"Gotowi na pierwsze wspólne sylwestra?"

1.2K 70 75
                                    


W sylwestra wstałam dosyć wcześnie jak na mnie. Zwykle byłam największym śpiochem  i moi przyjaciele już doskonale się o tym przekonali. W Hogwarcie i w rodzinnym domu  najczęściej wstawałam jako ostatnia, natomiast w nowych miejscach nie wiedzieć czemu zwykle nie mogłam spać. Dlatego i w tym przypadku wstałam przed Melissą i Ślizgonkami. Założyłam zimowe ubrania i wiążąc włosy w kucyk, wyszłam na dwór. Już jutro po południu mieliśmy wracać do domów, więc to była ostatnia okazja na zwiedzenie okolicy. Doskonale wiedziałam, że jutro raczej bym się do tego nie nadawała, jak z resztą większość osób.

Czułam na policzkach zimny wiatr, ale mimo to szłam z szerokim uśmiechem. Wokoło było mnóstwo drzew i krzaków, które obsypane były śniegiem. Szłam kamienną ścieżką, podziwiając te piękne widoki. Uwielbiałam taką atmosferę. Rzadko miałam okazję, pojechać gdzieś poza Dolinę Godryka czy Hogwart.

— Buu.— usłyszałam przy moim uchu, przez co wysoko podskoczyłam i pisnęłam. Chłopak zaczął się głośno śmiać. Nienawidziłam, kiedy ktoś straszył mnie w ten sposób. — A Gryfoni podobno słyną z odwagi.— dodał, stawiając do mnie twarzą.

— Na pewno jesteśmy bardziej odważni, niż wy w Slytherinie.— uśmiechnęłam się sztucznie. — Co tu robisz Malfoy?

— Prawdopodobnie to, co ty. — wzruszył ramionami.— Spaceruje.

— Ładnie tu, prawda?— powiedziałam, rozglądając się dookoła. Miałam słabość do takich widoków.

— Nie widziałaś najlepszego.— uśmiechnął się kącikiem ust.— Chodź. — wskazał głowa w prawo. — Coś ci pokażę.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, a blondyn złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć, we wcześniej wskazany kierunek.

— Co ty robisz?— zapytałam przez śmiech, próbując ściągnąć jego zimne dłonie.

— Zaraz zobaczysz.— zaśmiał się.

Musiałam przyznać, że przyjemnie było słuchać, jak blondyn się śmieje. Słysząc to, sama nie mogłam ukryć uśmiechu. Szliśmy kilka minut, bez żadnego słowa. Chłopak bez ostrzeżenia zatrzymał nas.

— Co jest?— zmarszczyłam brwi, gdy blondyn ustał za mną i zasłonił mi oczy rękoma.

— Będziesz miała większy efekt zaskoczenia.— powiedział cicho prosto do mojego ucha, przez co poczułam na karku ciarki. 

Przeszliśmy może ze dwieście metrów, gdy kolejny już raz musieliśmy się zatrzymać. Słyszałam jakieś dziwne, szeleszczące odgłosy. Ślizgon odsłonił mi oczy. Musiałam przez kilka sekund przyzwyczaić swój wzrok do światła, ale gdy to się stało, otworzyłam usta ze zdziwienia. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Znajdowaliśmy się w lesie. Wysokie drzewa były pokryte śniegiem, a przed nami był wodospad, którego woda wpadała do całkiem sporego jeziora. Woda była niemal przezroczysta, lekko zamrożona w niektórych miejscach.

— Skąd znasz to miejsce?— zapytałam, na mojej twarzy był lekki uśmiech.— Nigdy nie widziałam piękniejszego miejsca.

— Jak byłem mały, moi ojciec czego zabierał mnie i mamę w góry.— uśmiechnął się, wspominając te czasy. — Opowiadał, że w tym miejscu się jej oświadczył. Tamtym razem już musiała przyjąć pierścionek.

— "Tamtym razem" ?— zdziwiłam się. — To ile razy się jej oświadczał?

— Trzy. Moja mama była uparta.— zaśmiał się.

— Czemu nie zgodziła się od razu?— zmarszczyłam brwi.

— Nigdy nie chcieli mi powiedzieć. — wzruszył ramionami.

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Where stories live. Discover now