33 • Shine bright like a diamond • Il Gran Final

481 26 546
                                    

Na początek babci - bo tylko jeden jaśminowy ogród inspiruje tak mocno.
Później Xavierowi - temu prawdziwemu - bo wierzę, że jeszcze uda nam się obejrzeć niejeden piękny zachód.
Na koniec gwiazdom - tym na niebie i ziemi. Za światło podczas najciemniejszych nocy.
Dedykuję nie tylko ten rozdział, ale również całość. I dziękuję, tak od serca.

Zachodzące słońce nad Inazuma Town to moment, który chcę pamiętać zawsze. Bo nawet najgorszy dzień tutaj kończy się dziełem sztuki. Nie mogę powiedzieć że małym, bo rozciąga się po całym nieboskłonie i zachwyca ludzi coraz to nowszymi, ciekawiej dobranymi barwami.
Za każdym razem zapiera dech w piersiach. I uzależnia. Oj tak, uzależnia jak mało co.

- Pięknie, prawda? - Xavier stał tuż obok mnie.

Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy przyszedł. Opierał się dłońmi o balustradę i z rozmarzeniem wpatrywał się w pomalowany na pomarańczowo nieboskłon. Nie wyglądał jednak na spokojnego i wcale mnie to nie dziwiło. Dziś nasz świat, a w szczególności jego wywrócił się do góry nogami. Wiedziałam, że będzie się obwiniał. Znam go jak nikt. Niby zgrywa twardego, ale tak na prawdę czuł się winny z powodu Schiller'a. W końcu to jego obarczał o "kradzież tożsamości ". Wszystko, co mówił, było naprawdę przerażające. Ale to nie my dalej byliśmy winni, choć rozumiałam, dlaczego tak twierdził.

- Oj tak. To miejsce zawsze wygląda tak...

- Nierealnie? - uśmiechnął się niewinnie, wciąż obserwując bordowe chmury. - Czasem mam wrażenie, że wcale nie istnieje. Że to wszystko zatrzymuje się w miejscu, żebym mógł w końcu odetchnąć. - znów się uśmiechnął. - Głupie, wiem.

Jego spojrzenie było spokojne. Choć odbijał się w nim ogromny mętlik, Xavier wcale go nie okazywał. A jednak wolałabym, żeby raz odpuścił. Nie zgrywał nie wiadomo kogo. Każdy czasem potrzebuje odetchnąć. On w szczególności na to zasługiwał.

- Nie, wcale nie. - na moje usta wpłynął delikatny uśmiech. - Też się tak czasem czuję.

- Serio?

Pokiwałam głową.

- Pewnie. Zawsze przypominają mi się te wszystkie wieczory, gdy zabierałeś mnie ze sobą na boisko. Nigdy wtedy ze sobą nie rozmawialiśmy, pamiętasz?

Na ustach chłopaka pojawił się nieplanowany uśmiech.

- Pamiętam. Ale wcale nie jestem z tego dumny, Vera. - westchnął. - Nauczyłem cię gry w piłkę, a nigdy nie nauczyłem się z tobą rozmawiać. I strasznie tego żałuję.

Powietrze stanęło mi w gardle, powodując subtelny ból. Oczy też zrobiły się jakieś nadto wrażliwe na cokolwiek.
Mimo to się uśmiechałam. Bo choć nie wiem ile razy marzyłam, żeby mieć innego starszego brata, żaden z nich teraz nie dorastałby Xavier'owi do pięt. Od zawsze go podziwiałam. I nie wyobrażam sobie tego zmieniać. Kochałam go takim, jakim był. Chłodnym czy nie, rozmownym czy nie bardzo. Xavier Foster wciąż był moim bratem. Szkoda, że zrozumiałam to tak późno, ale przecież lepiej późno, niż wcale.

- Ale przynajmniej trafiam do bramki, co nie? - oboje zaśmialiśmy się cicho. - Daj spokój, Xavier. Nigdy nie byliśmy ideałami. I tego już nie naprawimy. Ja też żałuję wielu wieczorów, kiedy po prostu omijałam twój pokój.

- Bo cię tego nauczyłem. - zwiesił głowę.

- Nieprawda. - choć trochę racji miał. - Oboje się izolowalismy, bo nikt nas nigdy nie nauczył jak wyrażać uczucia.

Uśmiechnął się lekko.

- Wyrosłaś na naprawdę mądrą dziewczynę, Vera. Jestem z ciebie dumny.

Przeznaczeni Gwiazdom [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now