18 • You're not that bad, Love •

201 17 4
                                    

Słońce rozpaliło nasze twarze ognistymi płomieniami tego dnia już po raz ostatni. Nie pamiętam, kiedy widziałam ogród w takim stanie. Choć momentami mogłam nawet uwierzyć, że to wcale nie ogród, nie jego piękno mnie tak zachwyca. Sprawia, że znów czuję spokój i swego rodzaju zadowolenie. Wzięłam głęboki oddech, prawie krztusząc się letnim powietrzem. Pachniało jaśminem.
Prawie niewyczuwalnym. Byron też go czuł, na pewno.
W pomarańczowo-różowym świetle znów wyglądał jak tylko Bogu ducha winien nastolatek z bardzo zawiłą historią. Znów miał nieziemsko długie, blond włosy, iskrzące oczy i zupełnie dziecinny wyraz twarzy, któremu uroku dodawały złociste piegi rozsiane na alabastrowej skórze.

- Nie mam pojęcia skąd u nich te podejrzenia. - westchnęłam, mierząc wzrokiem las za domem rodziców.

- Nie powiedziałbym, że to podejrzenia Veronico. - Byron uśmiechnął się pod nosem. Nie patrzył w moją stronę. Jego wzrok zatrzymał się gdzieś indziej. Prawdopodobnie w miejscu, które nie było dla mnie dostępne.

- Co masz na myśli?

- Jak dla mnie oni po prostu nie mogą się pogodzić z faktem, że odeszliście od piłki.

- Ale przecież nie odeszliśmy.

Odwrócił wzrok, by obdarować mnie zupełnie pustym spojrzeniem.
Spojrzeniem, które mogło być tylko moje.

- Oni o tym nie wiedzą. I pewnie będą próbować was wywabić aż do skutku.

- A my nie możemy dać się złapać.

Ku mojemu zdziwieniu, Byron zaśmiał się krótko. Gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się po raz kolejny, jego było zupełnie inne. Błyszczące, ale nie wiem czym. O wiele bardziej do niego pasowało.

- Myślałem, że chcecie się w końcu ujawnić. - chłopak wyszczerzył zęby w lekkim uśmiechu.

- Ta... - musiałam się zastanowić. - Rozmawialiśmy o tym rano. Prawdopodobnie weźmiemy udział w zgrupowaniu reprezentacji Japonii, żeby ich zmylić.

Zaśmiał się.

- Co cię tak bawi, Byron? - zapytałam trochę zdziwiona, żeby nie powiedzieć zirytowana.

- Nie sądziłem, że historia tak szybko zatoczy koło. - wiedział, że nie rozumiem, dlatego zdecydował się kontynuować z dalej tak samo rozbawioną miną. - Widzę, że mało wiesz o tym zgrupowaniu Veruś. Powołanie dostał każdy były kapitan i piłkarze z wyróżnieniem sportowca roku.

- Czyli? - uniosłam pytająco brew.

Jedno się nie zmieniło, dalej lubił mówić potwornie enigmatycznie.

- Ja też tam będę. - faktycznie.

No dobra, ten fakt zdołał mi jakoś umknąć. Ale czy mi nie pasował? Raczej nie. Wręcz przeciwnie. Chyba nawet się ucieszyłam.

- No patrz. - uśmiechnęłam się mimowolnie. - Będziemy mieć Raimon reaktywację.

- Po dzisiaj? Wolałbym nie.

- Ja też.

Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Okres grania w Raimonie nie był dla nas aż taki zły. Na pewno nauczyliśmy się więcej o sobie samych. Nawiązaliśmy i zerwaliśmy kontakty, zaczęliśmy lepiej kłamać. Wszystko miało jakiś cel w przyszłości, którą właśnie próbowaliśmy pisać.

- Axel gdyby mógł, pewnie zabiłby mnie wzrokiem tam, na miejscu. - rozbawienie w głosie blondyna nie pozwoliło wziąć mi jego słów na poważnie.

A jednak, w oczach Byron'a nie królował wcale śmiech.
To była zawiść, irytacja i sama nie wiem, co jeszcze.

Mając przed oczami białowłosego sprzed kilku dni, mimowolnie straciłam ochotę na śmiech i cokolwiek, co było z nim związane. Naprawdę miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś porozmawiamy. Może nie jak za dawnych lat, bo to co było nigdy już nie wróci. Nie będziemy przyjaciółmi, nie porozmawiamy razem o nadchodzącym meczu albo innym, ważnym wydarzeniu. Zapewne nawet na siebie nie spojrzymy. Ale ja dalej miałam głupią nadzieję.
Bo zbyt mocno się do nich przywiązałam. I nikt, nawet Xavier, nie był w stanie tego we mnie zmienić. Więc skoro nie mogłam im już powiedzieć, jak dumna jestem, miałam nadzieję, że słyszą to od kogoś innego.
Równie bliskiego, jak my kiedyś.

Przeznaczeni Gwiazdom [ZAKOŃCZONE]Onde as histórias ganham vida. Descobre agora