"... zaraz zaczniemy sie rzucać jedzeniem.."

1.2K 56 26
                                    


— Powiedz mi Adrienne, do finału zostały już niecałe trzy miesiące, stresujesz się tym wydarzeniem? — zapytałam, uważnie obserwując piękną blondynkę. 

Francuska wydawała się dzisiaj wyjątkowo milcząca, co nie było do niej podobne. Zwykle, gdy siedziałyśmy same w świetlicy, dziewczyna wręcz nie wiedziała, kiedy przestać mówić. Była to niejako jej zaleta, ponieważ nie dało się z nią nudzić. W dodatku wyglądała dzisiaj zupełnie... inaczej.

— Właściwie to nie. — odezwała się, po krótkim zastanowieniu. — Wydaje mi się, że nie mam realnych szans na wygraną.

— Dlaczego tak uważasz? — zdziwiłam się.

Nie wiedziałam, czy jest to rodzaj jej fałszywej skromności, czy naprawdę tak uważała.

— Powiedzmy sobie szczerze, konkurując z chłopakami, moje szanse prawie nie istnieją. — wzruszyła ramionami. — Rozgrywka pewnie będzie toczyła się między Igorem a Scorpiusem. Każdy to wie.

— Nie sądziłam, że tak to widzisz. — powiedziałam cicho.

— Jestem na drugim miejscu, tylko dlatego, że Scorpius cię uratował. 

— No dobrze... To już wszystkie pytania na dzisiaj. — spojrzałam w swoje notatki. — Pamiętaj, że w sobotę będę musiała zrobić wam zdjęcia, do nowego artykułu. — przypomniałam.

— Jasne, nie zapomnę. — uśmiechnęła się, jednak od razu zauważyłam, że nie był to szczery uśmiech.

Nie znałam jej zbyt dobrze. Tak naprawdę trzymała się z daleka od wszystkich spoza Beauxbatons. Wydawało mi się to dosyć dziwne, że wciąż była na uboczu.

— Adrienne, nie chce być wścibska, ale coś się stało? Wyglądasz... jak nie ty. — zapytałam, starając się brzmieć delikatnie.

Nie chciałam, aby myślała, że staram się ją w jakiś sposób obrazić.

— Wszystko jest w porządku. — powiedziała, wstając z fotela. — Pardon Rose, ale powinnam już iść.

— Rozumiem. — pokiwałam głową, śledząc ją wzrokiem, póki nie zniknęła za drzwiami.

Siedziałam jeszcze przez kilka minut, zastanawiając się nad jej zachowaniem. Wyglądała naprawdę słabo, ale zdawałam sobie sprawę, że praktycznie nic o sobie nie wiemy, więc nie powinnam spodziewać się, że zdradzi mi swoje własne problemy. Miałam nadzieję, że znajdzie kogoś, z kim zechce o tym porozmawiać. Nikt nie zasługuje na samotne przeżywanie czegoś, co bardzo rani.

Wciągnęłam powietrze i wyszłam ze świetlicy, aby poszukać przyjaciół. Czułam, że muszę powiedzieć im o tym, co przyszło mi do głowy. Miałam nadzieję, że będą wiedzieli, jak można pomóc Adrienne.

Przeszłam szybko przez obraz Grubej Damy, aby uniknąć jej koszmarnego śpiewania. Od razy zauważyłam Doriana, który siedział na kanapie wraz z Eleonorą McLaggen. Nie wyglądał na zbytnio zachwyconego.

— Przeszkadzam? — zapytałam, szeroko się uśmiechając.

— Oczywiście, że nie Rosie. Siadaj. — powiedział Dorian, przesuwając się w lewo, aby zrobić mi miejsce między nim a Eleonorą.

— Przepraszam Eleonora, ale muszę koniecznie porozmawiać z Dorim.— odwróciłam się w jej stronę, robiąc słodką minę.

— Jasne... — prychnęła cierpko, po czym szybko odeszła.

Doskonale wiedziałam jej irytację. Jej chorobliwa już obsesja na punkcie mojego przyjaciela, była coraz gorsza. Już wiele razy O'Kelly starał się jej wytłumaczyć, że nic z tego nie będzie, ale ona jakby tego nie słyszała, wciąż żywiła nadzieję, że się w niej zakocha. Nieraz także zdarzyło jej się dolać amortencji.

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon