12 • Otwarcie FFI •

428 32 4
                                    

Pamiętam go jak przez mgłę, choć nie byłam ani trochę pijana czy zmęczona. To samo z przebiegiem przysięgi. Jakby po prostu mi się przyśniła.

- I przeklinam cię - wypowiedzieliśmy w tym samym czasie, gdy podwójny księżyc wstąpił na sam środek nocnego nieba. - że nie będziesz działał na naszą niekorzyść pod osłoną przysięgi. - zamilkliśmy, wpatrując się w siebie z nieludzkim spokojem.

Tak naprawdę nic się nie zmieniło. Cały czas staliśmy w tym samym miejscu, cały czas trzymaliśmy się za ręce. Może tylko powietrze nie było już tak ciężkie. Znów usłyszeliśmy pohukiwanie sowy. Wcześniej tego nie robiła, jakby nie chciała nam przeszkodzić.
Zerknęłam w kierunku nieba. Podwójny księżyc spadł. Został już tylko ten zwykły, pojedynczy.
Na polanie unosił się delikatny zapach jaśminu. Miałam nawet wrażenie, że gdzieś przez moment między drzewami sunie bordowa czupryna. Głupie wrażenie utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że Kira na pewno gdzieś tam był.
I na pewno nie był dumny.

- Idziemy? - Usotsuki był najwyraźniej zadowolony.

Z drugiej strony, czemu miałby nie być? W końcu dopioł swego.

Obdarzyłam go zdziwionym spojrzeniem. Nie sądziłam, że miał zamiar jeszcze jakkolwiek ze mną rozmawiać.

- Nie patrz tak na mnie. Za kilka minut będzie losowanie drużyn. Myślałem, że zaprosisz mnie do środka. - rzucił okiem na dom za nami.

Tak było najbezpieczniej. Xavier nie zadawał pytań, chodzenie na spacery do lasu to była dla nas forma terapii za dzieciaka.
Nic więc dziwnego, że kilka godzin przed losowaniem wyszłam się odstresować.

Nie wiem czemu chciałam to przed sobą tłumaczyć. Czułam, że zrobiłam coś nie po swojej myśli. Ale to przecież nie był pierwszy raz. Zwykle robiłam rzeczy wbrew sobie, by tylko przypodobać się Xavierowi.
I co z tego dostałam? Bycie pieprzonym overthinkerem.

- A tak. - mruknęłam, jakby to było conajmniej oczywiste. - Jasne. Chodźmy.

Nic więcej nie mówiąc ruszyłam w kierunku domu. Nie planowałam go zapraszać, nawet wcześniej o tym nie rozmawialiśmy. Musiał więc mieć w tym jakiś interes.

Przez całą trasę zastanawiały mnie tylko dwie rzeczy. Pierwsza, czy to w ogóle dobrze, że zamierzałam go wpuścić do naszego azylu. Druga, czy ma zamiar siedzieć w kapturze przez cały ten czas.
Już z końca posesji dobiegającej pod las dało się dostrzec oświetlony żółtym światłem taras. Xavier musiał na nim siedzieć, albo wietrzyć salon, gdyż im bliżej byliśmy, tym dokładniej słyszeliśmy głosy z telewizji. Co jakiś czas zerkałam przez ramię. Usotsuki nie zboczył z drogi ani razu. Szedł z głową spuszczoną ku ziemi. I gdybym się na nim nie poznała, mogłabym pomyśleć, że coś go trapi.
Jednak ani on ani Byron nie wyrażali tego w ten sposób.
W końcu dotarliśmy do tarasu. Drzwi, tak jak myślałam, były otwarte. Xavier natomiast, zamiast na którymś z foteli, siedział na podłodze z głową skierowaną w kierunku włączonego losowania. Z tego co zdążyłam się zorientować, zaczęli je dość niedawno. Prezes FFI przedstawiał jeszcze trenerów, później musiał odczytać sponsorów i dopiero przejść do głównej części programu.
Xavier spojrzał w naszą stronę z niemałym zdziwieniem.
- Usotsuki? - zapytał, patrząc raz na niego, raz na mnie.
Problem w tym, że sama nie miałam pojęcia co u nas robił.
- Wprosił się. - mruknęłam, wzruszając tylko ramionami.
Fakt faktem, że zrobiłam to trochę złośliwe. Czułam na sobie jego piorunujące spojrzenie.
Które jednak miało w sobie coś równie złośliwego.
- Dzięki za reklamę Veronico. - odparł, zaplatając dłonie na klatce.
Byłam wręcz pewna, że się uśmiechał. Musiał. Miałam przed oczami twarz Byrona. Tę samą, którą widziałam za każdym razem, gdy ripostował mnie jakimś tekstem.
- Nie ma sprawy. - szybko puściłam do niego oczko, zajmując miejsce na fotelu, o który plecami opierał się Xavier. - Siadaj, zaraz się zacznie.
Odwróciłam wzrok ku ekranowi, choć kątem oka dostrzegłam, że chłopak skorzystał z zaproszenia, usadawiając się na wolnym fotelu.
Prezes zaczynał wyczytywać właśnie nazwiska trenerów drużyn zgłoszonych do turniejów. Kilka dni temu Usotsuki uprzedził nas, że na spotkanie pojedzie podstawiona przez niego osoba. Nie chcieliśmy niczego insynuować, zwracać na siebie niepotrzebną uwagę. Jeszcze by nas ktoś rozpoznał.
I co wtedy?
Dobre pytanie.
- Reprezentant sztabu trenerów liceum Raimona Mark Evans. - z głośników rozległ się dźwięk cichych oklasków. - I trener posiadaczy dzikiej karty, członek kadry Akademii Aliea, Byron Love.
Poczułam jak krew marznie w moich żyłach. Nagle cały świat stanął, krzycząc na okrągło tylko te dwa słowa. Byron Love. Ten Byron Love. Kamera nie mogła się mylić, wyglądał tak samo, jak wtedy na imprezie.
Ale to oznaczało tylko jedno.
Powietrze zamarło mi w płucach. Jego gęstość z każdą sekundą coraz bardziej się zwiększała. Najpierw spojrzałam na Xaviera. On nie wiedział. Nie miał takich podejrzeń, inaczej pewnie bym o nich wiedziała.
Później powoli odwróciłam głowę w kierunku Usotsukiego.
Nasze spojrzenia się spotkały.
Wpuściłam do domu zupełnie obcą osobę.
To nie był Byron Love.
Związałam się przysięgą z kimś innym. Serce podeszło mi do gardła. Po plecach spłynął zimny dreszcz. Czułam tę jego satysfakcję. Choć nie widziałam jego twarzy, był na niej wymalowany tryumf.
Znów dałam się nabrać.
- I jak się wam podoba wasz nowy wspólnik? - zapytał z ironicznym rozbawieniem.
Przełknęłam z trudem zalegającą ślinę. On mówił poważnie.
Znów spojrzałam w kierunku Xaviera. Tym razem ponaglająco, prosząc go, by cokolwiek powiedział.
Ja nie byłam w stanie.
Choć Xavier był równie zniesmaczony co zdziwiony.
- Żartujesz, tak? - zapytał ze złudną nadzieją. - Nie zrobiłeś tego.
- Zrobiłem. - tym razem w jego głosie zabrzmiała wyższość. - Byron będzie trenował Mgławicę. Nie będziecie sobie wchodzić w drogę, ale o tym nikt nie musi wiedzieć. Prawda? - tym razem skierował się tylko w moją stronę. - Coś nie tak Veronico? Zbladłaś.
Jego głos aż emanował złośliwością.
- Nie. - wydukałam w końcu. - Skądże.
Wszystko było nie tak.
- W takim razie skąd te zniesmaczone miny? Przecież już ze sobą pracowaliście.
- Pierwszymi drużynami, które stoczą ze sobą mecz są Akademia Czarnej Magii oraz liceum Kirkwood. - głos z telewizora uratował nas przed odpowiedzią, co Usotsuki skwitował jedynie cichym parsknięciem.
- Kolejnymi drużynami są natomiast Akademia Królewska oraz Akademia Aliea. - tym razem na sali zapanowała cisza.
Byron zmroził wzrokiem trenera królewskich. Nie miałam pojęcia kim był, nie należał do żadnej ze starch kadr. Tuż obok niego siedział natomiast sam Evans.
Jego mina wyrażała jedno.
Zastanawiał się co na spotkaniu robił Love. Jak prawdopodobnie większość z zebranych. I o dziwo wcale się im nie dziwiłam. Wszyscy prędzej myśleli, że pójdzie w Zeusa. Może nawet Raimona lub zostanie wolnym strzelcem. Nikt nigdy nie miał podstaw, żeby przypisać go do kosmitów. A jednak właśnie tak się stało.
Następne w kolejce było liceum Raimona i szkoła Komputroników. Jednakże nasza trójka nie wydawała się tym zbytnio zainteresowana.
- Królewscy nie stanowią dla nas konkurencji. - słusznie zauważył Usotsuki. Ich świetność minęła lata temu. - Liczyłem na coś bardziej ekscytującego.
- Nie, po prostu liczyłeś na Raimona. - mruknęłam nawet na niego nie patrząc.
Wciąż ślepo wpatrywałam się w ekran, szukając na nim blond czupryny.
- A wy nie? Chyba właśnie po to tu jesteście, tak? Żeby ich zniszczyć.
- Nie wiem skąd te przypuszczenia Usotsuki. - spróbowałam posłać mu jak najchłodniejsze spojrzenie.
Znów się zaśmiał.
- To nie przypuszczenia. To fakty. Myślicie, że nabiorę się na bajkę o rozwoju młodych piłkarzy? To tylko przykrywka, świadoma lub nie.
- Czemu mielibyśmy ich niszczyć? - tym razem odezwał się Xavier. - Uczyniliśmy akademię potęgą za naszych czasów. Raimon został zrównany z ziemią. Czego mielibyśmy chcieć więcej?
- Dominacji. Kto zasmakuje władzy, uzależnia się od niej w każdym calu. Ale wam nie muszę przecież tego tłumaczyć, prawda?
Milczeliśmy. Wokół słychać było tylko stłumiony głos prezesa. Oznajmiał jakieś oczywistości związane z zasadami i datami pierwszych meczy. Nasz odbyć się miał równo za tydzień.
- No nic. Późno już, będę się zbierał. - Usotsuki podniósł się z fotela. Wyglądał na dumnego ze swoich osiągnięć. - Wyśpijcie się.

---
Ostatni trening zaplanowaliśmy na dwa dni przed rozgrywką. Nie chcieliśmy ich zbytnio zmęczyć. Większość nie przywykła jeszcze do naszego planu treningowego, choć starali się tego nie okazywać. Nauczyli się już, że każde potknięcie skończy się kilkunastominutową pogadanką Xaviera jak bardzo nieodpowiedzialni i nieodpowiedni są. Czasem miałam wrażenie, że przesadza, jednak po kilku razach sama zdążyłam wyłapać jego tok rozumowania. Może i nie był najłagodniejszy, ale w jednym musiałam przyznać mu rację. Skuteczności nie dało się temu odmówić.
Na tym samym treningu mieliśmy również w planie ogłosić ostateczne pozycje i tytuły. W rankingach wciąż górował Kastiel. Dalej nie udało nam się jednak ustalić skąd miał taki staż i dlaczego nigdy wcześniej nie figurował w żadnej drużynie.
Jego potencjał był zbyt ogromny. Prawie niemożliwym było, by ktoś tego nie zauważył.

Jak zwykle czekaliśmy w gabinecie, obserwując z góry zbierającą się młodzież. Na początku zawsze przychodziła grupka obrońców, potem dołączali do nich bramkarz i napastnicy. Następnie pomoc, a na samym końcu napastnicy, w których naturze było się spóźniać. Xavier nie tolerował tego w szczególności. Kilka pierwszych razy musieli robić pompki lub biegać dookoła boiska. Z czasem jednak i on dał sobie spokój, od czasu do czasu rzucając ciętym komentarzem.
Miałam wrażenie, że jego szanowali jakoś bardziej. Wszyscy mieli do niego respekt, traktowali jak mentora. Ja natomiast byłam tylko jego cieniem. Co prawda nie zdarzyło się, by ktoś nie okazał mi szacunku czy olał moje polecenia, jednak wrażenie nie mijało. Xavier wciąż był tą lepszą połową rodzeństwa Foster.
Znów poczułam wibracje w kieszeni szortów. Usotsuki puszczał mi od godziny krótkie, urywające się sygnały, których nie dało się odebrać. A gdy już próbowałam, po drugiej stronie panowała cisza. Toteż postanowiłam więcej się tym nie przejmować. Jeśli faktycznie coś chciał, to prędzej czy później pojawiłby się na horyzoncie.

- Jesteś pewien, że podjęliśmy dobrą decyzję dając mu opaskę? - zapytałam, nie odrywając wzroku od boiska.

Xavier wciąż pisał coś na laptopie. Między przerwami słyszałam cichy stukot klawiatury i kliknięcia myszki.

- Czemu nie? Jest o wiele wyżej niż cała reszta. - odpowiedział beznamiętnie.
Chyba wcale nie miał ochoty na rozmowę.

- Właśnie tego się boję.

- W sensie?

- Że stawiając go na pozycji kapitana, wyjebiemy mu ego, którego sami nie będziemy w stanie później okiełznać.

Tym razem odwróciłam się w stronę brata. Chciałam zobaczyć jego reakcję. Dostrzec jakąkolwiek zmianę w jego twarzy. Nic.
Nie tego się spodziewałam.

- Nie patrz na niego w ten sposób. - odparł, zamykając laptopa. - Kastiel to porządny chłopak. Może trochę kapryśny, ale wciąż najlepszy na to stanowisko. - wstał od biurka, robiąc kilka kroków w moją stronę. - Zresztą, dobrze wiesz, że pyskaty kapitan jest lepszy niż nie mówiący nic.

Westchnęłam bezsilnie, znów patrząc w stronę boiska. Czekali na nas w komplecie.

- Może i masz rację. - zatrzymałam się na moment, analizując, czy warto coś jeszcze mówić. - Chodźmy, chcę mieć to już za sobą. - mruknęłam, rezygnując z dalszej rozmowy.

Xavier też niczego więcej nie powiedział. Wyszedł za mną, zamykając gabinet kartą.

Powietrze na stadionie było zadziwiająco duszne. Pomimo końcówki sierpnia, ta część Japonii nigdy nie była szczególnie upalna. A tu proszę, prawie trzydziestoparostopniowy upał.
Aż żal było mi ich tak ganiać po boisku.
Ale przecież nie mogliśmy zrezygnować z treningu w tak ważnym momencie.

- Dzień dobry drużyno. - przywitałam ich sztucznym uśmiechem. - Cieszymy się, że jesteście w komplecie. Dzisiaj, tak jak planowaliśmy, ustalimy ostateczny plan rozgrywki i przekażemy opaskę kapitana.

Naraz oczy wszystkich poszybowały w kierunku wejścia na stadion, przez co my też byliśmy zmuszeni tam spojrzeć.
Usotsuki biegł w naszą stronę z włączonym laptopem.

Przeznaczeni Gwiazdom [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now