21 • I wanna be...? •

211 17 24
                                    

- Tak. - odparłam, gdy emocje przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. - Ale nie będziesz czuł się w tym domu dobrze.

- Zapomnij. - mruknął pod nosem. - Dobrej nocy Foster.

Love odjechał zostawiając za sobą głuchą ciszę. Mimo jego stałej, beznamiętnej miny, nie wydawał się zły. Raczej nie oczekiwał żadnej innej odpowiedzi. Nie wiem skąd u niego ta nagła zmiana. Chyba o wiele bardziej podobało mi się, gdy siedzieliśmy w sali konferencyjnej, niż w jego aucie.
No cóż. Bo co niby więcej mogłam mu powiedzieć? Xavier jakimś cudem go znowu polubił, ba nawet uwzględniał go w swoich planach. Ja chciałam się tylko dostosować.
Gdy weszłam, już od progu otulił mnie duszący zapach jaśminu. W domu panowała cisza, na tyle niepokojąca, że nie zdejmując butów, powoli ruszyłam w kierunku salonu. Co gorsza, drzwi wejściowe były otwarte, więc albo Xavier robił sobie ze mnie żarty, albo ktoś po raz kolejny próbował się włamać.
Przy oknie wciąż stała jakaś postać. Chwilę zajęło mi, żeby ją zidentyfikować. I na moje nieszczęście, nie był to mój brat. Na pewno nie ten żyjący.

- Czekałem na jakieś ciekawsze zakończenie. - Kira odwrócił się w moją stronę z durnym uśmiechem zdobiącym jego bladą, przezroczystą twarz.

- Nie wiem czego. - mruknęłam, wywracając oczami. Niby wiemy o sobie od paru lat, ale dalej jakoś nie byłam w stanie przywyknąć do faktu, że rozmawiam z duchem i nie jest to żadne następstwo mojej choroby. - Co tym razem?

- A co ma być? - wzruszył ramionami. - Przyszedłem w odwiedziny do mojego rodzeństwa. Nie mogę?

- Jakoś ci nie wierzę.

Kira zaśmiał się krótko, robiąc kilka kroków w moją stronę.

- Jaśmin kwitnie bardzo mocno, co?

- Nie dało się nie zauważyć.

Problem z Kirą polegał na tym, że tak samo jak ja bardzo lubił zgadywanki. Co irytowało mnie szczególnie w momencie, gdy chciałam dowiedzieć się od niego czegoś w jak najkrótszym czasie.

- Słuchaj, nasze ostatnie spotkanie nie było najlepsze.

- Nie no co ty. - parsknęłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - "On jest kluczem", "Trzymaj się go", "Gray nie jest tym, kim myślisz". Serio, wszystko zrozumiałam.

- Daj spokój. - Kira wywrócił oczami. - Ale to akurat prawda. - Nie wiem co w nim widzisz, ale lepiej przestań. Dla własnego dobra.

- Czemu moi bracia nie mogą chociaż raz zaakceptować mojego chłopaka, co? Xavier Axela, ty Gray'a. O Byronie nie wspominając.

- Poprawka. Xavier też nie lubi Gray'a, ale jeszcze o tym nie wie.

- Świetnie Kira, naprawdę wspaniale. - uniosłam głos, gestykulując przy tym nerwowo. - Może jeszcze łaskawie powiesz mi dlaczego, zanim znikniesz? I o co chodzi z tym cholernym kluczem?

- Gray nie jest muzykiem. Nie byłbym też taki pewien, że w ogóle ma na imię Gray. On wie o tobie więcej, niż ty o nim siostrzyczko. W każdej wersji.

- Jakiej każdej wersji, Kira?

Chłopak uśmiechnął się tylko. Nigdy nie mówił nic wprost, do tego zdążyłam przywyknąć. Chyba nie mógł. Ale przynajmniej raz by się zlitował i podał więcej wskazówek, naprowadził mnie, cokolwiek.

- Gray ma dwa imienia. A nawet trzy. I o dziwo wszystkie znasz, choć to ostatnie może niewiele ci mówić.

- Do rzeczy, Kira. - na piętrze słychać było jakiś hałas.

Oby to był Xavier.

- Zwracaj uwagę na dłonie, Veronico. - Kira najwidoczniej również coś usłyszał, bo odwrócił wzrok w kierunku schodów. - Co do Byrona, nie mogę ci niestety nic doradzić. Wiem, że teraz może cię nie przekonywać, ale nie zrażaj się do niego.

Przeznaczeni Gwiazdom [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz