była prawie na całej powierzchni w środku. Całą drogę przejechali w ciszy, lecz nie takiej krępującej a takiej uspokajającej. Po kilku minutach byli już na miejscu. Stali przed budynkiem firmy "Agreste". Wchodząc otworzył jej drzwi w stylu dżentelmena i uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła uśmiech. W pewnym momencie musieli się rozdzielić i pójść do swoich gabinetów. Pożegnali się tęsknym wzrokiem. Marinette wchodząc do swojego biura zapomniała o bałaganie jaki stworzyła ostatni raz kiedy w nim była, czyli jakieś pięć dni temu. Źle się poczuła więc musiała wyjść odprowadzana przez zatroskanego blondyna. Tymczasem jej bałagan spowodowany nagłą weną względem jej własnej kolekcji nadal pozostał.
W środku po ziemi walały się białe zwinięte resztki prac a na biurku leżały oliwki, kartki, markery i wiele innych artykułów. Zmęczona wzruszyła rękami i wzięła się za sprzątanie. Po godzinie wszystko stało uporządkowane a kosz zapełnił się śmieciami po brzegi. Usiadła przy biurku próbując rozpocząć już kolejny strój. Zrobiła już trzy, więc zostało jej jeszcze sporo. Chwyciła ołówek i zaczęła rysować. Nagle poczuła ból w okolicach brzuchu a potem nie czuła już nic.

Tymczasem...

Adrien usiadł w swoim miękim, czarnym, skórzanym fotelu. Przez chwilę patrzył na Paryż o rannych godzinach, który był pełny zatłoczonych ulic i złych kierowców ze względu na warunki na drodze. Obrócił się i dostrzegł stojąca przed nim Lunę. Jak zwykle elegancko ubrana. Czarna, długa spódnica w białe grochy sięgała aż do kostek wydłużając jej nogi. Czarna bluzka w prążki oraz czarne szpilki. Twarz była poważna ale jednocześnie skupiona.

— Panie Agreste, Panna Survey prosi Pana o obecność w swoim gabinecie.

— Ile razy ci mówiłem żebyś się do mnie zwracała po imieniu.

— Nie można tak robić. Przecież Pan jest moim pracodawcą a ja mam za zadanie wypełniać obowiązki.

Adrien wywrócił ostentacyjnie oczami po czym kiwnął głową.

— Kim jest ta Survey? Pierwsze słyszę. Nie pamiętam żeby ktoś taki tu pracował — rzekł zdziwiony.

— Pokój 203 — odpowiedziała surowym głosem.

Chłopak wzruszył rękoma i pognał do windy. Zamyślony dojechał na dół i skierował się do pomieszczenia numer 203. Otworzył niewielki gabinet i po chwili w jego stronę odwróciła się wysoka blondynka (iż, gdyż, ponieważ miała na sobie szpilki na długość 20 centymetrów, wiem że tak się nie mówi a tym bardziej nie pisze). Jej niebieskie oczy przejechały od stóp do głowy. Adrien zmieszany zaczął drapać się po głowie. Od razu poznał koleżankę z dziecinnych lat.

— Cześć, Adrieński — powitała go.

— Witaj, Chloe — odparł znudzonym głosem. W tej chwili nie miał ochoty na spotkanie z kimkolwiek a tym bardziej z nią.

— Słyszałam, że ty i ta Dupe-Cheng jesteście razem. Myślałam, że moje uszy mi umrą to słysząc. Ta niezdarna pokraka nie zasłużyła na ciebie.

— Po pierwsze, Chloe, Marinette ma na nazwisko Dupain-Cheng. Po drugie, nie mówi się, że uszy umrą tylko, że zwiędną. A po trzecie, kochałem, kocham i będę kochać Marinette ponad wszystko i prawda jest taka że to ja nie zasłużyłem na nią — wypowiedział swój monolog jednocześnie wprawiając w zakłopotanie stojącą przed nim blondynkę.

— Może chciałbyś się kiedyś spotkać? — kontynuowała nie przejęta jego słowami.

— Chloe, jestem zajęty. Minęły cztery lata przez które nawet nie raczyłaś się  odezwałaś. Nie mam czasu tak jak ty nie miałaś go przez cztery lata. Czas dojrzeć Chloe. Znajdź sobie kogoś.

— Już znalazłam — odpowiedziała z przebiegłam uśmieszkiem na ustach.

★★★

Amy szła między gabinetami przypominając sobie o pewnej granatowowłosej dziewczynie, której obiecała niedawno lunch w pobliskiej kafejce, w której Marinette i Adrien się spotkali w ten sam dzień, w którym znów się spotkali po latach rozłąki. Otworzyła drzwi gabinetu jak zwykle uśmiechnięta. Amy była osobą, która promieniowała radością i chciała się nią dzielić z innymi. Zazwyczaj ta radość spływała na ludzi wprowadzając miłą atmosferę. Lecz teraz jej mina zrzedła. Poczuła jak jej nogi się trzęsą. Cała się trzęsła! Marinette leżała bezwładnie na ziemi! Nikt nawet nie zwrócił uwagi!

— Pomocy! — zawołała zdenerwowana.

Szybko chwyciła telefon Marinette i wybrała numer alarmowy. Po chwili stała nad nią i próbowała ją obudzić. Postanowiła wybrać jakikolwiek numer z kontaktów. Zadzwoniła do niejakiej Alyi, która była pierwsza w kontaktach.

Halo, Marinette? odezwał się głos ze słuchawki.

— Jestem Amy, przyjaciółka Marinette. Przepraszam, że korzystam z jej telefonu ale Marinette zemdlała i leży nie przytomna w biurze...

Amy jeszcze nie skończyła mówić kiedy z telefonu usłyszała:

Zaraz tam będę. Na karetkę nie ma co liczyć.

Tymczasem w głowie Alyi powstało pytanie: GDZIE JEST ADRIEN?

***

Hejooo,
Tak więc w małym stopniu wróciła cząstka mojej weny. Tak jak obiecywałam będę was powiadomiać na bieżąco jak z moją weną i rozdziałami.
Lecz nie obiecuję regularnego dodawania jak na początku. Cóż, wena 🙄.
I najważniejsze pytanie... Czy chcecie Special na Święta? Jak tak to zostawcie gwiazdki lub komentarz a postaram się napisać! W wigilię raczej nie zamieszczę bo nie będzie nikt miał czasu ale w Boże Narodzenie lub 23 grudnia zamieszczę. Dobra, nie będę przeciagała bo pewnie nie chcecie już czytać moich wypocin hah. Bayu, Wasza Bezia🥰

Always Together | MiraculousWhere stories live. Discover now