13 • Boski chłopak •

495 34 15
                                    

Na jego twarzy malował się jeden i ten sam chytry uśmiech.

- Zmienili wam przeciwników. - oznajmił z satysfakcją, która wcale mnie nie dziwiła.

Można powiedzieć, że nawet się tego spodziewałam. Musiał maczać w tym palce. Nie byłby sobą, gdyby pozwolił im mierzyć się z Królewskimi.

Zerknął na mnie spod tego swojego ponurego kapturzyska. Teraz nie miałam już wątpliwości, cieszył się z tego jak mało kto.

Wśród dzieciaków rozeszły się szepty zrezygnowania. Im też się nie dziwiłam. Szykowali się mentalnie na kogoś, z kim nie będzie im dane stoczyć meczu.

- Niby czemu? - zapytał zirytowanym głosem Xavier.

Przynajmniej teraz nie zawiódł mnie swoją reakcją.

Usotsuki zamruczał coś pod nosem.

- Nie wiem. - zaśmiał się beztrosko, znów przypominając mi w tym Byrona. - Ale wiem, że nie macie żadnego zastępstwa. Musicie poczekać na wynik meczu Raimona.

- Ciekawe, że akurat ich. - mruknęłam złośliwie, wciąż wbijając w chłopaka, miałam nadzieję, złowrogie spojrzenie.

- Nie moja wina, że mają najwcześniej mecz Veronico.

- Akurat, nie twoja. - dodałam, nim zdążyłam ugryźć się w język, łudząc się, że jednak mnie nie usłyszał.

I chyba właśnie tak się stało, gdyż nie odwrócił się ani na chwilę.

- Czyli meczu nie będzie? - do naszych uszu dobiegł głos Kastiela.

W duchu prosiłam, żeby to Xavier mu odpowiedział. Naprawdę nie chciałam psuć sobie tym jeszcze bardziej humoru.

- Nie. - odparł niezwykle chłodno. Chyba też podejrzewał kto stał za całą tą krzywą akcją. - Ale to nie znaczy, że rezygnujemy z treningu. Rozgrzewajcie się, do roboty. - Xavier klasnął w dłonie, kierując się w stronę ławki.
Z jego strony temat został zakończony.
Świetnie, że dla niego zawsze wszystko było takie prostolinijne. A przynajmniej na takie to kreował. Nie mogłam wiedzieć, co działo się w jego głowie. Zbyt dobrze nauczył się to ukrywać.
W krok za nim poszła cała drużyna, która już po chwili wykonywała kolejne polecenia trenera. Pomimo goryczy, nie wyglądali na jakoś bardzo zasmuconych. Może po prostu im to sprzyjało?
Spojrzałam w stronę Usotsukiego. Wciąż uporczywie stukał chudymi palcami o kolejne klawisze.

- Na mnie już chyba pora. - odrzekł sennym, lecz zadowolonym tonem. - Do zobaczenia później.

Nie miałam w planach tak po prostu puścić mu tego płazem.

- O nie mój drogi. - złapałam go za nadgarstek, powstrzymując tym samym od wyjścia ze stadionu. - Musimy pogadać.

- Czy to konieczne, Veronico? Mam dużo pracy do załatwienia przed waszym meczem.

- Nie obchodzi mnie to Usotsuki.

- Dobrze. - westchnął, luzując mięśnie. - Niech będzie. O czym chcesz rozmawiać?

~~
- I naprawdę tylko po to chciałaś, żebyśmy wyszli? - Usotsuki zaśmiał się w ten swój ironiczny, ale zarazem przerażający sposób. - To urocze, że tak się martwisz Veronico.

Czułam ciarki na całym ciele. Nikt nie denerwował mnie tak, jak on.
I Byron. Dalej nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę nie był on. Wszystko wskazywało właśnie na niego. Ruchy, postawa. Kiedyś wydawało mi się nawet, że pod kapturem widziałam pasmo blond kosmyków.
Może to naprawdę tylko paranoja?

- Nie wygłupiaj się tylko mi odpowiedz. Oboje wiemy, że odwołany mecz to nie przypadek. Chcę tylko wiedzieć co im zrobiłeś, czy to takie trudne?

Przeznaczeni Gwiazdom [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now