"Nie potrzebuję twojej pomocy"

1.1K 67 3
                                    


Idąc korytarzem w stronę Wielkiej Sali, zbierało mi się na wymioty. Ubrana w czarną szatę Gryffindoru ani trochę nie pasowałam do różowych i czerwonych serduszek, które były poprzylepiane na każdej ze ścian. Całym sercem chciałam myśleć, że to tylko kolejny wygłup Irytka, albo Lily i Hugona. Niestety, nie mogłam się oszukiwać w nieskończoność. Nastał ten dzień w roku, którego najchętniej bym się pozbyła z każdego kalendarza. Ani trochę nie rozumiałam fenomenu walentynek. Każda dziewczyna tego dnia szalała, jakby za sprawą magii czternastego lutego miała odnaleźć miłość życia, co oczywiście w większości przypadków nie miało miejsca.

— To dopiero początek dnia, a ja już mam dosyć.— warknęłam, siadając obok Doriana. Od razu chwyciłam za jego pucharek z sokiem dyniowym. Przełożyłam go do ust, ale do moich nozdrzy doleciał doskonale znany mi zapach. Przeklęłam pod nosem. Mogłam się tego spodziewać.— Amortecja..‐ odłożyłam naczynie z głośnym hukiem.

— To pewnie Eleonora McLaggen.— stwierdził ze śmiechem Will.— Jak widać, dziewczyna nadal nie daje za wygraną.

— Mogłaby już sobie odpuścić.— prychnął Dorian, dla którego nie był to powód do śmiechu.

Wspomniana Gryffonka była rok młodsza od nas. Osobiście uważałam, że miała dosyć ciekawą urodę. Jej jasnobrązowe włosy w świetle dosyć mocno wpadały w odcień miedzi i gęstymi spiralami opadały jej aż do połowy pleców. Włosy idealnie pasowały jej do opalonej karnacji, na której nie było nawet skazy. Nie uroda jednak była tym, co odpychało Doriana od jej osoby a charakter. Mianowicie za każdym razem, gdy widziała mojego brązowowłosego przyjaciela, nie potrafiła wykrztusić z siebie ani słowa. Jedynie przyglądała mu się z wyraźnym zachwytem i jąkała się podczas każdej próby sklecenia choćby jednego prostego zdania w jego obecności.

— Próbuje tego od czwartej klasy, mógłbyś wreszcie się przyzwczaić.— powiedziałam, ledwo powstrzymując śmiech, widząc niezbyt zadowoloną minę O'Kelly'ego.

— Nie mam zamiaru, nawet tego komentować Wiedźmo.— wypiął w moją stronę język.

Jakby automatycznie zrobiłam to samo, mrużąc przy tym oczy. Musieliśmy mieć bardzo głupie miny. Z Dorianem zachowywaliśmy się jak typowe rodzeństwo. Takie gesty były u nas na porządku dziennym.

— Rose wiesz może, gdzie jest Melissa?— zapytał Will, zwracając na siebie moją uwagę.

Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć, jaki był powód nieobecności blondynki na śniadaniu.

— Poszła do skrzydła szpitalnego.— dopiero po zobaczeniu zdziwienia obu chłopaków, warknęłam na samą siebie w myśli. Kompletnie zapomniałam, że żaden z nich nie miał pojęcia o powodzie tych cotygodniowych wizyt kontrolnych.

— Coś jej się stało?— przestraszył się brunet.

— Nie, nie...— zaprzeczyłam szybko. — Poszła po eliksir na ból głowy.— wymyśliłam na prędce, starałam się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. — Napisaliście już esej na obronę?— zapytałam, aby szybko zmienić temat.

— Została mi ostatnia część.— westchnął blondyn.— Nie mam pojęcia, jak go dokończyć.

— Dajcie spokój, Langarm zadał to na za tydzień.— wzruszył ramionami Dorian.

— To wcale nie tak dużo czasu. Ten temat jest cholernie skomplikowany.

— Nie histeryzuj Will, jakoś to ogarnę.— uśmiechnął się łobuzersko.— Właściwie mam zamiar załatwić sobie pomóc na jutro.

— Kogo?— zdziwiłam się. Po jego wzroku nie trudno było się domyślić, że chodzi o jakąś dziewczynę, a z tego, co pamiętałam, nie wspominał mi, że któraś wpadła mu w oko.

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz