10 • Gość zapomniany •

423 33 2
                                    

Wieczorny wiatr delikatnie opiewał twarze naszej dwójki siedzącej na tarasie. Przez otwarte drzwi sączył się dźwięk cichej, radyjnej muzyki. Oczy Xaviera były lekko przymrużone, by przynieść chłopakowi krótkotrwałą ulgę. Fakt, dzisiejszy dzień nie należał do najlżejszych, na pewno nie w sensie stricte psychologicznym.
Jeśli nie obserwowałam jego, błądziłam wzrokiem po granatowym niebie, dumnie okrytym srebrną biżuterią. Muszę przyznać, że gdziekolwiek bym na nie nie patrzyła, właśnie tutaj wyglądały najlepiej. A w szczególności ta jedna, którą razem z Xavierem nazwaliśmy Kirą. Ciekawe czy w ogóle dalej o tym pamiętał...

- Myślałeś już nad nazwą? - mruknęłam, przerywając koncert dawany przez świerszcze.

Czerwonowłosy zaprzeczył kilkoma kiwnięciami głowy.

- Nie, a ty?

- W sumie - przerzuciłam wzrok na jego postać. Wyglądał na zrezygnowanego. - Moglibyśmy nazwać ich Orionem. Widać go dziś najjaśniej. - uśmiechnęłam się pod nosem, co odwzajemnił.

- Chcesz kontynuować tradycję? - zapytał z iskrą w oczach.

- I przeznaczyć ich gwiazdom. - mrugnęłam porozumiewawczo, przez co na ustach chłopaka pojawił się jeszcze większy uśmiech.

- Dalej w to wierzysz?

- Czemu nie? Wiara to akurat jedyne co nam pozostało Xav. - nie pamiętam, kiedy ostatni raz powiedziałam do niego w ten sposób.

A było to akurat coś naprawdę przyjemnego.

- Naprawdę myślisz, że uda nam się ich wyszkolić do rozpoczęcia Strefy Footballu? - zagadnęłam, łapiąc się, że nie tylko ja obserwowałam tej nocy gwiazdy.

- Jasne. Trzeba tylko chcieć.

- Chcieć czasem nie znaczy móc Xavier.

- Ale z ciebie pesymistka. - przerzucił swój wzrok na mnie z lekko złośliwym uśmiechem. - Trochę więcej entuzjazmu. Zawsze możemy skorzystać z naszej puli ćwiczeń.

Przez moment siedziałam z podkulonymi kolanami, ślepo wpatrzona w jego czerwone, spięte w luźną kitkę włosy. Te ćwiczenia nie były niczym mądrym. Może i skuteczne, aczkolwiek potrafiły wyrządzić wiele krzywd, nie tylko fizycznych.

Gdy się otrząsnęłam, Xavier znów przyglądał się gwiazdom. Tym razem nie byliśmy już jednak sami.
Nawet nasze ubrania przesiąkły już wonią jaśminu.

Trochę mnie to martwiło.

- Nie wytrzymają tego.

- Muszą. Jeśli tylko chcą być jak Genesis - muszą, Veronico.

Uśmiechnął się cierpko.
Był to do tej pory najbardziej sztuczny uśmiech, jaki widziałam w jego wykonaniu.

•••
Podjechaliśmy po kawę, jednak zrezygnowaliśmy z niej szybciej, niż byśmy chcieli. Zza witryny kawiarni nie sposób było nie dostrzec białej i czekoladowej czupryny.
Wróciłam do auta w ostatnim momencie. Tuż po chwili na horyzoncie pojawił się również Evans.
- To dlatego nie będzie kawy? - Xavier ze złośliwym uśmiechem wskazał w kierunku odchodzącej trójki przyjaciół.
- Sam sobie odpowiedziałeś.
- Coś taka nie w sosie?
- Nie mów, że też się cieszysz na ich widok.
- Nie, ale coś mi się wydaje, że to nie jest jedyny powód. - Xavier spojrzał na mnie, gdy zatrzymał się na światłach. - Powiesz mi o co chodzi czy znowu będziemy się bawić w zgadywanki?
Westchnęłam ciężko, opierając głowę o zagłówek. Sama nie do końca wiedziałam skąd u mnie to załamanie humoru. Może po prostu się nie wyspałam?
- Problem polega na tym, że ja sama nie wiem Xavier. Chyba się stresuję, może to dlatego.
Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem.
- Ty? Stresujesz się? Od kiedy?
- Odkąd tylko wróciliśmy do Inazuma Town.
Zamknęłam oczy, dając chłopakowi do zrozumienia, że nie chce mi się dalej rozmawiać. Głowa pękała mi w szwach, nie mieliśmy kawy, a odprawa zaczynała się za niecałe pół godziny. Świetny wynik jak na naszą dwójkę.
Xavier dodał gazu, gdy światło zmieniło się na zielone. Jedynym plusem położenia Akademii Aliea był cień lasu w gorące dni. Zawsze było tam chłodniej niż w środku miasta. Boiska na zewnątrz to raj w porównaniu do betonowych płyt w Raimonie czy tych nad rzeką.

Przeznaczeni Gwiazdom [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now