32 • Joker •

295 22 337
                                    

- Veronica! - walenie do drzwi tylko nabierało w siłę. - Veronica otwórz! Otwórz, oni tu są!

Sparaliżowana przez strach siedziałam zwinięta pod drzwiami hotelowego pokoju. Wokół panował lepki mrok, który zdawał się przybierać różne kształty i postawy. Dlatego starałam się nie patrzeć. Chowałam twarz w dłoniach, dociskając je z całych sił do oczu. Metaliczny posmak w moich ustach nie znikał już od jakiegoś czasu, a wargi piekły mnie niemiłosiernie.

- Chyba nie chcesz, żeby mnie złapali, prawda kwiecie?

Ciarki przeszły mnie na samą myśl o osobie, która wypowiadała te słowa.
Na korytarzu rozległy się kroki. Dudniło, jakby biegło nim stado koni.

- Shadow! Shadow! - walił pięściami w drzwi, które drżały pod wpływem siły. A ja drżałam razem z nimi. - Przecież wiesz, że jestem niewinny! Nie daj im mnie złapać! Nie daj im-

Łapczywie nabrałam powietrza do płuc. Czułam delikatny chłód w okolicy karku, tak samo wyraźnie, jak dudniące w piersi serce. Szybko podniosłam się do siadu, próbując strząsnąć z oczu zalegający w nich sen. Mrok wciąż utrzymywał się w pokoju. Tym razem moim, w Inazuma Town. Nie był też już tak lepki i gęsty. Spojrzałam szybko na zegarek w podpiętym do kontaktu obok łóżka telefonie. Czwarta czterdzieści, za godzinę wschód słońca, a za dwie zadzwoni mój budzik. Przynajmniej powinien. Mimo to nie czułam się już ani trochę senna. Delikatnie przetarłam dłonią czoło, na które wstąpiło pare kropel potu. Dawno nie miałam żadnego koszmaru. A tu proszę. Na kilka godzin przed meczem Gray chciał jeszcze raz zamącić mi w głowie. Nie miałam pewności, czy był to zwykły przypadek, czy może muzyk postanowił zabawić się mocą kamienia, więc dla własnego bezpieczeństwa zadecydowałam o tym dłużej nie myśleć. Żeby nie otworzyć żadnej furtki w podświadomości, przez którą mogłabym nie skupiać się na meczu. Już i tak wystarczająco długo słuchałam o nim na przesłuchaniu, które swoją drogą całkiem nieoczekiwanie zawrzało wczorajszym popołudniem.

Trwało niecałe pół godziny. No, może lekko ponad licząc jedną krótką przerwę. I opierało się głównie na tych samych pytaniach, o których przy śniadaniu opowiadał Xavier. "Gdzie się poznaliście", "Czy Usotsuki zachowywał się dziwnie w stosunku do ciebie", "Czy byłaś kiedyś w jego gabinecie", "Czy znaliście się wcześniej" i parę podobnych. Miałam wrażenie, że Ci detektywi na siłę chcą wymusić na mnie niektóre odpowiedzi. Nie wiedzieć czemu strasznie przyczepili się faktu chodzenia razem do szkoły, co przecież nigdy nie miało miejsca. Bo o podejrzeniu bliższej relacji z Usotsukim chyba nie muszę mówić. Tak czy siak, całe to przesłuchanie nie przypadło mi do gustu ani trochę. Tym bardziej, że nikt nas o nim przedtem nie poinformował. Gdy dotarliśmy z Xavier'em do domu po treningu, dostałam wiadomość, że mam się niezwłocznie stawić na komendzie.
Myśleliśmy, że może znaleźli Usotsukiego albo meteoryt. Ale nie była to żadna z tych rzeczy.
Jeszcze większym zaskoczeniem okazał się Byron, z którym minęłam się na korytarzu, gdy wychodziłam. Idący ze mną detektyw nie pozwolił nam jednak zamienić ani słowa, jakby bał się, że chcemy ustalić taką samą wersję wydarzeń. W sprawie, w której oboje byliśmy niejako pokrzywdzeni. Błyskotliwa dedukcja, nie powiem.
Love od tamtej pory nie dał mi jednak ani znaku życia. Nie odpowiadał na moje połączenia ani wiadomości. Wiedziałam, że przed meczami lubił spędzać czas w ciszy, aczkolwiek ta wyjątkowo mnie niepokoiła.
Chwilę jeszcze posiedziałam na łóżku, bez celu wiodąc wzrokiem po wszystkich meblach w pokoju. Zatrzymałam go na krześle z torbą i złożonym na niej stroju reprezentacyjnym. Dalej dość nierealnie to dla mnie brzmiało. Będę reprezentować Japonię. Ja, Veronica Foster. Królewska napastniczka przez przypadek wciągnięta w świat, o którym nie miałam pojęcia. Świat Akademii Aliea.
A teraz z meteorytem na piersi, za parę godzin powinnam rozgrywać mecz o skali nie tylko japońskiej, ale światowej. Niesamowite. I dalej nierealne.
Xavier miał rację, świat jeszcze o nas usłyszy.
W końcu wstałam z łóżka, zabrałam z szafy pierwsze lepsze dresy i zamknęłam się w łazience na dobre dwadzieścia minut, żeby wziąć zimny prysznic. Woda przyjemne kłuła moją skórę, zmywając z niej ospałość. Lubiłam to uczucie. Szczególnie przed wymagającymi dniami. Napędzało mnie do działania, choć z grubsza było tylko całkiem dobrym placebo.
Kiedy zeszłam na dół, światło z kuchni wypełzało na korytarz leniwymi strugami. Byłam prawie pewna, że to Xavier też nie może spać, ale to wcale nie był on. Tylko jego nieco starsza wersja.
Tata pił kawę na krześle podsuniętym pod okno. Taki był jego poranny rytuał, choć gdy jeszcze chodziłam do Raimona zdarzało mu się również zajmować jeden z foteli w salonie. Po chwili zawahania weszłam do środka.

Przeznaczeni Gwiazdom [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now